Meghan Markle i książę Harry ofiarami włamania. Wtargnięto do ich posiadłości!

W głośnym wywiadzie z Oprą Winfrey książę Harry i Meghan Markle mówili między innymi, jak wielkim ciosem było dla nich odebranie im ochrony po tym, jak zdecydowali przeprowadzić się do Los Angeles (i jeszcze wcześniej, kiedy ochrony należnej księciu nie otrzymał mały Archie, bo zdecydowano nie przyznawać mu tytułu). Wygląda na to, że ich obawy były w pełni uzasadnione, bo do ich posiadłości w Montecito wtargnął mężczyzna. I to nie raz... Sprawa wyszła na jaw właśnie teraz, przy okazji ich medialnej rozmowy, choć do incydentu, a właściwie dwóch doszło w okolicach Bożego Narodzenia. Co dokładnie się stało? Już wyjaśniamy.

O włamaniu do posiadłości Meghan Markle i księcia Harry'ego, które miało miejsce w grudniu ubiegłego roku, napisał serwis TMZ, który ujawnił, że doszło do niego dwukrotnie. Na teren posiadłości książęcej pary miał wedrzeć się mężczyzna – 37 letni Nickolas Brooks, który zrobił to dwukrotnie w ciągu trzech dni – w Wigilię i 26 grudnia ubiegłego roku. Za pierwszym razem dostał pouczenie, za drugim – został aresztowany przez policję. 

Jak widać, nie mógł to być przypadek, co można by było podejrzewać, gdyby do zdarzenia doszło tylko raz. Tym bardziej, że jak się okazało, mężczyzna, by wedrzeć się do posiadłości Meghan i Harry'ego, do Montecito przyjechał samochodem specjalnie z Ohio. Po co? Tego nie udało się ustalić, a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo. Nie ujawniono także, czy Meghan i Harry byli wówczas w domu. 

Na szczęście, ostatecznie nic złego się nie stało, niewątpliwie jednak książę Harry i Meghan Markle, nawet – a może tym bardziej – po przeprowadzce nie mogą czuć się swobodnie. „Sprawa bezpieczeństwa i ochrony jak widać wciąż pozostaje jednym z ich głównych zmartwień” – czytamy na łamach serwisu. Co teraz zrobią? Czas pokaże. Na pomoc ze strony rodziny królewskiej nie mogą jednak już liczyć.