Najlepsze filmy 2021 roku: co warto zobaczyć?

Rok 2021 może i zapowiadał się fajnie, ale kończy się jak zawsze. Szczególnie jeśli chodzi o repertuar kinowy. Niby tyle miało być wyśmienitych rzeczy do oglądania… „Diuna” Denisa Villeneuve’a, „Eternals” Chloé Zhao czy „West Side Story” Stevena Spielberga – by wymienić tylko te, wobec których pokładano największe nadzieje.  Finalnie jednak na ekrany kin i platformy streamingowe trafiło kilka rzeczy dobrych i dużo chłamu. 

Największe tegoroczne torpedy znajdziecie w naszym zestawieniu. Możecie je śmiało nadrabiać, jeśli nie widzieliście, bo ręczymy, że trzymają poziom. Jednocześnie chcemy dobitnie zaznaczyć: w 2021 r. najlepsze filmy przegrywają z najlepszymi serialami. Jak mawiają niektórzy: to fakt autentyczny i nie trzeba z nim dyskutować.

Paulina Klepacz poleca:  „Wszystkie nasze strachy”, reż. Łukasz Ronduda, Łukasz Gutt

Zaczyna się niewinnie, zabawnie nawet. Im dalej jednak ta historia – nagrodzona Złotymi Lwami na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni – się toczy, tym bardziej chwyta za gardło.

Ronduda i Gutt nawiązują do postaci Daniela Rycharskiego, w którego wciela się Dawid Ogrodnik. To artysta i aktywista, który po studiach w Krakowie wrócił do rodzinnej wsi Kurówko, gdzie tworzy, a w jego sztuce mocno zaznacza się to, że jest wierzącą osobą LGBT. 

Ogrodnikowi na ekranie się wierzy. Ja przynajmniej wierzę. Nie stara się on być Rycharskim na siłę. Wchodzi w rolę postaci po części prawdziwej, ale też wymyślonej na potrzeby produkcji filmowej. Wraz ze wspaniałą Marią Maj, która gra jego babcię, tworzą doskonały duet. Zaprzeczają stereotypom. Pokazują, że miłość ważniejsza jest od wszystkiego, że można stać za sobą murem bez strachu.

Wszystko dzieje się we wspomnianej wsi. Bohater osiadł tam świadomie. Nie godzi się bowiem z odrzuceniem ojca, społeczności czy kościoła. Nie ucieka to teoretycznie bezpiecznej i wygodnej wielkomiejskiej bańki. Nie chce się bać, kryć, przepraszać za to, kim jest, kogo kocha. Kurówko w filmie nie jest jakąś stereotypową wsią, jest miejscem, gdzie te wszystkie nasze polskie strachy się kotłują. Tutaj tworzą się podziały i porozumienia między podziałami, tutaj ma miejsce homofobia, która prowadzi do tragedii, ale i rodzi się akceptacja, trudna, ale jednak. To Polska przeszła, teraźniejsza i przyszła. Do bólu okrutna, ale gdzieś tam i baśniowa. Taka, w której można znaleźć miłość pod różnymi postaciami. Taka, w której można przeżywać wspólnie żałobę. Dodać warto, że w filmie – spoiler alert – mamy samobójstwo jednej nastolatki. W prawdziwym życiu to dwie zakochane w sobie nastolatki popełniły samobójstwo. Ta historia popchnęła Rycharskiego do stworzenia pracy „Krzyż” z drzewa, które nastolatki wykorzystały, podejmując udaną samobójczą próbę

To według mnie ważny film, nawet jeśli można mu nieco zarzucić pod kątem artystycznym. Chciałabym, aby go puszczono w święta w telewizji. Najlepiej publicznej. Żebyśmy wszystkie i wszyscy zrozumieli, jak bardzo nasz kraj jest nie tylko patriarchalny i heteroseksualny, ile z nas ma przywilej. Zastanowili się, czy i my nie mamy krwi na rękach, obojętnie przechodząc obok homofobii czy innej nienawiści, dyskryminacji. Wszyscy grzeszymy – jak pokazuje w filmowy Rycharski. Ile jeszcze nastolatek ma popełnić samobójstwo, by coś w nas drgnęło. Byśmy zrozumiały i zrozumieli, że nienawiść, która nas przepełnia, chęć dyktowania ludziom, jak mają żyć, co robić ze swoimi ciałami prowadzi jedynie do tragedii. Do śmierci nastolatek z Podkarpacia czy śmierci Izy z Pszczyny.

