27 października 2023 światło dzienne ujrzał serial kryminalny „Morderczynie” inspirowany bestsellerową książką Katarzyny Bondy o podobnym tytule. Jedną z głównych ról zagrała w nim Izabela Kuna, czyli jedna z najlepszych, a zarazem jedna z najbardziej zapracowanych aktorek w Polsce. Z tej okazji gwiazda udzieliła wywiadu dla Glamour.pl, w którym opowiedziała o kreowaniu postaci Ireny Keller, o zawodowych doświadczeniach, a także o relacji z upływającym czasem.

Izabela Kuna o serialu „Morderczynie” i przemocy domowej

Asia Twaróg: W przypadku „Morderczyń” mamy do czynienia z serialem kryminalnym inspirowanym bestsellerową książką jednej z najpoczytniejszych autorek w kraju. To w zasadzie gotowy przepis na sukces, bo Polki i Polacy uwielbiają takie produkcje. Jestem ciekawa, co Panią zainteresowało w tym projekcie? Dlaczego przyjęła Pani tę rolę?

Izabela Kuna: Dostałam tę propozycję od Kristoffera Rusa, z którym już wcześniej pracowałam. To dla mnie dobra rekomendacja. Jeśli wspominam dobrze jakąś współpracę, chętnie ją kontynuuję. Przyjęłam tę rolę również ze względu na scenariusz. Powiedzieć, że mi się spodobał, to jak nic nie powiedzieć. Byłam nim wstrząśnięta. Choć mam już w swoim dorobku bohaterki, które są ofiarami przemocy domowej, ta historia dotknęła mnie w szczególny sposób. 

Wiedziona intuicją,  z ogromnym wsparciem  Kristoffera Rusa i Agnieszki Glińskiej stworzyłam postać  kobiety, której nigdy nie zagrałam, która mnie  wzrusza, której współczuję i której się trochę boję. Wyobrażałam ją sobie jako bardzo zamkniętą w sobie osobę, która przez lata żyła z przemocowym mężem – policjantem, wzbudzającym szacunek, ale i strach w swoim miejscu pracy. Przyzwyczajona do takiego życia, przyjmuje je z coraz większym zamknięciem na nie, bez nadziei na zmianę, bez szans na wyjście z tej dramatycznej sytuacji, bez siły, aby zawalczyć o lepsze życie. Irena Keller lepszego życia nie zna. Mąż nie wzbudza jej szacunku, ale strach.  Ma córki, które próbuje chronić , bez powodzenia. Bo nawet jeśli dorośli starają się ukryć pewne sprawy przed dziećmi, to one i tak 
wiedzą, że coś jest nie tak. Irena Keller jest tego świadoma, dlatego boi się jeszcze bardziej, jeszcze bardziej się wstydzi i zamyka przed wszystkimi.

Spotykamy bohaterkę w momencie beznadziejnym, w sytuacji w zasadzie bez wyjścia, w piekielnym potrzasku, nic nie zapowiada tego, że ta kobieta znajdzie w sobie siłę, by zmienić swój los. Wstyd, strach, poczucie winy przygniatają ją do ziemi.  I nagle dochodzi do takiego momentu, w którym musi zawalczyć o siebie, musi się podnieść, bo inaczej zginie. Ten moment wielkiej determinacji, siły, poświęcenia będzie ją wiele kosztował, ale za życie można zapłacić każdą cenę. Cieszę się, że to zrobiła. Chciałabym, żeby ludzie mieli taką siłę jak ona, żeby chcieli żyć i umieli się przeciwstawić przemocy w każdej postaci. To bardzo trudne.

fot. materiały prasowe

No właśnie, nie sposób nie rozmawiać o „Morderczyniach”, nie poruszając tematu przemocy domowej. Historie Ireny i innych bohaterek dowodzą, że może dotyczyć on każdej osoby bez względu na pozycję społeczną, wykształcenie czy wiek. Czy celem twórców i twórczyń było zwiększenie świadomości społecznej w tym zakresie? Rzucenie światła na ten problem?

Zobacz także:

Myślę, że niezależnie od tego, czy pretekstem było zwiększenie świadomości, odczarowanie  tabu czy jeszcze coś innego, to zwracanie uwagi na taki problem, jakim jest przemoc domowa, mówienie o tym, po prostu jest czymś dobrym i potrzebnym. To nasz obowiązek. To ciągle temat trudny, dotykający  osoby z różnych środowisk.

