Maseczka to kosmetyk, do którego moje podejście stale się zmienia. Dotyczy to przede wszystkim tych, które wymagają zmycia. W ich przypadku muszę bowiem pilnować czasu i usunąć pozostałości z twarzy po jego upływie, a to wymaga ode mnie większego zaangażowania. Czasami jednak mimo tego takie maseczki są czymś, czego potrzebuje nie tylko moja skóra, ale również ja sama. Kiedy robię domowe spa i chcę skupić się na sobie, pasują jak ulał. Wiele z nich bowiem nie tylko pielęgnuje, ale w tym określonym czasie uprzyjemnia cały rytuał za sprawą swojego zapachu czy chłodzącej formuły. Innym razem natomiast nie mam na nie czasu, ale w tym przypadku po prostu nie robię niczego na siłę i czekam na moment, kiedy sięgnę po nie z prawdziwą przyjemnością. Jako redaktorka urody stale szukam czegoś nowego. Testuję, obserwuję i dopisuję do listy kolejnych ulubieńców. Tym sposobem obecnie mogę polecić aż 7 maseczek. Mam też coś specjalnego dla osób, którym może brakować czasu na chodzenie z kosmetykiem i jego późniejsze zmycie. Nie wszystkie maseczki bowiem wymagają pilnowania czasu i dostępu do biężacej wody.

Drunk Elephant F-Balm™ Electrolyte Waterfacial

Informacji na temat wartych uwagi kosmetyków szukam w różnych miejscach. Jednym z nich są kosmetyczki gwiazd. W tym miejscu nie zamierzam kryć się z moją słabością do wszelkich polecajek Hailey Bieber. Modelka uwielbia efekt glow, który ja także bardzo cenię, więc jestem otwarta na to, co rekomenduje. Tak trafiłam między innymi na maseczkę Drunk Elephant F-Balm™ Electrolyte Waterfacial. Tu od razu mam dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy nie mają czasu – tej maseczki nie trzeba zmywać. Aplikuje się ją na noc i podczas snu dzieje się magia. Jej żelowa konsystencja świetnie się wchłania, a cera po przebudzeniu jest nawilżona, gładka i promienna. Zużyłam ją do ostatniej pompki i przy okazji zamówię kolejne opakowanie. Jako posiadaczka suchej skóry nie mogłabym jej nie docenić. Działa rewelacyjnie.

Skład Drunk Elephant F-Balm™ Electrolyte Waterfacial:

  • Mieszanka 4 elektrolitów (woda kokosowa, sól sodowa PCA, sól magnezowa PCA i ekstrakt z opuncji) – to humektanty o silnym działaniu antyoksydacyjnym i nawilżającym.
  • Witamina F – zawiera kojące kwasy tłuszczowe (linolenowy i linolowy), które wpływają na prawidłowy poziom nawilżenia, poprawiają strukturę skóry i wypełniają ją, działając przeciwzapalnie i wzmacniając kwaśny płaszcz ochronny skóry.

Fot. archiwum prywatne

Pixi Rose Remedy Mask

Kosmetyki mogłyby być dla mnie bezzapachowe. Ten element nie jest dla mnie kluczowy. Zdarza się jednak i tak, że właśnie zapach przywiązuje mnie do konkretnej formuły. Pixi Rose Remedy Mask to najlepszy dowód. Jestem sentymentalna. Wcale tego nie ukrywam. Kiedy otworzyłam opakowanie Pixi Rose Remedy Mask po raz pierwszy to woń z pudełka sprawiła, że wsiadłam w wehikuł czasu. Znów byłam małą dziewczynką i stałam w mieszkaniu mojej babci. Zgadywałam, że w formule musi być jakaś roślina, która nadawała zapach także wnętrzom. Ostatecznie śledztwo doprowadziło mnie do anginowca. Żelowa konsystencja, która przyjemnie chłodzi, zgodnie z zaleceniami trafia na moją twarz na 10 minut, ale z przyjemnością trzymałabym ją znacznie dłużej. Sam zapach to oczywiście nie jedyny powód, dla którego po nią sięgam. To przede wszystkim nawilżający kosmetyk, który przynosi ukojenie mojej suchej skórze.

