Jest taka piosenka rockandrollowego zespołu Mudhoney „Touch Me I’m Sick”. Dotknij mnie, jestem chory. To stara piosenka, nagrana wiele lat przed epidemią wirusa, która wymusiła społeczny dystans, ale jej tytuł mocno wybrzmiewa właśnie w pandemii. Czas koniecznej izolacji wyjątkowo brutalnie obchodzi się z osobami, które mieszkają same, są daleko od rodziny, nie mają możliwości regularnych spotkań z przyjaciółmi, a nawet jeśli od czasu do czasu pozwalają sobie na takie spotkania, to wiadomo, wszystko odbywa się bezdotykowo, bo strach. I ten strach jest jak najbardziej zrozumiały, powinniśmy chronić siebie i innych przed zarażeniem koronawirusem, ale jednocześnie nie zapominać, że całkowity brak dotyku może zrujnować nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Dotyk jest narzędziem okazywania i przyjmowania czułości, daje poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i przynależności. Uspokaja i poprawia samopoczucie. Brak dotyku? Zabija. 

Dwadzieścia głasków dziennie

Czym jest dobry dotyk? Mówiąc najogólniej – to dotyk wykonywany z pozytywną intencją, a dobre dotykanie nie może się odbywać wbrew woli dotykanego. Jego wzmacniająca rola w życiu została udowodniona naukowo, nie ma z czym dyskutować. Korzyści są obopólne. Kontakt „skóra do skóry” przekłada się na produkcję tych wszystkich dobrych hormonów, jak oksytocyna, dopamina i endorfiny, zarówno u dotykanego, jak i u dotykającego. Dotyk obniża poziom kortyzolu w organizmie, potocznie nazywanego hormonem stresu. Kilka lat temu głośno było o nieistniejącej już aplikacji Cuddlr, która – podobnie jak Tinder – służyła do matchowania osób w pary, tyle że w tym przypadku te pary spotykały się na sesje platonicznego, nieseksualnego przytulania. To, że Cuddlr już nie istnieje, nie jest wcale dowodem, że przytulanie nie było wystarczająco chodliwym, atrakcyjnym towarem. To raczej historia o tym, jak bardzo nie zdajemy sobie sprawy  z uzdrawiającej mocy dotyku. Z jego wpływu na zadowolenie z życia. Nawet dotyk obcej osoby, z którą nie jesteśmy w jakiejkolwiek relacji, potrafi skutecznie zmniejszyć poczucie wykluczenia. Czytaj: osoba dotykana czuje się mniej samotna. „Kojący, emocjonalny dotyk jest naszą najbardziej pierwotną potrzebą, ważniejszą nawet od jedzenia – pisze terapeutka Marta Niedźwiecka w swojej książce «Slow sex. Uwolnij miłość». – Ludzie umierają bez dotyku. Dosłownie – to nie jest metafora. Pozbawione dotyku dzieci w domach dziecka, noworodki w inkubatorach słabiej rosną i chorują. Są liczne badania pokazujące, jaką porcję dotyku dziennie musimy przyjąć, żeby pozostać zdrowymi na duchu i na ciele. Minimum plasuje się w okolicy dwudziestu głasków”. Są też badania, które mówią o tym, jakie powinno być tempo i zakres dotyku, żeby działał. Według nich w trakcie sekundy powinniśmy ogarnąć od 3 do 5 cm dotykanego ciała. Przede wszystkim są badania, które potwierdzają, jak destrukcyjna dla naszego zdrowia jest deprywacja dotyku (nazywana inaczej zespołem głodnej skóry), która może powodować depresję i zaburzenia lękowe.