Warto przy tej okazji zastanowić się, jak dotrzeć do ofiar przemocy domowej, jak im pomóc? Co zrobić, by ludzie z takimi doświadczeniami mogli żyć dalej, lepiej? Bo rozumiem, że spakowanie jednej walizki i pójście do przyjaciółki czy przyjaciela, to rozwiązanie tymczasowe. Oczywiście, jest pewien system, ale obawiam się, że wciąż niegotowy na skuteczne podjęcie walki z tym problemem. W końcu, niestety, nadal słyszymy o sytuacjach w stylu: taki miły, sympatyczny... 

Mówił dzień dobry...

Mówił dzień dobry, a potem zabił swoją rodzinę albo zakatował swoje dziecko. Wydaje mi się, że czasem można zauważyć problem odpowiednio wcześnie, a tym samym nie dopuścić do tragedii. Nasze ściany nie są na tyle grube, by tego nie słyszeć. Jeśli słyszę o kolejnej interwencji policji w danym domu, o tragicznym finale, mam poczucie, że system zawiódł na pewnym etapie ale zawodzą też ci, którzy są świadkami przemocy.

Chodzi o to, by reagować na przemoc. To jest proces, którego musimy się nauczyć.

Powtarzałam to swojej córce, a teraz mówię to swojemu synowi – jeżeli komukolwiek dzieje się krzywda i boisz się zainterweniować, co jest naturalne, znajdź osobę dorosłą, która ci pomoże i zwróci uwagę. Poszukaj kogoś. To pierwsza, wręcz najprostsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy. Niemniej jednak wsparcie państwa jest konieczne, ten system musi działać bez zarzutu, karać przemoc i wspierać ofiary, pomagać im żyć i uporać się z traumą.

W „Morderczyniach” sprawa jest wyjątkowo trudna, bo przemocowy mąż jest policjantem, silnym, oddanym służbie obywatelem, którego wszyscy szanują.  W związku z tym, co musiałoby się stać, żeby ktoś uwierzył Irenie? Nie dowiemy się tego, ponieważ bohaterka nie poprosiła o pomoc. Zamiast tego, coraz bardziej zamykała się w sobie. Aż doszło do tragedii. 

Irena Keller to skomplikowana, wielowymiarowa postać. Wiele znosi, jest skłonna do poświęceń. Myślę, że sporo kobiet, nie tylko tych, które doświadczyły przemocy, mogłoby się z nią utożsamić, przynajmniej w pewnym stopniu. 

Nasz serial nie jest edukacyjny ani dokumentalny, nie zawiera instruktarza, jak się przed oprawcą bronić. Nasz serial opowiada o problemie przemocy na podstawie jednej z pozoru dobrze funkcjonującej rodziny, jakich wiele wśród nas. Ale wierzę głęboko, że po to opowiadamy takie historie, żeby ktoś kto zobaczy Irenę Keller, jej smutne życie  z wielką traumą ofiary, która nie prosi o pomoc, bo się wstydzi, jeśli ktoś zobaczy Irenę Keller, jak wreszcie wstaje z kolan i walczy o siebie, o swoje życie, o życie swoich córek to może dostrzeże ten promień nadziei, że  z każdej, najbardziej opresyjnej sytuacji  można spróbować uciec . Że godne życie jest możliwe. Nie lubię słowa misja, ale po to opowiadamy o takich ludziach, żeby tym prawdziwym było łatwiej żyć. Na walkę o siebie nigdy nie jest za późno.  

fot. materiały prasowe

Izabela Kuna o doświadczeniach zawodowych

Pani bohaterka, Irena, dużo przeszła. Jestem ciekawa, czy wcielanie się w tak skomplikowane postaci z trudnymi doświadczeniami na koncie, jest dla Pani – jako aktorki obciążające psychicznie? 

Bardzo przeżyłam tę postać. Wspominam tę pracę jako naprawdę trudną. Za każdym razem, gdy przychodziłam na plan, zamykałam się w sobie – jak Irena. Na to miały wpływ różne rzeczy ,  moje osobiste doświadczenia, rzeczy, które widziałam, o których czytałam, o których po prostu wiem. Nie da się przejść obojętnie obok takich historii. 

Do każdej ze swoich prac podchodzę bardzo profesjonalnie, do każdej roli  dobrze się przygotowuję. Wybieram propozycje,, które mnie czegoś uczą i które dla mnie coś znaczą.

Postacie, które grałam – zwłaszcza jako młoda dziewczyna – były jedynymi, jakie do mnie przychodziły i jakie przyjmowałam. Nie odmawiałam, bo obawiałam się, że więcej nie zagram, poza tym tej pracy nie było aż tak dużo. Teraz, nareszcie mogę powiedzieć „nie”. Dlatego wybieram projekty uważnie.

