Przez lata słyszały, że są zdolne, ale leniwe, że im się nie chce. Tak wygląda życie kobiet z ADHD
Neuroróżnorodność to nie jest problem, który trzeba rozwiązać, tylko sposób, w jaki funkcjonujemy – czasem trudniejszy albo zaskakujący, ale też pełen zasobów. I trzeba się nauczyć z nich mądrze korzystać - mówi Olimpia Jenczek, autorka książki „Życie z ADHD”.

ADHD to nie tylko problemy z koncentracją. Ale ile osób, tyle historii. I jeszcze więcej niewiadomych, mitów, stereotypów. Olimpia Jenczek rozbraja je w swojej książce. Wszystko po to, by tworzyć lepszy świat, w którym jest miejsce na (neuro)różnorodność.
Marta Krupińska: Podtytuł Twojej książki brzmi „Brakująca instrukcja obsługi”. O swoim ADHD piszesz z kolei jako o brakującym puzzlu. Diagnoza, a potem podzielenie się tymi doświadczeniami w książce pomogły Ci lepiej zrozumieć siebie?
Olimpia Jenczek: Na temat ADHD przeczytałam chyba wszystko, co jest dostępne na rynku. Nigdzie jednak nie znalazłam wiedzy w pigułce, poruszającej różne obszary, niekoniecznie kojarzone z ADHD, ale ściśle z nim związane. Jest więc rozdział o finansach, jedzeniu, stosunku do ciała, bliskości i seksie. Nie jestem psycholożką ani psychoterapeutką, korzystałam ze wsparcia ekspertów. Chciałam, żeby ta książka była różnorodna, więc są w niej praktyczne porady, np. jak ogarnąć przestrzeń, lista przedmiotów wspierających życie i doświadczenia różnych osób, w tym moje własne. Myślę, że to dobre podsumowanie drogi, jaką przeszłam.
W social mediach ADHD jest nieraz przedstawiane jako atrybut ludzi kreatywnych czy wręcz supermoc. Ty piszesz jednak, że gdybyś mogła, wybrałabyś życie bez ADHD. Dlaczego to romantyzowanie ADHD może być szkodliwe?
Z jednej strony osoby z ADHD przez lata słyszały, że są zdolne, ale leniwe, że im się nie chce. Nic dziwnego, że wiele z nich chce teraz pokazać światu: „Mam ADHD, a mimo to świetnie ogarniam swoje życie, jestem kreatywna, odnoszę sukcesy”. To bywa próbą odzyskania poczucia własnej wartości i sprawczości. Z drugiej strony ADHD to zaburzenie neurorozwojowe, które realnie wpływa na funkcjonowanie w sferze uwagi, ale też emocji, relacji, finansów, zdrowia psychicznego. Na spotkaniach autorskich czasem pytam uczestników, kto – mając wybór – zdecydowałby się zachować ADHD, i zwykle podnosi się tylko połowa sali. Myślę, że łatwiej polubić ADHD albo się z nim pogodzić, gdy mieszkasz w dużym mieście, masz dostęp do terapii, leków, wspierającego środowiska. A nie wolno zapominać o całej grupie osób, które są niezdiagnozowane lub mieszkają w mniejszych miejscowościach, gdzie specjalistów po prostu nie ma. Dla nich ADHD to nie „supermoc”, tylko źródło cierpienia i wykluczenia, zwłaszcza gdy nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Z badań wiemy, że osoby z ADHD są bardziej narażone na uzależnienia, ryzykowne zachowania, zadłużenie, wypadki drogowe. I właśnie dlatego romantyzowanie ADHD może być szkodliwe – bo pomija ten trudny, często niewidoczny kawałek rzeczywistości wielu osób.
Które z tych trudności najbardziej odbiły się na Twoim codziennym funkcjonowaniu?
Dla mnie najbardziej frustrująca jest impulsywność związana z nieprzemyślanymi zakupami i decyzjami finansowymi. I choć mam to względnie opanowane, dalej płacę za to podatek, o czym bardzo szczegółowo piszę w ostatnim rozdziale. Wciąż borykam się też ze ślepotą czasową i niedoczasem, wszędzie się spóźniam, choć wydaje mi się, że mam tyle czasu, że wszystko zdążę zrobić, a potem pędzę, spóźniam się i muszę przepraszać. Przez to mam non stop nieskończone zadania, źle szacuję, ile czasu dane zajęcie mi zajmie, co generuje codzienny stres. Zdarza mi się, zwłaszcza w sytuacjach wymagających profesjonalizmu, np. gdy prowadzę szkolenie, że w połowie zdania zapominam, co chciałam powiedzieć, i powtarzam się kilka razy.
Ale jak sama piszesz, doceniasz też pewne korzyści, jakie daje Ci neuroatypowy mózg.
Kiedyś wydawało mi się, że jest ich więcej. Teraz myślę jedynie o kreatywności, którą mogę wykorzystywać w życiu zawodowym. Choć bywa męcząca, gdy włącza się o trzeciej w nocy i nie mogę spać, bo obmyślam nowe plany.
Powszechna wiedza o ADHD wciąż bazuje na stereotypach. Które z nich uważasz za najbardziej krzywdzące i niezgodne z prawdą?