Wielka czwórka dotykania

cztery rodzaje dotyku – różnią się intencjami, specyfiką relacji i okolicznościami, w których do nich dochodzi. Wszystkie mają znaczenie. Dotyku uzdrawiającego doświadczamy np. w czasie masażu albo terapii pracy z ciałem. Ma nieść komfort i rozluźniać. Czuły dotyk pozwala szybko i skutecznie przekazać emocje, czule rodzice dotykają dzieci, czule mogą dotykać się przyjaciele. Są jeszcze dotyk zmysłowy i seksualny, do praktykowania w parach. „Dotyk zmysłowy nie eskaluje się – to też cytat z książki «Slow Sex. Uwolnij miłość». – Nie można nim wywołać orgazmu, można za to nadawać silne sygnały emocjonalne, budować więzi i pobudzać zmysły. Dotyk zmysłowy (…) powoduje, że czujemy się akceptowani i adorowani, tworząc napięcie i budując atmosferę”. Ostatni rodzaj dotyku, dotyk seksualny, ma jasno sprecyzowany cel. Ma rozbudzać podniecenie i prowadzić do orgazmu. Tyle teorii. To, jak w praktyce korzystamy z dotyku, jak go odbieramy, jak dajemy i czy w ogóle jesteśmy otwarci na dotykanie, zależy od kultury, wychowania, doświadczeń. Kilka lat temu sporządzono listę najczęściej dotykających się i najbardziej niedotykalskich nacji. Wygrali Francuzi – jako ci, którzy dotykać lubią i potrafią. Polegli Amerykanie, według badań zablokowani na dotyk. Pochodzenie ma jednak zdecydowanie mniejsze znaczenie niż płeć, a mężczyźni są szczególnie narażeni na deficyt dotyku. „Mężczyźni zwykle są wychowywani w – jak by do ująć – dotykowej izolacji. Dorastając, z roku na rok są coraz rzadziej przytulani przez dorosłych. Jako nastolatkowie właściwie w ogóle. Ich fizyczny kontakt z drugą osobą ogranicza się do walki i seksu. Nic więc dziwnego, że potrafią mieć na punkcie tego seksu niezłą obsesję” – tłumaczy Niedźwiecka w „Slow Sex. Uwolnij miłość”. Bo seks jest jedyną akceptowaną społecznie aktywnością, w której mężczyzna dostaje bliskość, czułość i zasilający dotyk. Kobiety z łatwością dotykają się platonicznie, przytulają się z przyjaciółkami, nawet w dorosłym życiu dużo swobodniej wchodzą w ten rodzaj bliskości z rodzicami. A wyobraźcie sobie dwóch dorosłych facetów, zwłaszcza heteroseksualnych, którzy się do siebie przytulają. Niezłe science fiction, prawda? Choćby znali i przyjaźnili się od lat, kultura im na to nie pozwoli, bo nie mieści się to w stereotypowym wyobrażeniu o męskości (podłość patriarchatu nie ma granic).

Zablokowani na dotyk

Są ludzie, którzy sztywnieją, gdy ktoś zbyt szybko i za bardzo skraca fizyczny dystans. Dostają dreszczy, kiedy w tramwaju niechcący zetkną się z kimś łokciami. Taki przypadkowy dotyk ze strony obcej osoby niezwykle ich drażni. I jest to jak najbardziej w porządku, bo nieproszony dotyk, na który nie wyraziliśmy wcześniej zgody, powoduje dyskomfort. A co z ludźmi, którzy deklarują, że w ogóle nie lubią być dotykani? Co z tymi, którzy mówią, że przytulanie nie jest wcale fajne? Istnieje coś takiego jak hafefobia, czyli lęk przed dotykiem. To poważne zaburzenie, które może być spowodowane traumatycznym doświadczeniem z przeszłości, np. molestowaniem seksualnym w dzieciństwie. Bez specjalistycznej pomocy nikt sobie z nim nie poradzi. Fobia to jednak skrajny przypadek, a poza zdiagnozowanym lękiem istnieje jeszcze sporo przyczyn, dla których niektórzy nie potrafią i nie lubią się dotykać. Bo wychowywali się w domu, w którym się nie dotykano, więc nikt nie nauczył ich, że dobry dotyk jest nośnikiem emocji, że w ten sposób można okazywać czułość innym i czerpać ją od innych. Bo postrzegają dotyk wyłącznie w kategoriach stymulacji erotycznej – takim osobom trudno będzie praktykować inne rodzaje dotykania. I mogą sobie gadać, że nie potrzebują platonicznego przytulania. Wszyscy mają potrzebę dotyku, nie wszyscy mają narzędzia, by tę potrzebę realizować. W pandemii wiele osób zwyczajnie nie ma sposobności. Da się jakoś oszukać wygłodniałą dotyku skórę? Można próbować. Symulację dotyku daje np. długa, gorąca kąpiel, nieźle robi też miękki, ciepły koc (okryta takim piszę ten tekst, więc wiem, co mówię). W zależności od obowiązujących akurat obostrzeń można sobie dotyk zorganizować masażem albo nawet wizytą u fryzjera. Choć wiadomo, że najlepszy będzie ten praktykowany z człowiekiem, którego znamy i lubimy. Swoją drogą, przytulanie w pandemii powinno być obowiązkowe. W końcu dobry dotyk poprawia odporność.