Każda z postaci, nad którą pracuję dużo mnie kosztuje. Inaczej Wanda z „Teściów” , inaczej Irena z „Morderczyń”,   ale każdą traktuje serio i poświęcam jej swój czas, doświadczenie i serce. Irena Keller była dla mnie wyjątkowo  boląca. I właśnie dlatego jestem niezwykle wdzięczna za tę pracę.  

Proszę powiedzieć, jak radzi sobie Pani w trudnych momentach zawodowych?

Nauczyłam się tego, by nie przynosić pracy do domu.  To kwestia skupienia, które mam w sobie od zawsze i które cały czas bardzo mocno ćwiczę. Były takie momenty, gdzie trudna sytuacja rodzinna nakładała się na trudną sytuację na planie. Myślałam, że pierwsza napędza drugą, że tak musi być, że to jedyna droga do zawodowego sukcesu. Teraz wiem, że to nieprawda. 

Oczywiście zdarza się, że nie mogę spać, że o czymś intensywnie myślę. Prawdopodobnie nie da się odciąć od tego całkowicie. Jednak potrafię sobie z tym radzić. Albo idę do kina, albo na jogę, albo do knajpy. Odreagowuję, rozmawiając z moim mężem albo spotykając się ze sobą, czytając albo śpiąc.  

Bagaż doświadczeń rodzinnych czy towarzyskich, który każdy z nas ma, przydaje się w pracy. Trzeba umieć go wykorzystać, a nie rzucać się z nim do pustego basenu na główkę i udawać, że się płynie. Mieszanie życia i filmu to niebezpieczne zajęcie.

Izabela Kuna o starzeniu się i upływającym czasie

Pani doświadczenia zawodowe trochę zaprzeczają stereotypowi, że nie ma interesujących ról dla kobiet dojrzałych. Oczywiście mówię to jako obserwatorka. Proszę powiedzieć, jak to wygląda z Pani perspektywy? Jak czuje się Pani w zawodowym momencie, w którym jest teraz?

Jako aktorka czuję się świetnie, jako kobieta – w miarę. Wydaje mi się, że nadal nieźle wyglądam. Dbam o siebie, ćwiczę, używam skutecznych kremów. W tym roku kończę 53 lata i, co często podkreślam, nie godzę się na starzenie. Walka z czasem dodaje mi siły. 

Zawodowo jestem we wspaniałym momencie. Przychodzą do mnie propozycje, które mnie rozwijają , które mogłabym sobie wymarzyć. Lubię swoje bohaterki,  dzięki nim uświadamiam sobie, że jestem naprawdę dobrą aktorką, co bardzo mi się podoba. To efekt ciężkiej pracy. Jestem wdzięczna za to.  

Naprawdę nigdy w życiu nie grałam tylu wspaniałych ról, co teraz. Jestem za to bardzo wdzięczna.

Muszę przyznać, że stereotypy nigdy się mnie nie trzymały. W żadnej mierze, w żadnym aspekcie mojego życia zawodowego czy towarzyskiego. Jak zagrałam świetną rolę, nie owocowało to w następną. Jak zagrałam w słabym filmie, nie przekreślało to dalszej mojej pracy zawodowej. 

To, że kończę w tym roku 53 lata i że mam tyle propozycji, to jest dla mnie największa radość, a jednocześnie marzenie na przyszłość. Lubię grać, pisać, reżyserować. Lubię pracować.

Czego w takim razie mogę Pani życzyć na 53. rok życia?

Rodzinnie – zdrowia, zdrowia, zdrowia, szczęścia, wszelkiej pomyślności. To takie wyświechtane życzenia, ale ja je lubię, byłoby super gdyby się spełniły. Z kolei zawodowo... Za tydzień rozpoczynam próby do spektaklu na podstawie sztuki Marka Modzelewskiego pt. „Koronacja”, ze studentami Akademii Teatralnej. To będzie ich dyplom, więc to jest dla mnie bardzo ważne i podniecające.  Przede mną premiery kolejnych produkcji, w których zagrałam. Bardzo liczę na to, że spodobają się publiczności. Chciałabym, żeby życzyła mi Pani, bym dalej się rozwijała i żebym była silna.

Pani Izo, w takim razie życzę zdrowia i powodzenia w tematach zawodowych, trzymam kciuki za wszystkie projekty. I bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.