Sylwia Grzeszczak wydała właśnie „Dżunglę” – nowy singiel. Mocny, dziki, zwierzęcy numer. Angelice Kucińskiej, szefowej działu KULTURA w magazynie GLAMOUR opowiada, że to piosenka o tym, że jesteśmy jak dzikie zwierzęta. Pozamykano nas w klatkach, ale  nie da się nas zatrzymać. Chcemy być sobą. Chcemy robić to, na co w tym momencie mamy ochotę. Nie robić niczego wbrew sobie. A do tego czerpać radość z każdej sekundy – mówi Sylwia. Przyznaje też, że nie może usiedzieć w miejscu. Czy myśli o przeprowadzce z rodzinnego poznania? Dlaczego chciała zrezygnować z muzyki?! Poniżej znajdziecie fragment rozmowy, a całą przeczytacie w najnowszym wydaniu magazynu

Angelika Kucińska: Czerpanie radości z każdej sekundy to jest dopiero niełatwa sztuka życia. Większość ludzi tego nie potrafi.

Sylwia Grzeszczak: Oczywiście, że to trudne. Codzienne życie wielu ludzi wcale nie jest usłane różami, trudno znaleźć choćby sekundę, która po prostu cieszy. W show-biznesie, w którym ja funkcjonuję właściwie nieustannie na pełnych obrotach, można się zatracić. Jeśli we właściwym momencie nie powiesz „stop”, ten świat może cię po prostu zjeść.

„Dżungla” jest celebracją wolności, prawda?

Na pewno. To piosenka o wolności w wyrażaniu siebie. O byciu, kim tylko chcesz być, bez ograniczeń. O tym, czego naprawdę chcesz od życia. Nie pytasz nikogo, czy ci wolno. Sama wiesz, czego chcesz i co jest dla ciebie dobre.

Kiedy czujesz się naprawdę wolna?

Czuję się naprawdę wolna, kiedy mogę sama decydować za siebie. Do niedawna prawie wszyscy mówili mi, co mam robić, jak mam żyć, wiecznie byłam w pracy, nawet gdy w niej nie byłam. Otoczona ludźmi cały czas – przed pracą, w pracy, po pracy. Starając się słuchać każdego, zapominałam o sobie, o zwykłych potrzebach, o zaopiekowaniu się samą sobą! Tak było właściwie od dzieciństwa. Nie lubię, kiedy ktoś mi coś narzuca. Mam swoje zdanie. Dbam teraz o każdą prywatną sekundę. Na scenie też czuję się wolna. Mimo że wtedy wszyscy na mnie patrzą, to na scenie świetnie się bawię i czuję się na niej bezpiecznie. Scena jest moim naturalnym środowiskiem. Tam płynę, tam jest mi dobrze. Ta wymiana energii z publicznością, do której dochodzi podczas koncertu, ładuje mi baterie na przynajmniej kilka kolejnych dni. To niesamowite uczucie.

Zobacz także:

Grasz bardzo dużo koncertów, pewnie czasem i po dwa dziennie...

Zdarza się. Zdarzało się nawet grać i trzy koncerty dziennie. Moje trasy koncertowe to olbrzymie przedsięwzięcia. Ten pociąg, samochód, a ostatnio i samolot się nie zatrzymują. Powiedziałam „samolot”, bo mój plan, żeby zostać pilotką jest już w naprawdę zaawansowanej fazie.

Zaczęłaś kurs?

Zaczynam lada moment. Wszystko jest przygotowane.

A co cię kręci w pilotowaniu samolotu?

Adrenalina.

Ta sama, którą czujesz na scenie?

Coś w tym pewnie jest. Z zawodu jestem pianistką, a życie potoczyło się tak, że jestem również piosenkarką. Ale gdybym nie była pianistką, byłabym pilotką. Tata pracował jako technik samolotowy. Zabierał mnie i brata na lotnisko, gdy byliśmy dziećmi. Wchodziliśmy na skrzydła samolotów, jeździliśmy po płycie lotniska, wchodziliśmy do kokpitów. Samo opatrzenie się z samolotami i lotniskiem czy to, że będąc małą dziewczynką, mogłam dotknąć tych wszystkich guzików, obudziło we mnie pasję do latania. Mam świra na punkcie samolotów. Lubię na nie patrzeć. Ktoś powie „wariatka”, a mnie serio wzrusza widok startującego samolotu. Bywa, że poleci łza i nie przejmuję się wtedy, że ktoś obok to widzi.

