W cyklu Glamour Radar skupiamy się na debiutantkach oraz debiutantach z różnych branż, w tym ze świata muzyki, filmu czy mody. Przybliżamy sylwetki młodych osób, które robią naprawdę cool rzeczy, mają na koncie interesujące projekty i pierwsze sukcesy, a co za tym idzie: zwracają naszą uwagę. Do tego grona należy m.in. Hubert Miłkowski, czyli – nie przesadzamy – jeden z najbardziej utalentowanych i charakterystycznych aktorów młodego pokolenia w Polsce. Dorastał w Warszawie. Studiował aktorstwo w Łodzi. Zagrał m.in. w filmie „Norwegian Dream”, a wcześniej także w „Bratach” oraz serialu „W głębi lasu”. A mnie opowiedział, jak został aktorem, o zmianach w wyglądzie, które są nieodłącznym elementem tego zawodu i próbach nieokreślania się. Co więcej, ujawnił, czy myśli o rozwoju swojej kariery poza granicami kraju. Poznajcie go bliżej – naprawdę warto. 

Glamour Radar: Hubert Miłkowski – od szkolnego przedstawienia do międzynarodowych produkcji 

Gdy zapytałam, jak rozpoczęła się jego przygoda z aktorstwem, Hubert odpowiedział, że dość późno i mało spektakularnie. Pomyślałam, że właśnie tak mówią osoby, które mają najciekawsze życiorysy. I nie pomyliłam się. Ucząc się w liceum, był dobry z języka polskiego, dlatego długo myślał o prawie. Intensywnie trenował sporty walki, brał udział w zawodach, natomiast nie chciał łączyć tego ze swoją przyszłością. 

Kumpel z klasy powiedział mi o festiwalu teatralnym organizowanym w naszym liceum. Chciał wyreżyserować sztukę i zaproponował, żebym w niej zagrał. Przez około trzy miesiące przygotowywaliśmy się do tego spektaklu – wspomina Hubert Miłkowski.

Po występie Hubert i jego kumpel – reżyser zaczęli „przekminiać” swoją przyszłość na nowo. Ucząc się w trzeciej klasie liceum, mój rozmówca zainteresował się rekrutacją na studia aktorskie. Przygotował potrzebne dokumenty, teksty. Zdał za pierwszym razem. Wpadłem w ten wir, nie było czasu na to, żeby się rozmyślić – przyznaje. 

Już na studiach Hubert Miłkowski zaczął grać w rodzimych produkcjach. I, jak dowiedziałam się podczas naszego spotkania, właśnie taki był plan. Zdecydował się na ten kierunek, żeby profesjonalnie zajmować się aktorstwem. Kierował się logiką, traktował to jako pewnego rodzaju środek do osiągnięcia swojego celu. Chciał pracować. Co ciekawe, kilka lat później rozpoczął kolejne studia, co wiąże się z tym, że ciągle musi być w ruchu, pragnie się rozwijać i co może mieć przełożenie na sposób, w jaki przygotowuje się do kolejnych ról albo buduje poszczególnych bohaterów.

W jednym z wywiadów Al Pacino został zapytany o to, ile w jego postaciach jest przygotowania, a ile jego życia. Powiedział, że w przypadku każdej z ról jest głównie to drugie. I to niezależnie od tego, ile pracuje nad daną kreację i nawet jeśli nie próbuje zawierać w niej elementów ze swojego życia. Dlatego myślę, że bycie w ciągłym ruchu, stymulowanie się nowymi rzeczami czy studiowanie jest bardzo ważne. Mnie to akurat mega jara, nie lubię nudy – przyznaje Hubert Miłkowski. 

Po tym wyznaniu byłam ciekawa, jak mój rozmówca przygotowuje się do swoich ról i czy np. „rozkminia” swoich bohaterów. Mając świadomość tego, jak dużo daje z siebie każdemu z nich, podchodzi do sprawy – jak sam to określił – „biurkowo”. Dużo czytam, siedzę i analizuję, zadaję masę pytań do scenariusza. Spędzam dużo czasu w świecie konkretnej postaci, rozpycham się w nim łokciami – mówi. 

