Znacie to uczucie, gdy koleżanka, którą znacie prawie całe życie, prosi was, abyście zostały świadkową na jej ślubie? Dla mnie to ogromne wyróżnienie, ale przede wszystkim odpowiedzialność, by tego dnia wypaść dokładnie tak, jak wymarzyła sobie to panna młoda. Nie ukrywam więc, że wybór sukienki na tę okazję był dla mnie szalenie trudny i kompletnie nie mogłam się do tego zabrać. A kiedy już zaczęłam, okazało się, że jest gorzej niż myślałam. Z kilku powodów.

Doskonale pamiętam, że przed ślubem innej mojej bliskiej koleżanki kilka lat temu, kupno sukienki było sporym wyzwaniem. Wiedziałam bowiem, że nie ma opcji, by pójść na łatwiznę i skusić się sukienkę z sieciówki (żeby nie było, nic nie mam do sieciówek), bo po prostu chciałam uniknąć sytuacji, kiedy ja i dwie inne dziewczyny wyglądamy jak bliźniaczki, albo udajemy, że po cichu umówiłyśmy się, że jesteśmy nieoficjalnymi druhami (już wyobrażam sobie to zażenowanie na naszych twarzach, a zwłaszcza na twarzy panny młodej). Dlatego już wtedy stwierdziłam, że musi to być projekt polskiej niszowej marki. Najlepiej taki, który dostępny jest w limitowanej ilości, bo prawdopodobieństwo, że ktoś kupi taką sama sukienkę jak ja było bliskie zeru. I oczywiście miałam rację.

Gdy więc dowiedziałam się, że jestem świadkową, od razu rozpoczęłam poszukiwania właśnie od niszowych polskich brandów, które generalnie bardzo wspieram (dzięki nim udało m się znaleźć idealny krój jeansów, dres, którego nie zdejmuję, czy torebkę, z którą się nie rozstaję) i wybieram znacznie częściej niż znane sieciówki. I jeśli myślicie, że mój problem rozwiązał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to muszę was wyprowadzić z błędu. Bowiem zdałam sobie sprawę, że będę drugą, zaraz po pannie młodej, kobietą na ślubie, która będzie przyciągać uwagę gości. Szczególnie, że jest to ślub kościelny. Bo sorry, ale nikt mi nie wmówi, że podczas mszy obserwowanie gości nie jest tym, co najchętniej robimy. Zaczęłam się zatem zastanawiać, jaki kolor będzie odpowiedni, czy głęboki dekolt (a jestem jego fanką), nie będzie zbyt odważny, no i jak rozwiązać problem ramion, kiedy nie chce bawić mi się w dodatkowy element w postaci marynarki. 

Postanowiłam, że musi być to sukienka, która po pierwsze: ma długość przed kolano (jestem niska, więc inna opcja nie wchodzi w grę), będzie miała raczej długi rękaw (nie uznaję półśrodków, czyli ¾ to coś, czego nie cierpię) i dekolt na tyle bezpieczny, by cały czas nie przyciągał mojej (i innych) uwagi, czy wszystko jest z nim w porządku. Miałam tylko problem z kolorem. I kiedy nagle natrafiłam na przepiękny model marki Madelle, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia, od razu pojawiły się obawy, czy jej dość intensywny odcień, a do tego kwiatowy wzór, jest na miejscu.


Generalnie uważam, że każdy powinien wybrać taki kolor sukienki, w jakim czuje się dobrze, ale wiem, że czasami ten wybór może spowodować falę krytycznych komentarzy. Na takie też natrafiłam na jednej z grup na Facebooku, gdzie jedna z użytkowniczek wrzuciła kilka zdjęć sukienek z pytaniem, czy będą odpowiednie dla druhny. Jeden z komentarzy brzmiał: „Część z tych przykładów jest za jasna, śmiało mogłaby w nich wystąpić panna młoda. Ukatrupiłabym swoją świadkową, gdyby w czymś takim pojawiła się na moim ślubie”, na co inna użytkowniczka odpowiedziała: „Moja mnie tak załatwiła. Miałyśmy prawie identyczne sukienki i to nie było fajne”. I wtedy wpadłam na coś, na co powinnam była dawno temu. 

Wysłałam mojej koleżance sukienkę, w której zamierzam pojawić się na jej ślubie. I wiecie, co odpisała? „Super, świetna, sam seks!”. Rozbawiło mnie to, ale też poczułam wielką ulgę. Dla pewności dopytałam: akceptujesz? „No ba!” – odpisała panna młoda. Dlatego, dziewczyny, zamiast pytań o zdanie wszystkich dookoła i czytać mocno subiektywne komentarze, od razu uderzcie do jedynego słusznego źródła informacji. I zapytajcie pannę młodą wprost, czy wybrana przez was opcja sukienki jest ok, bo czujecie się w niej dobrze i tak właśnie chcecie wypaść także w ważnym dla niej dniu. Jeśli możecie jej wysłać zdjęcie, tym lepiej. Możecie być pewne, że taki gest z waszej strony zostanie doceniony, a wy będziecie spać spokojnie, że w waszej szafie wisi najfajniejsza sukienka najfajniejszej świadkowej pod słońcem.