Jeśli masz dość przewidywalnych romansów, ten film o miłości może cię zaskoczyć. To ukryta perełka Netfliksa
„Więcej niż myślisz” zaczyna się jak kolejna szkolna opowieść o uczuciach, ale bardzo szybko skręca w stronę, której Netflix zwykle unika. To film o emocjach, które nie mieszczą się w prostych schematach.

Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza: liceum w małym miasteczku, trójkąt uczuciowy, listy miłosne i bohaterowie, którzy nie bardzo wiedzą, kim są i czego chcą. „Więcej niż myślisz” wygląda jak film, który Netflix produkował już dziesiątki razy. A jednak bardzo szybko okazuje się, że ta historia idzie w zupełnie inną stronę. To nie jest opowieść o spełnionej miłości. Sama narratorka uczciwie uprzedza widza słowami: „jeśli dotąd nie zgadliście – to nie jest historia miłosna, a przynajmniej nie taka, w której spełniają się pragnienia”. I dokładnie tak jest. Ten film bardziej interesuje się tym, co dzieje się pomiędzy uczuciami, niż samym finałem.
Znana historia, ale opowiedziana inaczej
Punktem wyjścia jest wariacja na temat „Cyrana de Bergeraca”. Ellie Chu, cicha, bardzo bystra uczennica, zarabia, pisząc wypracowania za innych. Kiedy Paul, szkolny futbolista, prosi ją o pomoc w pisaniu listów do Aster, dziewczyny, w której oboje są zakochani, Ellie się zgadza. Z pozoru to prosty układ. W praktyce szybko zamienia się w emocjonalny labirynt. Najciekawsze w tej historii jest to, że film nie próbuje nikogo jednoznacznie osądzać. Paul nie jest tylko stereotypowym „głupim sportowcem”, Ellie nie jest romantyczną outsiderką bez skazy, a Aster nie sprowadza się do roli niedostępnego obiektu westchnień. Każde z nich nosi w sobie poczucie niedopasowania i samotności, choć każde z innego powodu.
Młodzi bohaterowie z prawdziwymi emocjami
Ogromną siłą „Więcej niż myślisz” jest sposób, w jaki Alice Wu pisze młodych bohaterów. To nastolatki, ale nie papierowe figury. Ich rozmowy są spokojne, czasem nieporadne, często pełne pauz i niedopowiedzeń. Film nie pędzi od konfliktu do konfliktu. Raczej pozwala widzowi przyglądać się temu, jak relacje powoli się zmieniają. Ellie jest bohaterką zamkniętą w sobie, bardziej skupioną na myśleniu i obserwowaniu niż działaniu. Jej samotność nie jest dramatyczna, raczej cicha i długotrwała. Paul z kolei desperacko próbuje dopasować się do wyobrażenia o tym, kim „powinien” być, choć zupełnie do niego nie pasuje. Aster, choć pozornie pewna siebie, także zmaga się z tym, jak inni ją postrzegają.
Film o tożsamości, nie o wielkich gestach
„Więcej niż myślisz” dotyka tematów imigracji, orientacji seksualnej, wyobcowania i presji społecznej, ale robi to bez nachalnych deklaracji. Nie ma tu moralizowania ani scen, które krzyczą swoją ważność. Zamiast tego są drobne momenty: rozmowy o książkach, wspólne przejażdżki, listy, które mówią więcej o autorce niż o adresatce. To film bardziej o odkrywaniu siebie niż o zdobywaniu czyjegoś serca. O tym, że czasem najważniejszym krokiem nie jest zakochanie się w drugiej osobie, ale uczciwe spojrzenie na własne potrzeby i granice.
Dlaczego warto wrócić do tego filmu po latach?
„Więcej niż myślisz” nie jest rewolucją gatunku i nie próbuje nią być. To ciepły, mądry film o dorastaniu, który nie traktuje swoich bohaterów protekcjonalnie. Dobrze zagrany, spokojnie poprowadzony i emocjonalnie wiarygodny. Jeśli szukasz na Netfliksie czegoś lżejszego, ale nie pustego. Czegoś, co mówi o uczuciach bez przesady i bez cukru. To jeden z tych tytułów, które zostają z widzem dłużej, niż można się było spodziewać.