Zobacz także:

 

Ewa Stępień poleca: „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”, reż. Wes Anderson

Wes Anderson ma na koncie wiele świetnych filmów, a „Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” jest kwintesencją jego estetyki i stylu opowiadania. W 10. produkcji tego reżysera zobaczymy też plejadę gwiazd Hollywood, które często grają zaledwie epizodyczne role. To m.in. Benicio del Toro, Adrien Brody, Tilda Swinton, Léa Seydoux, Frances McDormand, Timothée Chalamet, Jeffrey Wright, Mathieu Amalric, Stephen Park, Bill Murray, Owen Wilson, Lyna Khoudri, Steve Park, Elisabeth Moss, Liev Schreiber, Edward Norton, Willem Dafoe, Saoirse Ronan, Christoph Waltz, Cecile de France, Jason Schwartzman, Rupert Friend, czy Anjelica Huston.

A o czym jest słynny już „Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”, na który przez pandemię koronawirusa czekaliśmy o wiele dłużej? Zawsze chciałem zrobić kolekcję krótkich historii - przyznał oficjalnie reżyser. Drugą rzeczą, którą chciałem zrobić to film o magazynie The New Yorker. To marzenie Anderson spełnił i to z nawiązką. Jest też bardzo francusko i nie chodzi tylko o kwestie w języku znad Sekwany. Pojawia się nawet klimat nowej fali, charakterystyczne uliczki i knajpki. W tych wszystkich niuansach, nawiązaniach i inspiracjach można się zatopić na kolejne godziny. To film, który warto obejrzeć kilka razy. 

 

Magdalena Matuszek poleca: „Dom Gucci” reż. Ridley Scott

Film roku 2021? Dla mnie to bez wątpienia „Dom Gucci”. Po pierwsze dlatego, że nie było produkcji, na którą czekałam tak bardzo – nęcona kolejnymi przepięknymi zdjęciami z planu i zwiastunami z idealnie dobraną muzyką („Heart of Glass” Blondie do dziś siedzi mi w głowie). Po drugie, byłam ciekawa, jak z prawdziwą historią morderstwa Maurizio Gucciego, który zginął na zlecenie swojej byłej żony, Patrizii Reggiani, poradzi sobie Ridley Scott. A poradził sobie znakomicie, mimo że nie trzymał się kurczowo prawdy (małżeństwo doczekało się dwóch córek, a nie jednej, a Karl Lagerfeld w latach 90. nie miał jeszcze kota) i niejednokrotnie przekraczał granice kiczu. Moim zdaniem, zrobił to bowiem w pełni świadomie. By nikomu nie umknęło, że chciwość, pogoń za władzą i dulszczyzna to jedna wielka tragifarsa. 

Asia Twaróg poleca: „Nie czas umierać”, reż. Cary Fukunaga

Przyznaję, że mam ogromną słabość do Bonda. I do Daniela Craiga w tej roli (Asia kocha też Ramiego Malka, który w najnowszej odsłonie bondowskiej sagi zagrał wroga Agenta 007 - przyp. red.). Dlatego wybór nie mógł być inny: „Nie czas umierać” to zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów tego roku. Film rozpoczyna się, gdy James Bond wiedzie spokojne życie na Jamajce. Niestety nie może cieszyć się urokami wyspy. Pomaga staremu przyjacielowi i bierze udział w misji ratunkowej, która okazuje się dużo bardziej skomplikowana. Dużo się dzieje. Nie brakuje nieoczekiwanych zwrotów akcji. Bywa też romantycznie. To idealne podsumowanie pięciu bondowskich produkcji z Daniem Craigiem. 