Skład Pixi Rose Remedy Mask:

  • Olejek z dzikiej róży – nawilża i odbudowuje.
  • Olejek arganowy – głęboko nawilża i wygładza.
  • Cica – leczy i łagodzi dzięki właściwościom antybakteryjnym i przeciwzapalnym.
  • Kurkuma – daje ochronę antyoksydacyjną.

Fot. archiwum prywatne

Eisenberg Masque Tenseur Remodelant

Na liście najlepszych kosmetyków, które trafiły do mojej kosmetyczki w 2023 roku, pojawiła się maska Eisenberg Masque Tenseur Remodelant. Jej formuła świetnie odpowiada na potrzeby mojej suchej skóry, więc nie mogę jej pominąć także w tym zestawieniu. Ma pewne miejsce wśród najlepszych nie tylko z ostatnich 12 miesięcy, ale pośród wszystkich formuł, które testowałam. Po zmyciu jej z twarzy cera jest promienna, nawilżona i do tego jeszcze sprężysta. Na plus działa też cały wachlarz możliwości, które daje. Można ją bowiem używać na trzy sposoby. Przy standardowej aplikacji należy ją pozostawić na 15 minut, a następnie zmyć. Czynność powtarzać 1-2 razy w tygodniu. Dodatkowo sprawdzi się jako intensywna kuracja przez 8-15 dni lub formie ekspres maski przed szczególnymi okazjami. Ma lekką formułę, która przypomina krem. Wchłania się na tyle szybko, że kiedy idę ją zmyć, to mam już tylko błyszczący film.

Skład Eisenberg Masque Tenseur Remodelant:

  • Formuła Trio-Molecular® – ułatwia przenikanie substancji czynnych do skóry, poprawia dotlenienie komórek skóry, a także jędrność i sprężystość skóry.
  • Wyciąg z zielonej herbaty i witamina E – działają przeciwstarzeniowo.
  • Olej z winogron – odżywia, nawilża i napina kontury twarzy.
  • Witamina A – ujędrnia.

Fot. archiwum prywatne

Zobacz także:

Kiehl's Avocado Nourishing Hydration Mask

Kiehl's Avocado Nourishing Hydration Mask to jedno z zaskoczeń w mojej kosmetyczce. Jestem ogromną fanką kremu pod oczy z awokado tej marki. Z przyjemnością przetestowałam zatem także maskę bazującą na tym składniku. Ku mojemu zaskoczeniu początki tej znajomości nie były łatwe, ale efekt w pełni mi to zrekompensował. W opakowaniu czekało na mnie niemal awokado, bo konsystencja przypomina właśnie dojrzały owoc. Aplikacja nie była zatem typowa. Kiedy jednak już z nią sobie poradziłam, w czym bardzo pomocne było ciepło dłoni, okazało się, że wcale nie było to takie skomplikowane, jak na początku mi się wydawało. Maskę trzymałam 15 minut. Po zmyciu cera była niezwykle przyjemna w dotyku, aksamitnie gładka, miękka i po prostu świetnie nawilżona. Wracam do niej z przyjemnością.

Skład Kiehl's Avocado Nourishing Hydration Mask:

  • Ekstrakt z owocu awokado – działa nawilżająco.
  • Olej z awokado – nawilża, odżywia i zmiękcza skórę.
  • Olejek z wiesiołka – nawilża i uelastycznia skórę.

Fot. archiwum prywatne

Benefit Cosmetics The POREfessional Deep Retreat

Maseczki w moim przypadku to przede wszystkim nawilżające formuły. Dzieje się tak, bo moja sucha cera po prostu wymaga nieustannego nawadniania. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie ma innych potrzeb. Dowodem na to może być maska Benefit Cosmetics The POREfessional Deep Retreat. Fioletowy kosmetyk skupia się na oczyszczaniu. Potrzebuje do tego 30 minut, więc to maseczka wymagająca najwięcej czasu ze wszystkich, które lubię, ale efekt jest tego warty. Jej głównym zadaniem jest oczyszczenie i zmniejszenie porów, z czego wywiązuje się z tego na piątkę. Skóra prezentuje się po jej użyciu pięknie. Jest czysta, gładka, przyjemna w dotyku i świetnie przygotowana do aplikacji kolejnych kosmetyków. Na plus działa też piękny słodki zapach. Lubię też jej kolor. To jedna z tych maseczek, która faktycznie robi maskę i to fioletową.

