Kiedy dostałam e-maila z zapowiedzią tej książki miałam mieszane uczucia. Sama nigdy nie miałam Tindera, ale z opowieści znajomych i przeczytanych artykułów w zagranicznej prasie doskonale wiedziałam jak się z niego korzysta. Znałam historie o randkach kończących się dzikim jednorazowym seksem, o głębokim rozczarowaniu, że „jemu chodziło tylko o jedno”, ale też i takie, które swój finał miały na ołtarzu. Kilkoro moich znajomych poznało na Tinderze swojego męża lub żonę. Ale oni w kontrze do bohaterów 50 twarzy Tindera stanowią ułamek, są jak wygrany los na loterii, jeden na milion. To dobrze, bo obawiałam się książki o łóżkowych podbojach kończącej się happy endem (jakkolwiek by to nie brzmiało).

Książka Joanny Jędrusik owszem, jest autobiograficznym zapisem jej przygód, doświadczeń, partnerów, związków i relacji, które nawiązała dzięki Tinderowi, ale przy tym wszystkim pozbawia nas złudzeń, odziera z marzeń o znalezieniu tam wielkiej miłości, zakochaniu od pierwszego wejrzenia. Raczej pokazuje, jak dziś relacje między ludzkie są skomplikowane, albo inaczej – jak skomplikowały lub ułatwiły je takie aplikacje jak Tinder. Pokazuje jak trudno jest radzić sobie z samotnością, połamanym życiorysem, rozstaniem i złamanym sercem, i jakim lekarstwem może okazać się dla wielu ta aplikacja. To też książka o odkrywaniu własnych granic, własnej tożsamości, znajdywaniu przyjemności, hedonistycznym podejściu do życia i seksu, o czerpaniu, ale też dawaniu, o poszukiwaniach własnego miejsca gdzieś między szalonym (lub smutnym, jak kto woli) życiem singla, a statecznymi znajomymi z dziećmi, mieszkaniem na kredyt i pracą w korporacji.

Ta nowa aplikacja randkowa łączy ze sobą ludzi, którzy nienawidzą tych samych rzeczy!

Jedni zachwycą się ilością doznań, opisami eksperymentów (Jędrusik w miarę szczegółowo opisuje kolejne relacje z partnerami poznanymi na Tinderze), a także ogromem możliwości – jeżeli jest się otwartym i chętnym, w zasadzie seks bez zobowiązań (w każdym możliwym układzie) może towarzyszyć nam każdego dnia. Wielu z Was prawdopodobnie ściągnie apkę już po przeczytaniu kilku stron. Bo takie życie jest kuszące. Nie brak w nim bodźców, uwagi, poczucia, że jest się piękną, adorowaną, świetną w łóżku, że ktoś się nami interesuje, zabiega o nas, ktoś nas docenia. Nawet jeżeli tylko czasem przez jedną noc. Łatwo i szybko można zbudować na tym swoje poczucie wartości lub odbudować je ze zgliszczy poprzednich relacji, o czym pisze autorka. Pokazuje też, że Tinder uzależnia. Uzależnia adrenalina związana z tym, kogo tym razem spotkamy, co z tego wyniknie, napływ komplementów, świadomość bycia potrzebną i pożądaną. Nie mówiąc już o seksie, jakiego się w życiu nie miało.

Ale za to niektórzy z Was wraz z ostatnią stroną książki mogą skasować Tindera i poczuć chęć rozpoczęcia życia na nowo, nawiązania relacji na innych warunkach, bez przewijania w prawo lub lewo. Zrobią rachunek sumienia, tak jak Joanna Jędrusik. Autorka nie ukrywa, że wśród swoich 50 twarzy Tinder ma także swoje mroczne oblicza. Porusza wątek molestowania seksualnego, nadużyć i godzenia się na seks, własnej godności i bezpieczeństwa. Są narkotyki, alkohol, nałogi i autodestrukcyjne zachowania, zdrady, brak szacunku, a także odkrywanie różnic klasowych. I ta ostatnia kwestia otwiera ciekawy wątek poznawania ludzi, których w normalnych warunkach nie mielibyśmy okazji spotkać. Bo różni nas wszystko – pochodzenie, wykształcenie, zainteresowania, podejście do życia i szeroko rozumiany kapitał kulturowy. To właśnie te osoby dały Jędrusik spojrzenie na rzeczy dla niej nieznane, na historie, które nigdy wcześniej nie dotyczyły jej życia. Dzięki nim wydaje się, że zyskała większą wrażliwość i wyrozumiałość. Bo jak sama napisała na samym końcu – całe to doświadczenie było dla niej ogromną nauką.

Jak usunąć Tindera i zniknąć z niego na zawsze? Tłumaczymy krok po kroku

Dlatego nie traktowałabym tej książki jako poradnika o randkowaniu, choć takie określenie widnieje na okładce. To raczej szczera analiza jakiejś części społeczeństwa skupionego wokół Tindera, oparta na własnych doświadczeniach i wielu obserwacjach autorki. Dla mnie to obraz relacji damsko-męskich i całe spektrum trudności w ich nawiązywaniu oraz utrzymywaniu. A także opowieść wcale nie o poszukiwaniu miłości (a przecież wydawałoby się, że to cel naszego życia kochać i być kochanym), ale wszystkiego, co pozwoli nam zagłuszyć w życiu to, czego większość z nas panicznie się boi – samotności. Dla każdego, jak pokazuje ta książka, jest ona czymś innym.

Czasem krzyżujemy z kimś nasze samotności i wychodzą z tego związki, przyjaźnie, relacje. Z tych krzyżówek rodzą się mieszańce, mniejsze samotności, skundlone, bękarcie. Nie są ani samotnością, ani miłością. Ojciec miał rodowód, ale matka była kundlem parkingowego. Mieszanka jest zawsze niejednorodna. Jakaś relacja ma odstające uszy niczym rasowa samotność, ale sylwetkę miłości. I tak dalej. W moich relacjach gen samotności jest dominujący

– fragment „50 twarzy Tindera” autorstwa Joanny Jędrusik. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Krytyka Polityczna.

Oto, dlaczego uciekłam po tygodniu z Tindera. I dlaczego nigdy tam nie wrócę