Zobacz także:

Tworząc jakąś kreację, często przygotowuje coś na zasadzie moodboardu, która zawiera wszelkie skojarzenia z nią związane, a także odniesienia do innych tekstów kultury czy artykułów. Co ciekawe, zdarza mu się również prowadzić profile swoich bohaterów w mediach społecznościowych. Dba o wszelkie detale, ale jednocześnie świetnie się bawi, daje upust swojej kreatywności. W pracy pomaga mu także to, że trenował sporty walki, co z kolei wiązało się z dyscypliną i systematycznością. Jest mistrzem organizacji. Natomiast w niektórych sytuacjach daje sobie przestrzeń na jej brak czy na większą spontaniczność. W końcu aktorstwo bywa nieprzewidywalne, nie pozwala na stu procentową kontrolę. 

Choć analizowanie scenariusza i przenikanie do świata konkretnego bohatera wydaje się ultra interesujące, Hubert nie skupia się wyłącznie na tym obszarze aktorstwa. Od pewnego czasu zajmuje się też improwizacją, co przynosi mu sporo frajdy i satysfakcji. 

Improwizacja, już z samego założenia, wiąże się z tym, że to, co zrobię, nie będzie idealne. I to bardzo mi się podoba – mówi. – Nauczyłem się tego, że dobre przygotowanie pozwala na swobodę i sprawne reagowanie na to, co się dzieje. No i obniża strach generowany przez widmo ewentualnych wywrotek. Pozwalam sobie na błędy. 

Hubert Miłkowski o pracy z ciałem i presji idealnego wyglądu

Nie sposób rozmawiać o aktorstwie, nie wspominając o pracy z ciałem i presji idealnego wyglądu, o której od kilku lat mówi się coraz więcej. Najczęściej w kontekście kobiet, co jest absolutnie zrozumiałe. Jednak to problem, który dotyczy także innych, w tym mężczyzn czy osoby niebinarne. 

Są takie momenty w życiu, gdy czuje się lepiej sam ze sobą i takie, kiedy jest gorzej. To przekłada się na moją relację z ciałem. Aczkolwiek, generalnie, jest dobrze. Jako aktor, który angażuje się w różne projekty, jaram się, że moje ciało się zmienia, że czasem jest bardzo nieidealne. Dopuszczam do siebie myśl, że mogę wyglądać różnie, że mogę wyjść poza schemat, coś zrobić. Traktuję swoje ciało jako tworzywo, materiał, który można w dany sposób wykorzystać – opowiada. – Z drugiej strony: gdy wykonujesz taki zawód jak aktorstwo, ludzie zwracają większą uwagę na sposób, w jaki się prezentujesz. Dają sobie większe przyzwolenie na komentarz, ocenę czy uwagę. 

fot. Patryk Kin

Komentarze pojawiają się, jednak Hubert Miłkowski stara się nie brać ich do siebie. Rozumie je i przyjmuje, ale nie chce się nimi przejmować. Gdy ma przerwę między projektami, przechodzi do tak zwanej „fazy 0”. Zapuszcza włosy, ponieważ zawsze można je obciąć. Dba o siebie i trenuje, jednak nie za bardzo intensywnie, by jego sylwetka nie była za mocno zbudowana. Nie sposób więc nie zapytać, jak czuje się w tego rodzaju momencie zawieszenia. 

To kolejna kwestia, która mnie jara, ponieważ zazwyczaj nie lubię wybierać, nie potrafię zdecydować się na jeden – konkretny wariant. Nawet w mojej szafie dużo się dzieje. Dlatego bardzo komfortowo czuję się w takiej sytuacji. Ciągła zmiana i fakt, że – przynajmniej w niektórych momentach – nie jest ona zależna ode mnie, bardzo mi się podoba. Nie lubię się określać

Próbowanie jest cool, ponieważ dzięki temu można dowiedzieć się sporo o samym czy samej sobie. 