Anna Jastrzębska poleca: „O wszystko zadbam”, reż. J Blakeson

W 2021 roku ekrany kin i platformy streamingowe weszło kilka dobrych filmów, ale nie czarujmy się: żaden niczego nie urywał. No, może poza „Cruellą” i nowym Wesem Andersonem – choć żeby od razu okrzyknąć je filmami roku? Nie wiem. I to są te rzadkie momenty, w których w nieszczęściu można znaleźć szczęście i docenić w fakt, że polskie premiery kinowe bywają tak zapóźnione w stosunku do reszty świata. Gdyby nie to, to 2021 rok powinien popełnić harakiri. Na szczęście nie musi, bo w lutym na ekrany polskich kin trafił film genialny.

Mowa o „O wszystko zadbam” („I Care A Lot”) w reżyserii J Blakesona  z doskonałą (wybitną, prześwietną, najwyższej próby) Rosamund Pike w roli głównej. Nie bez kozery aktorka, którą znamy chociażby z „Zaginionej dziewczyny”, dostała za tę kreację Złotego Globa 2021.  Partnerują jej na ekranie: Peter Dinklage, Dianne Wiest i Eiza González – wszyscy też dają radę.

Rzecz jest o tym, jak to przydzielona przez sąd opiekunka prawna zagrabia majątki swoich podopiecznych i więzi ich w zaprzyjaźnionych ośrodkach - do czasu, bo natknie się kosa na kamień. Temat bardzo aktualny nie tylko ze względu na Britney Spears i problem jej wieloletniej kurateli. Nie tu jednak tkwi największa siła filmu Blakesona. Ta czarna komedia z wątkami kryminalnymi ma bowiem pokazywać dwie postawy, jakie można przyjąć wobec świata: strategię lwów/lwic (drapieżników) i strategię owiec (ofiar). Na szczęście nie zapomina o tym, że i najpotężniejszego władcę dżungli zwykła mrówka jest w stanie zrobić konia... Słowem: mistrzostwo.

Agnieszka Oleszek poleca: „Cruella”, reż. Craig Gillespie

Sentyment do bajek, które oglądałam w dzieciństwie, nie pozwala mi przejść obojętnie obok niektórych tytułów. Nie przepadam jednak za ich wersjami aktorskimi. Wyjątek od tej reguły stanowi film „101 dalmatyńczyków”. Z tego powodu nie mogłam się doczekać premiery filmu „Cruella”. Demoniczna projektantka mody (w tej roli świetna Emma Stone) gotowa przerobić urocze dalmatyńczyki na kolejne ekstrawaganckie futro, nie należała do moich ulubionych bohaterek. W filmie „Cruella” poznałam ją jednak na nowo. Przede wszystkim od strony ogromnego talentu i serca do mody. Każda kolejna z zaprezentowanych przez nią kreacji zachwycała mnie coraz bardziej. Z tego powodu ten film polecam niekoniecznie osobom, które z nostalgią wspominają lata 90., ale właśnie entuzjastom mody, którym wcześniej nawet nie przyszło do głowy, że sukienka może zostać wykonana z kokonów, z których dopiero mają wylęgnąć się owady. Nie mogę się doczekać kolejnej części i równie kreatywnych strojów, które mam nadzieję zobaczyć.