Choćby ten, że ADHD dotyczy tylko chłopców, że się z tego wyrasta albo że ADHD można nabyć. Że teraz wszyscy je mają, bo żyjemy w czasach, gdy mamy za dużo bodźców. No nie. Można wykazywać objawy ADHD, jeżeli się za bardzo przebodźcujemy. Joanna Jurga (neuroarchitektka, autorka podcastów – przyp. red.) mówi, że każdy z nas czasem bywa neuroatypowy, że kobiety, kiedy zachodzą w ciążę, pod wpływem hormonów mogą doświadczać objawów charakterystycznych dla ADHD. Tyle że ludzie z ADHD mają je stale i na dosyć wysokim poziomie. ADHD obejmuje trudności z utrzymaniem uwagi, ale też z jej regulowaniem. Z jednej strony możemy doświadczać tzw. hiperfokusu, czyli nadmiernego skupienia na czymś, co nas interesuje, czasem aż do zatracenia się w tym, a z drugiej – zupełnego braku możliwości skupienia się na czymkolwiek, co wydaje się nudne lub nie angażuje emocjonalnie. ADHD to jednak nie tylko kwestia uwagi – to również impulsywność, która może wpływać na różne obszary życia, np. podejmowanie ryzykownych decyzji, jazdę samochodem bez refleksji nad konsekwencjami, czy trudność z zatrzymaniem się w emocjach. Regulacja emocji to kolejny kluczowy aspekt – osoby z ADHD często przeżywają emocje bardzo intensywnie i mają trudność z ich wygaszaniem, co może prowadzić do wybuchów złości, frustracji albo przeciwnie – do nagłych stanów wycofania.
Dlatego piszesz, że ADHD nie ma jednej twarzy? Tak jak nie ma dwóch takich samych osób z ADHD.
Ono jest po prostu bardzo skrajne. Bo oprócz tego, że mój mózg inaczej funkcjonuje, wpływają na to szkoła, rodzice, otoczenie. Ponadto jedna rzecz to zrozumienie, czym jest ADHD, a druga – już po diagnozie – zmapowanie, jak ADHD wpływa na moje życie i jak u mnie się objawia. I że objawy mogą się wydawać wręcz sprzeczne. Bo jak mogę mieć problem z perfekcjonizmem, skoro nie jestem w stanie utrzymać porządku w domu? A jednak go mam, tyle że w innych obszarach, głównie w pracy, choć też nie we wszystkim, co robię. Gdy przygotowuję prezentację, to ona może mieć błędy ortograficzne, ale kolory muszą idealnie do siebie pasować. Albo to, co obserwuję u wielu znajomych – że świetnie ogarniają swoje życie zawodowe, ale w domu jest gorzej. Dają z siebie 100 proc. w pracy, tam dowożą, maskują wszystkie swoje objawy, a gdy wracają do domu, nie mają już siły zadbać o porządek, regularnie chodzić do lekarza czy nawet przygotowywać posiłków.
W social mediach sporo jest opinii, że ludzie idą po diagnozy, żeby mieć wymówkę, i traktują je jak kiedyś w szkole zwolnienie z WF-u.
Pewnie zdarzają się osoby, które tak do tego podchodzą, ale to nie powinno przesłaniać sensu diagnozy. Ona nie jest po to, żeby coś usprawiedliwiać, tylko żeby lepiej zrozumieć siebie i dostać wsparcie. Diagnoza to nie wymówka – to wyjaśnienie. Ma poprawić jakość życia, ale to nie jest droga na skróty. U mnie przyniosła ulgę i poczucie sensu, ale też otworzyła drzwi do trudnej pracy – terapii, leczenia, codziennego dbania o siebie. Samo umówienie się do psychiatry bywa barierą – wiele osób z ADHD prokrastynuje to tygodniami. A potem dochodzi koszt i trudna dostępność leków. Trzeba ogromnego samozaparcia, żeby to wszystko ogarnąć. Dla niektórych diagnoza będzie impulsem do działania, a inni mogą się zniechęcić już na samym początku.
Działasz jako samorzeczniczka ADHD, prowadzisz fundację Mamy Podobnie, organizujesz psychoedukacyjne „Korki z neuroróżnorodności”. Łatwiej dogadujesz się z osobami z ADHD?
Gdy ktoś mnie pyta, czy moi neurotypowi przyjaciele lepiej mnie rozumieją, to odpowiadam, że nie wiem, bo nie mam neurotypowych przyjaciół. W moim najbliższym otoczeniu wszyscy mają jakąś diagnozę z pogranicza ADHD i spektrum autyzmu. Dzięki temu zaczęliśmy więcej o tym rozmawiać i poczucie, że nie jestem w tym sama, na pewno mi pomogło. To samo mówią uczestnicy naszych spotkań na temat neuroróżnorodności. To poczucie, że jesteś częścią społeczności, grupy, że są wokół ciebie osoby, które mają podobnie i cię rozumieją, jest bardzo budujące. Poza tym z moich obserwacji wynika, że większość osób z ADHD jest w związkach z innymi neuroatypowymi, np. w spektrum autyzmu. Mamy podobne potrzeby, doświadczenia, wrażliwość – tę na świat, ale i sensoryczną, więc siłą rzeczy ciągniemy do siebie nawzajem. Choć znam też neuroatypowe pary, w których osoba z ADHD ciągle się spóźnia, żyje w chaosie i działa „na spontanie”, a druga, w spektrum, potrzebuje struktury, ułożonego planu dnia, lubi porządek. Ale jak mówi jedna z moich rozmówczyń, psycholożka i psychoterapeutka Marta Cieśla, jeśli partnerzy są gotowi na zrozumienie siebie i wprowadzanie rozwiązań, które działają w ich kontekście, takie relacje mogą być bardzo wspierające. Bo neuroróżnorodność to nie jest problem, który trzeba rozwiązać, tylko sposób, w jaki funkcjonujemy – czasem trudniejszy albo zaskakujący, ale też pełen zasobów. I trzeba się nauczyć z nich mądrze korzystać.
Artykuł ukazał się w magazynie Glamour 9/25.




