„Kitz” – najnowszy serial dla fanów teen dramy

Kitz” to jedna z najnowszych propozycji Netfliksa dla miłośników seriali o nastolatkach. Zaintrygowany ciekawym zwiastunem, postanowiłem dać mu szansę i w leniwy, niedzielny wieczór, ułożony wygodnie w swoim ulubionym fotelu, odpaliłem premierowy odcinek. Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. Barwne, choć nieco przerysowane postacie, nagłe zwroty akcji i sporą dawkę młodzieżowego slangu. Ot, typowa teen drama, ale dla odmiany z malowniczo ośnieżonymi Alpami i mocno okraszoną angielskimi zwrotami niemczyzną w tle.

„Kitz” – o czym jest nowy serial Netfliksa?

Główną bohaterką „Kitz” jest Lisi Madlmeyer w (tej roli Sofie Eifertinger), młoda kelnerka z zimowego kurortu Kitzbühel w austriackich Alpach. Rok po śmierci swojego ukochanego brata pogrążona w żałobie dziewiętnastolatka zaczyna wcielać w życie plan zemsty na dziewczynie, którą obwinia za tę tragedię. W tym celu Lisi przenika do ociekającego luksusem świata bogatych monachijskich nastolatków. Znajdująca się na jej celowniku Vanessa von Höhenfeldt (w tej roli Valerie Huber) jest bowiem jedną z głównych gwiazd ekipy, która w okresie zimowym zjeżdża do modnego miasteczka, aby z dala od czujnego wzroku rodziców dać się ponieść imprezowemu szaleństwu przy akompaniamencie głośnej muzyki, designerskich narkotyków i alkoholu za tysiące euro za butelkę.

Jak łatwo się domyślić, to po prostu nie może skończyć się dobrze. Twórcy serialu zresztą tego nie ukrywają i już w pierwszym odcinku zajawiają przerażającą scenę (spokojnie, to nie spoiler), do której ta cała intryga ostatecznie doprowadzi. Nie to było jednak największym dramatem, jaki odkryłem tego wieczoru.

Internauci mają problem z „Kitz”. Słaba fabuła? Nie, cera bohaterki

Seans „Kitz” wywołał we mnie sporo emocji. Postanowiłem więc sprawdzić, co na temat propozycji niemieckiego oddziału Netfliksa sądzą internauci. W tym celu odwiedziłem m.in. najpopularniejszy serwis o filmach i serialach w Polsce. Choć niemiecka produkcja trafiła do oferty streamingowego giganta dopiero 30 grudnia, można tam już znaleźć całkiem sporo opinii na temat tego tytułu. Myślicie, że znajdziecie tam głównie rzeczowe wypowiedzi na temat fabuły czy gry aktorów? Nic podobnego.

Powiedzieć, że to, co tam przeczytałem, było straszne, to mało. Homofobia w polskim internecie – niestety – już mnie ani trochę nie dziwi, dlatego komentarze o tym, że w „Kitz” jest zbyt mocno rozbudowany wątek gejowski, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Za to komentarze na temat głównej bohaterki sprawiły, że przez dłuższą chwilę przecierałem oczy ze zdumienia.

Okazuje się, że część widzów nie jest w stanie znieść faktu, że serialowa Lisi nie mieści się w ich definicji atrakcyjnej dziewczyny. Uwaga komentujących skupiła się głównie na... trądzikowej cerze młodej aktorki.

Nie mogę skupić się na serialu, bo ciągle moją uwagę odwraca trądzik głównej bohaterki, patrzę tylko na jej brodę - napisała jedna z użytkowniczek serwisu. 

Potem było już tylko gorzej.

Zobacz także:

Mnie bardzo denerwowało, że była taka brzydka i jeszcze miała czelność podrywać chłopaka pięknej Vanessy. Ogólnie wiem, że założenie było takie, by Lisi była szara myszką, ale mogli wziąć aktorkę, która po prostu ma taki delikatny typ urody, a nie jest po prostu ochydna (pisownia oryginalna - przyp. red.). Trądzik to pewnie był zabieg celowy w ramach ruchu body positive, bo wątpię, żeby dało się znaleźć aktorkę, która pracując twarzą ma taką zaniedbana cerę. Tak, wiem, że trądzik jest powszechny, ale jest to choroba, a nie norma, i każdy dermatolog jest w stanie to wyleczyć - odpowiedziała jej inna z użytkowniczek popularnego forum.

Gdy na autorkę powyższego komentarza spadła (słuszna) krytyka ze strony innych internautów, ta zaczęła tłumaczyć. I napisała to:

Oglądanie seriali to rozrywka, robi się to raczej dla przyjemności, więc miło, kiedy serial jest po prostu miły dla oka. Serial to nie prawdziwe życie i fajnie się ogląda, kiedy są w nim ładni ludzie, miejsca, rzeczy - wyjaśniła.

Aha. Świetna riposta, taka wiele mówiąca o autorze - czytam w jednej z odpowiedzi i trudno mi się z tymi słowami nie zgodzić.

Na szczęście w tej gorącej dyskusji nie zabrakło także głosów rozsądku.

Czy dorosłym ludziom trzeba przypominać, że nie wszyscy rodzą się idealni, uniwersalnie piękni i zdrowi? Może skupcie się na talencie aktorskim, a nie cerze – w prawdziwym życiu też uciekacie przed ludźmi z trądzikiem, albo ich wytykacie palcami? - czytam w wątku.

Opinie internautów mogą oburzać. Warto jednak pamiętać, że nie biorą się znikąd. Przemysł filmowy w końcu przez całe dekady karmił nas wyidealizowanymi obrazkami, które rzadko miały cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Już Daniel Radcliffe przed laty żartował, że jego nastoletni trądzik był tak dużym problemem dla twórców filmowej sagi o Harrym Potterze, że pracujące z nim na planie makijażystki miały do dyspozycji osobny budżet.

W prawdziwym życiu zaskórniki, grudki, krosty, guzki i przebarwienia nie znikają jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ani tym bardziej dzięki „magii” programów do obróbki graficznej. I dobrze, że zaczynają też o tym pamiętać filmowcy, których dzieła kreują gusta i wyobrażenia o życiu milionów odbiorców.