Nowy emocjonujący thriller technologiczny twórcy kultowego „Luthera”. Wciągająca i intrygująca historia tajemniczej geniuszki
„The Iris Affair” miało być kolejnym mocnym tytułem w katalogu SkyShowtime, tj. ambitnym thrillerem z nazwiskiem Neila Crossa na czele. Co się okazało?

SkyShowtime wprowadził na platformę nowy tytuł Neila Crossa, twórcy kojarzonego głównie z kultowym „Lutherem”. Wydawało się, że tak mocne nazwisko w połączeniu z wysokim budżetem może przynieść kolejny hit. Po kilku odcinkach „The Iris Affair” okazuje się jednak produkcją, która zamiast wciągać, pozostawia widza w stanie zaskakującej dezorientacji.
„The Iris Affair” – o czym właściwie jest ta historia?
Serial otwiera brutalna scena: policjant zostaje śmiertelnie pobity, a w pobliżu stoi kobieta, która zamiast interweniować, jedynie przygląda się sytuacji. Nie wiadomo, kim są bohaterowie ani co łączy ich z nastolatką trzymaną na muszce. Twórcy celowo rzucają widza w sam środek dramatycznego chaosu, ale wyjaśnienia mają nadejść później. W kolejnym ujęciu przenosimy się na Sardynię do... dnia poprzedniego. Tam poznajemy Iris Nixon (Niamh Algar), specjalistkę od łamania kodów, która właśnie ogląda w internecie film o… samej sobie. Iris od lat pozostaje nieuchwytna, a za informację o jej miejscu pobytu można otrzymać 4 miliony euro. To niełatwy trop, bo bohaterka regularnie zmienia tożsamości i ślady. Retrospekcje prowadzą nas do Florencji, gdzie Iris rozwiązuje skomplikowaną zagadkę matematyczną w rekordowym czasie, czym zwraca uwagę Camerona Becka (Tom Hollander). Ten zaprasza ją do swojej odizolowanej siedziby w Słowenii. To tam ukrywane jest topologiczne urządzenie kwantowe znane jako Charlie Gruba Ryba. To konstrukcja składająca się z tysięcy elementów i wymagająca złamania kodu, który mógłby ją „ożywić”. To wyzwanie zostaje powierzone Iris.
Ambitny pomysł, trudna realizacja
Choć opis brzmi jak zapowiedź emocjonującego thrillera technologicznego, serial ma kilka poważnych problemów. Jednym z nich jest obszerny, skomplikowany żargon naukowy. Terminologia, przez którą trudno przebić się nawet widzom dobrze zaznajomionym z gatunkiem, wybija z rytmu i odbiera lekkość całej opowieści. Szybko pojawia się pokusa, by googlować kolejne pojęcia, co tylko zwiększa poczucie zagubienia. Do tego dochodzi wrażenie, że część motywów już gdzieś widzieliśmy tj. wpływ geniuszu jednostki na losy świata, matematyczne łamigłówki, tajne kryjówki, globalne zagrożenia. Dla niektórych widzów może to oznaczać zmęczenie schematem, zwłaszcza że odcinki wprowadzają coraz więcej komplikacji.
Sporo emocji budzi także sama główna postać. Iris od początku pozostaje chłodna, nieprzenikniona i zdystansowana. Przez trzy pierwsze odcinki nie zmienia ani tonu, ani sposobu działania. Jest jak perfekcyjnie zaprogramowana maszyna. Brakuje jej rysów ludzkich, które budowałyby empatię widza, a bez tego trudno zaangażować się w historię.
Czy warto czekać na więcej?
Oceniając trzy odcinki dostępne na SkyShowtime, „The Iris Affair” jawi się jako produkcja pełna pomysłów, ale nie zawsze doprowadzonych do końca. Serial jednocześnie przyspiesza i zwalnia, miesza gatunki, mnoży tajemnice i pozostawia uczucie konsternacji. Dla jednych ten efekt może być intrygujący, dla innych męczący.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.

