Wiele słyszę i czytam o minimalistkach. Jako redaktorka mody poświecam im też sporo miejsca w swoich tekstach. Ich szafy kapsułowe bazujące na stonowanej palecie kolorów i samych klasycznych fasonach robią na mnie wrażenie od lat. Nie widzę w tym jednak siebie. Nie jestem minimalistką i nic na to nie poradzę. Po przeciwnej stronie stoją natomiast maksymalistki. Moc wzorów, kolorów i powiedzenie, że więcej znaczy więcej, to jednak także nie ja. Jaki jest zatem złoty środek? Pomimo że nie potrzebuje się określać i wkładać do konkretnej szufladki, to jednak w tym przypadku brakuje mi midimalizmu. Czegoś pośrodku, co czerpie jednocześnie z minimalizmu i maksymalizmu. Jestem midimalistką i w mojej szafie mam ubrania i dodatki, które spodobałyby się zarówno fankom prostoty, jak i przepychu. Moje stylizacje jednak rzadko przechylają szalą w konkretną stronę. Są raczej wypośrodkowane i łączą jedno z drugim. Poniżej przedstawiam 7 elementów garderoby, które na co dzień bardzo mi to ułatwiają i dzielę się moimi trikami stylizacyjnymi. Z przyjemnością opisałabym ich więcej, bo w końcu nie jestem minimalistką i nie lubię się ograniczać, ale wtedy pewnie ten artykuł nigdy by się nie skończył.

Koszyk z szafy midimalistki

Niewielka bagietka, pojemna shopperka, torebka z koralików, robiona na szydełku – mam je wszystkie. Jedne idą typowo w kierunku minimalizmu, a inne przypadłyby do gustu maksymalistkom. Jednak jeżeli chodzi o złoty środek w mojej szafie, to jest nim koszyk. Jane Birkin doskonale wiedziała co robi, kiedy nie rozstawała się ze swoim. Pleciony dodatek pasuje do wszystkiego. Tłem dla niego może stać się garnitur, wzorzysta sukienka, dres lub każdy inny outfit. Mnie do tego przekonywać nie trzeba. Wiklinowy koszyk z Mango i wypleciony z trawy dodatek od Ani Kuczyńskiej potwierdzają to w moich stylizacjach od lat. Tego typu modele mogą być zarówno ucieczką od tych najbardziej klasycznych rozwiązań, jak i od tych przesadzonych. Wystarczy mieć jeden kosz.

 

 

Workery z szafy midimalistki

Swego czasu kupowałam znacznie więcej butów niż potrzebowałam. W którymś momencie jednak opanowałam się i ograniczyłam ich ilość. Modelami, które nigdy nie trafiły w kolejne ręce, zostały tylko workery. Mam kilka par i od lat lubię przełamywać nimi sukienki, spódnice i inne elementy garderoby. Do moich ulubionych należą białe Dr. Martens i czarne AllSaints. Są wyraziste i być może trochę toporne, ale właśnie za to je lubię. Nawet najprostszy zestaw może zyskać charakteru z pomocą takiego dodatku. Do tego jest to równocześnie bardzo wygodne rozwiązanie. Workery to jeden z tych modeli, który przekonał mnie do rezygnacji z obcasów. Z powodzeniem mogę w nich przechodzić cały dzień.

 

 

Zobacz także:

Wzorzysta sukienka z szafy midimalistki

W wielu szafach numerem jeden jest mała czarna. Okazuje się, że nawet ja mam ją w swojej szafy. Wiele lat temu kupiłam jedną z kolekcji polskiej marki Mally&Co., ale gdybym nie znalazła jej ostatnio przy porządkach, to chyba bym nawet nie pamiętała, że jest. Nie zapominam jednak nigdy o wzorzystych sukienkach, w których czuję się znacznie lepiej niż w czerni. Najczęściej są to sukienki w kwiaty. Mam ich sporo (są to zarówno modele marek premium, jak i z second handów za kilka lub kilkanaście złotych). Za każdym razem takie ubranie staje się numerem jeden w stylizacji. Nie potrzeba zatem dużo, żeby dokończyć zestaw. Już nawet wspomniane w tym artykule workery i koszyk będą wystarczające. W grę wchodzą też inne dodatki – sneakersy, klapki, loafersy, bagietki, shopperki – w końcu decyzja należy do mnie. Żadne ramy mnie tu nie ograniczają.

