Reklama

Nowa makijażowa estetyka „monster’s muse” została zainspirowana mrocznym romansem. Wizażyści zafascynowali się bohaterkami, które zawładnęły sercami czarnych charakterów, jak Kim z „Edwarda Nożycorękiego” czy Ann z „King Konga”. Ich makeup balansuje pomiędzy światłem a cieniem. Z jednej strony są bardzo tajemnicze i niewinne, z drugiej odważne i wrażliwe na duszę, a nie ciało.

Makijaż ze świata mroku. Jak wygląda „monster’s muse”?

„Monster’s muse” to makijaż, który wygląda tak, jakby jego właścicielka wróciła z alternatywnego wymiaru… ale robiła to w świetle ustawionym przez najlepszego operatora. Skóra jest świeża i półprzezroczysta, lekko ziemista, ale wciąż pełna życia, które najbardziej intryguje najmroczniejsze bestie w historii kinematografii. Usta są pełne, miękkie i rozmyte na krawędziach, wyglądają jak efekt po… pocałunku. Do ich stworzenia wizażyści używają odcieni chłodnej śliwki i różu z domieszką czerwieni, które można uzyskać balsamami w stylu „just-kissed”, jak kultowy Bisou Balm, lub nakładając pomadkę palcem.

Kluczowym elementem są naturalnie zarumienione policzki, które dalekie są od romantycznej estetyki, a wyglądają jak twarz świeżo po ucieczce przed bestią i doskonale odzwierciedlają strach. Rumieniec powinien sprawiać wrażenie lekko wilgotnego i „wypukłego”. Oczy w tym trendzie są lekko przydymione i wyglądają na celowo zmęczone. Nie ma w nich kresek czy wyraźnych ram. Dominuje efekt smoky eye w odcieniach fioletu, szarości i grafitu. Wszystko utrwalone jest lekką mgiełką, która nadaje makijażowi świetlisty charakter. Na twarz nakładany jest też sam korektor albo lekki podkład, który nie kryje w pełni. Skóra ma wyglądać na prawdziwą, a nie narysowaną.

Czemu chcemy wyglądać jak dziewczyna potwora?

Tak naprawdę, ta fascynacja mrocznym romansem nawiązuje do kilku dość ważnych trendów w świecie beauty. Z jednej strony szukamy nowych alternatyw dla estetyki „no makeup”, z drugiej ponownie w kręgu naszych ulubionych kosmetyków pojawiają się te o chłodnych tonach, które idealnie wpisują się w „monster’s muse”. Wbrew pozorom ten makijaż jest bardzo świeży, naturalny i lekki. Odzwierciedla emocje, i to nie tylko te pełne radości, ale również i te bardziej mroczne, z którymi mierzymy się na co dzień, poza cukierkowym Instagramem. Ten trend już pokochały gwiazdy od Lily-Rose Depp i Mii Goth, po Jennę Ortegę i Sabrinę Carpenter. „monster’s muse” to przeciwieństwo migoczących, świątecznych looków i superidealnych makijaży z social mediów. Jest surowy, romantyczny, subtelnie niepokojący. I pokazuje więcej emocji, niż można byłoby się spodziewać.

Jak wykonać „monster’s muse” w domu?

Choć ma pewną głębię „monster’s muse” jest dość minimalistycznym makijażem. Do jego wykonania wystarczy korektor i lekki krem tonujący. Ważne, żeby nie stworzyć na twarzy efektu maski. Cienie pod oczami mogą być lekko widoczne, a wszelkie niedoskonałości nieidealnie pokryte. W przypadku oczu wystarczy nałożyć palcem lub pędzelkiem grafitowy cień i delikatnie go rozetrzeć, tak samo, jak różową pomadkę na ustach, całkowicie zapominając o ich konturach. Do policzków najlepiej sprawdzi się ciepły świetlisty róż, który będzie mienił się na wszystkie strony. Twarz ma być pełna życia, ale nie w kontekście emocjonalnym a typowo ludzkim. Tak naprawdę „monster’s muse” jest subtelnym podkreśleniem urody i sprawdzi się doskonale na co dzień, gdy nie masz czasu na kilkuetapową pielęgnację i warstwowe nakładanie kosmetyków. Może bycie „dziewczyną ekranowego potwora” wcale nie jest takie złe?

Reklama
Reklama
Reklama