Ten serial jest idealny na przedświąteczną gorączkę. Lekki, zabawny, ale też poruszający ważne ponadczasowe tematy
Jest idealny na przedświąteczną gorączkę — lekki, zabawny, ale i poruszający ważne i ponadczasowe tematy. „A Man on the Inside”, czyli „Tajny informator” to ukryta perełka Netflixa. Już można oglądać drugi sezon.

Do seriali komediowych zwykle podchodzę z rezerwą, bo za często ich oglądanie kończy się co najwyżej lekkim uśmiechem (albo w większości przypadków poczuciem straty czasu i ciarkami żenady). „Tajnego informatora” włączyłam z czystej ciekawości (Ted Danson ma u mnie dożywotni kredyt zaufania za moje ukochane filmy z dzieciństwa z serii „Trzech mężczyzn i dziecko”) i… totalnie mnie zaskoczył.
„Tajny informator” – fabuła
Głównym bohaterem jest emerytowany profesor Charles, który trochę z nudy, trochę z potrzeby bycia jeszcze komuś potrzebnym po śmierci żony, zgadza się na bardzo nietypowe zadanie. Podejmuje współpracę z prywatną agencją detektywistyczną i na jej zlecenie zostaje „wtyką” w miejscu, gdzie nikt nie spodziewa się tajnych misji ani śledztw. Chodzi bowiem o... luksusowy dom spokojnej starości, gdzie dochodzi do kolejnych kradzieży. Charles zbliża się do pensjonariuszy, aby rozwiązać zagadkę, ale jednocześnie nawiązuje tam bliskie relacje. I jak się okazuje, to nie sama intryga jest tu najważniejsza, tylko właśnie ludzie. Z tego właśnie powodu serial doczekał się drugiego sezonu, w którym akcja przenosi się na uniwersytet Wheeler College. Borykająca się z problemami finansowymi uczelnia stara się o pozyskanie darczyńcy w postaci milionera przedsiębiorcy Brada Vinnicka. Ten jednak pod płaszczykiem filantropii kryje dość niecne zamiary, a pomaga mu ktoś z kadry profesorskiej. Charles znów musi wkroczyć do gry. Tym razem działa pod przykrywką jako gościnny wykładowca inżynierii. Wśród podejrzanych jest m.in. urocza profesorka muzykologii Mona (w tej roli żona Teda Dansona, Mary Steeburgen), która od razu wpada Charlesowi w oko. A to dopiero początek zawirowań.
„Tajny informator”: obsada
Siłą tego serialu jest świetny casting. W roli głównej absolutnie wspaniały Ted Danson – ciepły, ironiczny, uroczo niezręczny w sytuacjach damsko-męskich. To rola, która udowadnia, że dojrzałość w serialach to nie wada, tylko ogromna siła. Ale również drugoplanowa obsada kradnie serce i każda postać ma tu sens, nawet jeśli pojawia się na chwilę.
„Tajny informator”: recenzja
To nie jest serial, który znajdziecie w „topkach” Netflixa. Łatwo go przeoczyć w zalewie nowości, ale naprawdę warto zwrócić na niego uwagę, bo oprócz tego, że jest zabawny, jest też mądry i czuły. Zwłaszcza jeśli lubicie połączenie humoru i wzruszenia jak np. w „After Life” (tylko bez cynizmu Ricky'ego Gervaisa). W zalewie teenage drama rzadko kiedy w popularnych produkcjach z platform streamingowych można zobaczyć tak silną reprezentację seniorów. A ten serial dodatkowo ani nie infantylizuje starszych bohaterów, ani nie robi z nich karykatur. Zamiast tego pokazuje, że życie, nawet po 70., wciąż potrafi zaskakiwać i można z niego czerpać pełnymi garściami. I że nigdy nie jest za późno na naprawienie relacji czy nawiązanie nowych więzi. To też opowieść o byciu potrzebnym i sensie życia, podana z humorem i sercem. Bohaterowie przeżywają tu małe dramaty i wielkie emocje. I nawet postaci, które na początku trudno polubić, bo wydają się oschłe i zamknięte, z czasem otwierają się i zyskują sympatię. Bo w końcu wszyscy potrzebujemy dobrego słowa, pomocnej dłoni, drugiego człowieka. Tylko tyle i aż tyle. I o tym też jest ten serial.
„Tajny informator”: gdzie obejrzeć?
Oba sezony serialu „Tajny informator” (oryginalny tytuł „A Man on the Inside”) są dostępne na Netflixie. Choć nie ma w nim świątecznych wątków, jest jak miękki pluszowy kocyk i idealnie sprawdzi się na poświąteczne i okołonoworoczne chillowanie na kanapie.