Skład Benefit Cosmetics The POREfessional Deep Retreat:

  • Glinka kaolinowa – głęboko oczyszcza pory.
  • Ekstrakt z kopru morskiego – minimalizuje nadmiar sebum.
  • Bisabolol – zapewnia uczucie komfortu.
  • Olej z nasion jojoby i olej z pestek śliwki – nadają skórze miękkości.
  • Ekstrakt z kwiatu opuncji figowej – wygładza skórę.
  • Sfingolipidy – pomagają utrzymać poziom nawilżenia skóry.

Fot. archiwum prywatne

Foreo Supercharged Ultra-Hydrating Sleeping Mask

Wszystkim osobom, które lubią maski niewymagające zmywania, polecam też Foreo Supercharged Ultra-Hydrating Sleeping Mask. Kosmetyk jest bardzo przyjemny w użyciu. Ma niezwykle lekką żelową konsystencję o przyjemnym i delikatnym zapachu, który kojarzy mi się z kremem do twarzy. Jego formuła jest dopasowana do procesów regeneracyjnych, które zachodzą w naszym ciele podczas snu. Dzięki temu w ciągu nocy bogata formuła bazująca na naturalnych składnikach regeneruje, odżywia, nawilża i przywraca zdrowy blask. Rano cera prezentuje się pięknie i jego gotowa do przyjęcia porannej dawki kosmetyków. Wracam do niej z ogromną przyjemnością i nie muszę z tym czekać do momentu, kiedy będę miała więcej czasu.

Skład Foreo Supercharged Ultra-Hydrating Sleeping Mask:

  • Kwas hialuronowy – nawilża, wzmacnia naturalną barierę i chroni przed utratą wilgoci oraz szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi.
  • Cynk PCA, a więc rozpuszczająca się w wodzie sól cynkowa – zapobiega nadmiernej produkcji sebum. Działa przeciwzapalne i antyseptyczne.
  • Witamina E – jest przeciwutleniaczem, który zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry, zmniejsza szkody wyrządzone przez promieniowanie UV i do tego jeszcze nawilża.
  • Gąska sosnowa – rozświetla i nawilża. Jest przeciwutleniaczem.
  • Oliwa z oliwek – nawilża i tworzy na skórze barierę zapobiegająca utracie nawodnienia.
  • Olej krokoszowy – jest przeciwutleniaczem. Pomaga zmniejszać utratę wody, utrzymuje nawilżenie, a także minimalizuje zmarszczki.
  • Olej z dzikiej róży – zmniejsza matowość, zwiększa produkcję kolagenu oraz ogranicza stany zapalne.
  • Ergotioneina – zmniejsza oznaki starzenia i może pomóc rozpocząć proces naprawy DNA komórek uszkodzonych przez promieniowanie UV.

Fot. archiwum prywatne

Lush Rosy Cheeks

Świeża maseczka do twarzy Lush Rosy Cheeks to kosmetyk, który trzymam w lodówce. Różowa formuła o pięknym zapachu róży na mojej twarzy ląduje na około 10-15 minut. Po tym czasie zmywam ją wodą. Kojąco-oczyszczająca formuła, której działanie określane jest jako pocałunek róży, w moim przypadku jest świetnym wprowadzeniem do dalszej pielęgnacji. Z uwagi na to, że Lush tworzy ten kosmetyk ze świeżych produktów na bieżąco, nadaje się do użytku przez 28 dni. Kosmetykiem, który trafi na oczyszczoną z jej pomocą skórę, może być coś z asortymentu tego samego brandu. Jeżeli miałabym coś polecić, to wskazałabym na Lush Gorgeous. Dla mnie to świetny duet, do którego warto wracać.

Fot. materiały prasowe

Skład Lush Rosy Cheeks:

  • Róża – ma działanie kojące i odbudowujące. Dodatkowym walorem jest jej zapach.
  • Glinka – oczyszcza. Ma również działanie wchłaniające nadmiar sebum i potu, co pozwala zmatowić cerę.

Fot. archwium prywatne