W grudniu 2019 premier Mateusz Morawiecki zablokował jednomyślne zobowiązanie wszystkich krajów UE do neutralności klimatycznej w 2050 roku. I nie krył dumy z tego powodu. – To były niełatwe negocjacje, ale Polska uzyskała zwolnienie z zobowiązania co do 2050 roku – mówił Morawiecki, jakby co najmniej przeciwstawił się likwidacji pór roku w naszym kraju. Choć najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że jego decyzja do zanikania tych pór roku się przyczyniła. 10 stopni na plusie w styczniu w kraju Europy Środkowo-Wschodniej to nie jest normalna temperatura. Ale najwyraźniej premier uważa inaczej i problemu, w przeciwieństwie choćby do ONZ, zmian klimatycznych nie dostrzega. Podobnie jak prezydent Andrzej Duda. W trakcie swojej kończącej się niebawem kadencji kilka razy podkreślał, że Polska węglem stoi i za jego rządów nic się pod tym względem nie zmieni. Duda zasłynął też bardzo błyskotliwą wypowiedzią: „Ja nie wiem, na ile w rzeczywistości człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych”. Naukowcy wiedzą to doskonale, ale przecież kogo to interesuje.

Polski rząd z premedytacją uprawia antyklimatyczną politykę i nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej. Po raz kolejny udowodnił to 8 stycznia, kiedy Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa pochyliła się nad projektem uchwały w sprawie stanu kryzysu klimatycznego i uchwały w sprawie ogłoszenia alarmu klimatycznego złożonego przez posłów opozycji. Miał on na celu wezwanie Rady Ministrów do wszczęcia natychmiastowych działań antykryzysowych w zakresie m.in. zanieczyszczonego środowiska oraz ubóstwa energetycznego. Oczywiście okazało się, że problem zmian klimatu w Polsce dostrzega jedynie Koalicja Obywatelska i Lewica. Z kolei posłowie PiS byli bardzo wylewni w opiniach, co sądzą na temat podejmowania przez nich jakichkolwiek kroków.

Zobacz także: Australia płonie. Jak można pomóc? Gdzie wpłacać pieniądze?

Kryzys klimatyczny w Polsce? Nie dla partii rządzącej 

Treść projektu uchwały bardzo nie spodobała się Annie Paluch, posłance PiS, która uznała, że jej autorzy wyraźnie nie są zaznajomieni z rządowym programem w zakresie ochrony środowiska i nic nie wiedzą o podejmowanych działaniach, co czyni ich kompletnie oderwanymi od realiów polityki rządu. Dodała również, że „ustawodawca to nie rozhisteryzowana nastolatka” i nie jest tajemnicą, co zainspirowało ją do tego komentarza. I nie była to na pewno sama Greta Thunberg, ale wszyscy inni młodzi ludzie biorący udział w strajkach klimatycznych, odbywających się obecnie regularnie w polskich miastach. Co więcej, podczas posiedzenia komisji padło również określenie „niezrównoważeni młodzi ludzie” pod adresem niektórych osób z opozycji, szczególnie tych związanych z Partią Zieloni na czele której stoi Małgorzata Tracz. – Wycieczki personalne nie służą wspólnej walce z kryzysem klimatycznym – apelowała Tracz.

Zaproponowany przez opozycję projekt został rzecz jasna odrzucony w wyniku głosowania. 19 posłów było przeciw, a 11 za. Anna Paluch, której zaszły za skórę „rozhisteryzowane nastolatki”, zapowiedziała, że PiS złoży własny projekt uchwały, podkreślając, że opozycja próbuje zamazać bezwład poprzednich rządów. „Nie próbujcie przekłamywać, a weźcie się do pracy” – apelowała. My sugerowalibyśmy posłance Paluch i jej partii dokładnie to samo.

Zobacz także: Taki mamy klimat. Pytamy eksperta, jak zmieni się nasza planeta i co nas czeka w przyszłości?