„Norwegian Dream”: Hubert Miłkowski zachwyca w międzynarodowej produkcji 

Rola główna w filmie „Norwegian Dream” też wiązała się z pewnymi zmianami w wizerunku młodego aktora. Musiał m.in. wyraźnie skrócić włosy, co – jak sam przyznał – od dawna go kusiło. Natomiast udział w międzynarodowym projekcie przyniósł o wiele więcej korzyści. 

Miałem czas i przestrzeń na przygotowanie się do roli – wspomina. 

fot. materiały prasowe / kadr z filmu „Norwegian Dream”

Film „Norwegian Dream” w reżyserii Leiva Igora Devolda skłania do refleksji. W poszczególnych wątkach twórca (a wraz z nim reszta ekipy) skupia się na kilku ważnych, a zarazem niezwykle aktualnych kwestiach – jak chociażby emigracja zarobkowa, trudne relacje dziecko-rodzic czy różne sposoby postrzegania męskości. To materiał na wiele interesujących, ale również trudnych dyskusji. 

Głównym założeniem twórców było to, że Robert, którego gram, nie mierzy się z jednym problemem, ale z kilkoma na raz – tłumaczy Hubert Miłkowski. – Mamy do czynienia z różnymi sferami wykluczenia, wieloma emocjami, które się w nim kotłują. W życiu tego bohatera bardzo dużo się dzieje. Jest ciągle pomiędzy, co okazuje się pułapką. Musiał zarabiać i spłacać długi ojca, ale jednocześnie mama próbowała się nim opiekować, kontrolować go. W Polsce nie mógł być do końca sobą ze względu na swoją seksualność. W Norwegii nie może czuć się pełnoprawnym obywatelem. Dla mnie – jako aktora – było to niezwykle ciekawe. W pewien sposób utożsamiałem się z tym. Natomiast wiem, że moja sytuacja była o wiele wygodniejsza. W moim przypadku nieokreślanie się było przywilejem. W jego – udręką. 

Od(ważna) produkcja podbija imprezy branżowe w Polsce i poza jej granicami. Norweska premiera odbyła się podczas prestiżowego Kosmorama Trondheim International Film Festival. W kraju po raz pierwszy zaprezentowano ją na Mastercard OFF CAMERA. Co więcej, film pokazano w ramach takich wydarzeń jak Młodzi i Film w Koszalinie, Inside Out LGBT Film Festival w Toronto, Tofifest w Toruniu, Frameline w San Francisco czy Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym. Twórczynie i twórcy mogą pochwalić się pierwszymi sukcesami, w tym nagrodą dla Patryka Kina za najlepsze zdjęcia. 

Hubert Miłkowski o planach na przyszłość. Chce rozwijać karierę w Polsce czy poza jej granicami?

Rola w międzynarodowej produkcji to dobry pretekst do tego, by zapytać o plany na przyszłość. O to, czy będą one realizowane w Polsce czy poza jej granicami. Hubert Miłkowski nie zamyka się na propozycje spoza kraju. Jednak nie chciałby wyjeżdżać z niego na stałe. 

Czuję się tutaj jak u siebie. Jestem związany z językiem, z kulturą. Wydaje mi się, że niektóre rzeczy trudno byłoby wynieść na zewnątrz, chociażby te związane z humorem czy słowotwórstwem. Na pewno strasznie bym za tym tęsknił – przyznaje. – W ramach przygód: jak najbardziej mógłbym wyjechać. Na stałe: nie, myślę, że bym tego żałował. Prawdopodobnie poza Polską zostałbym wsadzony w konkretną rolę, byłbym polskim aktorem w, załóżmy, angielskim kontekście. 

Hubert Miłkowski chce się nadal rozwijać aktorsko, ale, co ciekawe, nie ma wymarzonej roli. Mówi, że to niebezpieczne. Zależy mu na tym, by jak najlepiej i najszerzej pokazywać swoje postaci. Konkretne role traktuje jako elementy większej opowieści. Z pokorą podchodzi do każdego projektu i nie ma zamiaru tego zmieniać.