Chciałaś kiedyś zrezygnować z muzyki?

Miałam taki moment jeszcze w podstawówce. Okazało się, że nie radzę sobie z czytaniem nut. Nauczyciele obawiali się, że nie będą mogli przepuścić mnie do następnej klasy. Przeszłam dzięki mamie. Choć sama nigdy nie zajmowała się muzyką i nie potrafiła czytać nut, siedziała ze mną i mi pomagała. Pchnęła mnie do przodu. Gdyby nie pomoc mamy, może dziś byłabym w zupełnie innym miejscu. Drugi trudny moment nastąpił jakieś trzy lata temu. Chciałam rzucić wszystko, wyjechać i zaszyć się gdzieś, gdzie nie żyje się tak szybko. Czułam, że może wystarczy mi to, co już mam. Ale los wybrał mi inną ścieżkę, i tak pewnie miało być.

Jesteś asertywna? Umiesz powiedzieć, że dzisiaj zdjęcia nie będzie?

Zdarza się, że ktoś podchodzi do mnie i zagaduje, gdy akurat rozmawiam przez telefon. Wtedy, wiadomo, muszę przeprosić. Zaznaczam też granice, gdy jestem ze swoją córką Bogną. Wiem, że muszę na nią szczególnie uważać, bo wokół mnie znajduje się dużo ludzi. Jednak nigdy nie potraktowałam nikogo źle. Zawsze staram się znaleźć chwilę na zdjęcie, na autograf. Oczywiście to nie tak, że jestem gotowa zatrzymać się i rozdawać autografy zawsze i wszędzie. Pilnuję swojego czasu, bo przecież w domu czeka na mnie córka i muszę do niej zdążyć. Ona jest najważniejsza.

Podobno odradzano ci macierzyństwo?

Byłam już wtedy w ciąży i słyszałam takie głosy, że po co mi teraz dziecko, że zagrzebię się w pieluchach, zamiast wykorzystać swoje pięć minut. Tylko że dla mnie to nie było to jedyne pięć minut, ale po prostu kolejne minuty – jak miną, też będzie czas. Mimo olbrzymiej presji, którą mi narzucano, działałam w swoim tempie. Stopniowo, małymi krokami, do przodu – żeby się rozwijać i konsekwentnie budować swoją pozycję w muzyce. Realizowałam swój plan. Nie przetrwasz w tej branży, jeśli będziesz robić wszystko na gwałtu, rety. Poza tym narzucanie sobie takiego ciśnienia, ten pęd, żeby osiągnąć dużo i szybko, może się źle skończyć. Człowiek ma jedno zdrowie i nikt nie zadba o moje tak jak ja.

Twoja kariera muzyczna zaczęła się, gdy byłaś młodą dziewczyną. Chciałabyś tamtą 17-letnią siebie przed czymś ochronić?

Wiesz co, chyba intuicja mnie chroniła. W życiu nie da się przewidzieć wszystkiego, to niemożliwe. Zawsze w twoim otoczeniu może pojawić się ktoś, kto nie będzie dla ciebie dobry. Możesz pójść za złą radą. Są różne sytuacje. Ale jakoś mimo to zawsze potrafiłam się przed tym wszystkim uchronić, a jeśli przed czymś nie potrafiłam, to dziś wiem, że jestem mocniejsza dzięki tym doświadczeniom. Wiem też, że warto słuchać siebie.

A dlaczego nigdy nie przeniosłaś się do Warszawy?

Nie miałam czasu (śmiech). To prawda, że zostałam w Poznaniu, bo stamtąd pochodzę, tam mieszka moja rodzina, tam mam dom. Ale nie mówię, że to właśnie tam zostanę na zawsze. Ostatnio gna mnie w różne strony.

Cały wywiad z Sylwią Grzeszczak przeczytacie we wrześniowym numerze GLAMOUR (9/2022). Kupicie go w dobrych salonach prasowych, na stronie Empik.com czy Kultowy.pl.