 

 

Kremowy sweter z szafy midimalistki

Największą słabość mam do swetrów. Nie da się tego w żaden sposób ukryć. Największy potencjał w przypadku mojego midimalistycznego podejścia do stylizacji widzę w beżowych i kremowych swetrach. Może i nie są jak czarny pulower lub kardigan, ale też pasują mi do wszystkiego. Nie ma znaczenia, po który model sięgnę. Może to być kardigan z frędzlami Edited, sweter z kapturem AllSaints lub model oversize z sznurowaniem na plecach z kolekcji Free People. Mam je już od lat i nigdy mnie nie zawodzą. Dołem mogą być zarówno proste jeansy, jak i wzorzyste spodnie lub spódnice. Mając te swetry w szufladach komody wiem, że kiedy zabraknie mi pomysłów, to wystarczy, że wyciągnę jeden z nich.

 

 

Wzorzyste spodnie z szafy midimalistki

Najczęściej skupiam się na jednym wyrazistym elemencie garderoby. Pomagają mi w tym rozmaite wzory. Zdarza się oczywiście, że mieszam je ze sobą, ale nie lubię przesady, więc najczęściej pozostałe ubrania i dodatki są stonowane. Jakiś przykład? Zdecydowanie częściej stawiam na doły w printy. Wzorzyste spodnie lub spódnice. W przypadku tych pierwszych mam między innymi miętowe sztruksy w łabędzie, lniane spodnie w morskie nadruki czy beżowe dzwony w kwiaty. Najlepszym duetem dla nich są jednolite góry. Zakładam zatem biały top, beżowy sweter, masełkową bluzę lub jeszcze inny element garderoby i gotowe. Coś się dzieje, a tego potrzebuję, ale jednocześnie nie ma w tym przesady.

 

 

Dzianinowy top z szafy midimalistki

Basic to opcja do każdej szafy. U mnie jednak garderoba w tym temacie trochę kuleje. Dopiero w tym roku kupiłam biały top i odkryłam drzemiący w nim potencjał. Nie oznacza to jednak, że uniwersalne i ponadczasowe koszulki na ramiączkach to zawsze te w wersji białej lub czarnej. Dla mnie świetną opcją są dzianinowe topy. Może je docenić każda midimalistka, bo w tym przypadku prosty fason, choć trochę przełamuje materiał. Dodatkowo dany model można dopasować pod własny styl z pomocą koloru. W moim przypadku wybór padł na odcień, który w Zarze jest określany jako norkowy. Opcji w tym temacie jest wiele, ale warto poświęcić chwilę na wybór najlepszej dla siebie, bo potem już tworzenie zestawów idzie jak z płatka. Taka góra pasuje do dowolnego dołu.

 

 

Pastelowa marynarka z szafy midimalistki

Przyjęło się, że marynarka powinna być czarna. Nie będę się wypierać, że takiej nie mam. Nie oznacza to jednak, że to mój jedyny i ulubiony model. Moja pastelowa marynarka odpowiada mi znacznie bardziej. Wybór padł na kolor lilaróż. Pomimo że 9 lat temu nie był to żaden przebój, to jednak miał w sobie coś, co mnie przekonało i przez ten czas nic się nie zmieniło. Mowa o marynarce Theory, którą na wyprzedaży w Tk Maxx kupiłam przecenioną z 2000zł na 40zł. To była świetna inwestycja. Od lat łączę ją na różne sposoby i nawet jeżeli mój styl jednak stale ewoluuje, to ona robi to razem z nim. Sprawdza się do wzorzystych spodni, sukienek w kwiaty, jak i typowo minimalistycznych modeli z mojej garderoby – spodni garniturowych czy jeansów. Czarną marynarkę noszę znacznie rzadziej.