Trwa w najlepsze 76. festiwal filmowy w Cannes, który przez wielu nazywany jest nie tylko świętem kina, ale i mody (choć wiadomo, że czerwony dywan u szczytu schodów Metropolitan Museum of Art nie ma sobie równych). O Złotą Palmę w tym roku walczy 21 filmów, wśród których nie brakuje polskiego akcentu (mowa tu o „The Zone of Interest”, czyli brytyjsko-polskiej produkcji w reżyserii Jonathana Glazera). Na Lazurowym Wybrzeżu swoją premierę miał także kontrowersyjny oraz budzący skrajne emocje serial twórcy „Euforii” oraz The Weeknd, „The Idol”. Produkcja opowiada historię wschodzącej gwiazdy muzyki pop, która nawiązuje skomplikowaną relację z tajemniczym właścicielem klubu w Los Angeles. Enigmatyczny biznesmen okaże się być w rzeczywistości... przywódcą tajnej sekty. Brzmi intrygująco, prawda? Nic więc dziwnego, że producenci serialu dołożyli wszelkich starań, by o najnowszym show było głośno na całym świecie. W końcu, jaki inny serial HBO może pochwalić się oficjalną premierą na międzynarodowym festiwalu filmowym?

Dziś mówi się o premierze „The Idol” przede wszystkim w odniesieniu do Lily-Rose Depp. To właśnie ona skradła bowiem całe show na czerwonym dywanie. Dlaczego?

Lily-Rose Depp w vintage Chanel na festiwalu w Cannes

Świat mody pamięta jeszcze dobrze czasy, gdy Lily-Rose Depp należała do grona muz Karla Lagerfelda. W 2017 roku 18-letnia wówczas modelka zamknęła pokaz haute couture Chanel, krocząc po wybiegu ramię w ramię z niemieckim projektantem. Córkę Johnny'ego Deppa można spokojnie nazywać ambasadorką francuskiej marki, bowiem to właśnie projekty Lagerfelda najczęściej zakłada na czerwone dywany. Niemałym zaskoczeniem była więc decyzja 23-latki o rezygnacji z udziału w tegorocznej Met Gali, której tematem przewodnim była twórczość byłego dyrektora artystycznego Chanel. Nic jednak straconego, bowiem gwiazda nowej produkcji HBO postanowiła oddać hołd zmarłemu w 2019 roku projektantowi podczas 76. festiwalu filmowego w Cannes.

Aktorka, którą w 2019 roku mogliśmy i mogłyśmy zobaczyć u boku Timothéego Chalameta w filmie „Król”, postawiła na archiwalny projekt z 1994 roku, który zaprezentowany został podczas pokazu na sezon jesień-zima. Wówczas czarną mini nosiła na wybiegu Helena Christiansen. Charakterystyczny dla twórczości Karla z ostatniej dekady XX wieku krój oraz nastrój kreacji nazywany jest przez zagraniczne serwisy gilded Lagerfeld-era of 90s Chanel. Mówią o tym długie, przeźroczyste rękawiczki, kokieteryjny fason oraz czarne cekiny pokrywające sukienkę, które w blasku fleszy mieniły się niczym najdroższe kamienie. Lily, podobnie jak przed niespełna 30 lat Helena, zrezygnowała z wielu dodatków, pozwalając, by to czarna kreacja z delikatnym kwiatem przy biuście grała pierwsze skrzypce. 

fot. Getty Images / Dominique Charriau

Wygląda na to, że Lily uczyniła z czerwonego dywanu w Cannes swoją małą, prywatną Met Galę. Czy to właśnie tę kreację założyłaby na wyjątkowe wydarzenie w Metropolitan Museum of Art? Jak myślicie?