Robert Choiński poleca: „The Hand of God”, reż. Paolo Sorrentino

W czołówce mojego osobistego rankingu najlepszych filmów 2021 roku znalazły się obrazy, w których pierwsze skrzypce grały Włochy („Dom Gucci” z doprawdy fenomenalną kreacją Lady Gagi) i Timothée Chalamet (epicka, widowiskowa „Diuna”). Rzutem na taśmę moje zestawienia wygrał obraz łączący poniekąd te dwa motywy. Zastanawiasz się, o co mi teraz chodzi? Spieszę z wyjaśnieniem. Na myśli mam film „To była ręka Boga” / „The Hand of God” (oryg. „È stata la mano di Dio”). Najnowszy obraz Paolo Sorrentino („Młody papież”, „Wielkie piękno”, „Młodość”) to sentymentalna, zmysłowa i emocjonalna impresja na temat trudów dorastania, budzącej się seksualności i skomplikowanych relacji rodzinnych z kultem Diego Maradony w tle. Odnalazłem tam więc i wątek Italii, i silne skojarzenia z „Tamte dni, tamte noce” (i nie mam tu na myśli tylko tego, że w niektórych scenach główny bohater do złudzenia przypomina Elio).

Tym razem sławny reżyser postanowił opowiedzieć nam zdecydowanie więcej o samym sobie. Osadził fabułę w połowie lat 80. i przez pryzmat filmowego Fabietto zmierzył się z własną traumą. Ci, którzy znają biografię Sorrentino, mogą się już domyślać, o jaką tragedię chodzi. Wbrew pozorom nie jest to jednak przytłaczający i do bólu smutny dramat. Zostaje w głowie po seansie, ale też karmi pięknymi obrazami, a momentami też bawi. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z tym filmem jest jak z miastem, w którym rozgrywa się jego akcja. „The Hand of God”, podobnie jak Neapol, kocha się albo nienawidzi. Mnie ta historia urzekła i poruszyła. Tak samo jednak miałem z pulsującą stolicą Kampanii, do której niektórzy turyści powracają wiele razy, a inni po pierwszej wizycie omijają ją szerokim łukiem. Koniecznie obejrzyjcie gorącą jeszcze premierę od Sorrentino (w wybranych kinach lub na Netfliksie) i dajcie mi znać, do której zaliczacie się grupy.

Kasandra Zawal poleca: „Ojciec”, reż. Florian Zeller

„Ojciec”, czyli poruszająca opowieść o przemijaniu i odwróceniu ról, kiedy to rodzice stają się naszymi dziećmi. Na tapecie - temat demencji. W roli głównej fenomenalny, nagrodzony Oscarem za najlepszą rolę pierwszoplanową, Anthony Hopkins. To jego, w moim odczuciu, rola życia. Kroku dotrzymuje mu jednak niesamowita Olivia Colman, tworząc z nim naprawdę zgrany duet. Florian Zeller  wyreżyserował pełną napięć i wzruszających momentów historię, która chwyta za serce. W filmie przedstawiono jedną z najważniejszych w życiu relacji: ojciec i córka, a to wszystko utrzymane w klimacie, który przypomina niekiedy sztukę teatralną. 

Kobieta, która próbuje ułożyć sobie życie, a równolegle rozpaczliwie poszukuje rozwiązania dotyczącego stałej opieki nad chorym ojcem. Mężczyzna chorujący na Alzheimera, który naprzemiennie wzbudza w nas skrajnie różne emocje – bywa kapryśny, kochający, zupełnie odrealniony, rozczulający. Film obnaża nasze najgłębsze lęki. Wielu widzów odnajdzie w nim cząstkę swojej historii czy własnych refleksji na temat przyszłości. Pytanie, które na pewnym etapie stawia sobie niemal każde dziecko – na ile choroba rodziców może wpływać na nasze życie, aby całkowicie nam go nie odebrać?

Symboliczny, skłaniający do refleksji koniec, kiedy przez ramę okna obserwujemy szalejące na wietrze liście, to metafora upływającego życia i tego, że… wszystko płynie, nieubłaganie. Liczne retrospekcje i sceny, które przypominają sen, urojenie czy bolesne wspomnienia – oto, jak ujawniają się największe obawy i traumy głównego bohatera. W pewnym momencie sami zastanawiamy się, co jest prawdą, a co jego wyobrażeniem. Trudne decyzje, dużo niepokoju i naszych najgłębiej skrywanych lęków. Genialne aktorstwo. Sporo pytań, na które ciężko jest znaleźć odpowiedź. Pozycja, którą zdecydowanie warto zobaczyć.