„Wulwa” to spolszczenie łacińskiego wyrazu „vulva”. Spotkacie go także w języku angielskim. U nas przede wszystkim funkcjonuje „srom”, choć może to za dużo powiedziane, bo negatywne konotacje związane z tym wyrazem powodują, że słowa grzęzną nam w gardle i nie nazywamy naszych narządów intymnych po imieniu, wybierając raczej zaimki typu „to”, „tam”... „Srom” to słowo, które wywodzi się od staropolskiego „wstydu”. Oczywiście można je odczarować, wypowiadać w pozytywnym kontekście i do tego zachęcam. Można też znaleźć inne słowo, takie, które nam najbardziej pasuje. Ja ostatnio najczęściej mówię jednak „wulwa”.  Według mnie brzmi to na tyle dobrze i sympatycznie, że wulwa powinna zadomowić się na dobre w języku polskim.

Wulwa, czyli co?

Jest to określenie zewnętrznej części żeńskich genitaliów. Idąc od góry, zalicza się tutaj wzgórek łonowy oraz bardzo istotny punkt na mapie rozkoszy, czyli łechtaczkę, a właściwie jej zewnętrzną część, czyli trzon zwieńczony żołędzią chronioną przez napletek. Poniżej znajdują się wargi sromowe zewnętrzne i wewnętrzne (nie mówimy już mniejsze i większe, bo te określenia zwykle nijak mają się do naszej anatomii i okazuje się, że na przykład te mniejsze są jednak większe w związku z czym można się zastanawiać, czy z ciałem jest wszystko w porządku - jak najbardziej, bo nasze narządy są różnorodne a przez to jedyne w swoim rodzaju i piękne) oraz ujście pochwy. W obrębie wulwy, nad wejściem do pochwy jest również mała dziurka, czyli ujście cewki moczowej. 

Viva la Vulva! Niech żyje cipka!

Według mnie ważne jest pozytywne, afirmatywne podejście do naszej cielesności, seksualności, która potrafi dostarczyć mnóstwa frajdy i rozkoszy, więc wybierajmy określenia, które pozwolą nam nasze ciało oswoić. Zachęcam również do wybierania/wymyślania własnych określeń, bo to świetna ciałopozytywna zabawa. Można też nazywać wulwę cipką, choć częściej w ten sposób mówi się o waginie lub stosuje  to słowo jako globalną nazwę dla tych zewnętrznych, jak i wewnętrznych narządów płciowych.