Choroba synka Magdaleny Stępień i Jakuba Rzeźniczaka nie była tajemnicą. Zwłaszcza matka chorego dziecka mówiła na ten temat otwarcie i szukała każdej możliwości, która pomogłaby jej uleczyć Oliwiera. Niestety kolejne informacje, którymi dzieliła się, pomimo że pokazywały niesłabnącą nadzieję, to jednak dawały też trzeźwy obraz dramatycznie pogarszającej się sytuacji małego pacjenta, który musiał mierzyć się z rzadką odmianą nowotworu wątroby. Rodzice chłopca usłyszeli diagnozę, kiedy chłopiec miał zaledwie pół roku. Pomimo stoczonej walki i szukania rozmaitych rozwiązań Oliwiera nie udało się uratować.  Magdalena Stępień i Jakub Rzeźniczak przekazali tę łamiącą serce informację publikując identyczne posty w mediach społecznościowych.

Choroba Oliwierka niestety szybko rozprzestrzeniła się i zabrała naszego Aniołka tutaj, na Ziemi Świętej, w Izraelu. Czujemy niewyobrażalny ból, ale i ogromną wdzięczność za każdy dzień jego życia. Było tych dni dokładnie 376 – napisali swoim obserwatorom i obserwatorkom.

Ten dramat rozegrał się zaledwie miesiąc temu. Po tym czasie Jakub Rzeźniczak postanowił zabrać głos i w wywiadzie udzielonym portalowi sport.pl opowiedzieć o swojej żałobie po śmierci syna.

Jakub Rzeźniczak o śmierci synka

Punktem wyjścia do rozmowy Jakuba Rzeźniczaka z dziennikarzem sportowego portalu było wypracowanie napisane przez chłopca, który poznał piłkarza na oddziale onkologicznym. Wsparcie, które otrzymał od niego w czasie choroby sprawiło, że opisał go jako swojego najlepszego przyjaciela. W zeszycie chłopca pojawiło się między innymi zdanie dotyczące uśmiechu Jakuba Rzeźniczaka, który podobno nigdy nie znika z jego twarzy. Jak z tym jest w obliczu ostatnich wydarzeń? Tego chciał dowiedzieć się dziennikarz. Czy uśmiech wciąż nieustannie mu towarzyszy? Czy wciąż czuje też towarzyszący mu wcześniej optymizm?

Staram się. Chcę, mimo wszystko, podchodzić do życia pozytywnie. Myślę, że tylko w ten sposób można jakoś układać przyszłość. Na to, co już się stało, nie mamy wpływu. Ten wrodzony optymizm jakoś pozwala mi w tym czasie funkcjonować. Ale są cięższe momenty – powiedział Jakub Rzeźniczak.

Piłkarz powiedział też, że praca pozwala mu zachować równowagę i daje ucieczkę w trudnych momentach. Może liczyć na wsparcie kolegów z drużyny, trenera i innych współpracowników. Właśnie oni pozwalają mu uwolnić się od trudnej rzeczywistości. Wchodząc do szatni piłkarz staje się innym człowiekiem i jest taki do momentu aż ją opuści po treningu lub meczu. Piłka pomagała mu zachować równowagę zresztą już wcześniej. Po diagnozie synka starał się z niej nie rezygnować, ale miał świadomość, że nie jest w formie i w rezultacie osłabia drużynę, bo myślami wcale nie był na boisku.

Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy też stracili dzieci i niektórzy twierdzą, że po dziecku nie powinno być żałoby, bo to nieskalana grzechem istota. Tak samo mówiło się, że nie powinno się ubierać czarnych rzeczy na pogrzeb. Nie wiem. Najważniejsza jest dla mnie żałoba wewnętrzna – powiedział o wydarzeniach po śmierci syna.

Pojechałem ostatni raz do Izraela, a później musieliśmy przetransportować ciało Oliwiera do Polski. Nic nie jest w stanie przygotować cię na coś takiego. Do końca wierzysz. Do ostatnich chwil nie dopuszczasz, że to się może skończyć tragicznie. Zawsze wierzysz, że dziecko wyzdrowieje. Znasz rokowanie, ale jest szok. Ogromny – mówił o ostatnich chwilach spędzonych z synem.

Mam żałobę. Noszę ją w sobie, ale jak wygrywamy mecz, też staram się cieszyć ze wszystkimi. Życie musi toczyć się dalej. Ja też mam narzeczoną, nową rodzinę. Staram się wyciągać wnioski ze swoich poprzednich błędów i budować coś na nowo. Myślę, że tego chciałby też mój nieżyjący syn – kontynuował na temat swojego życia bez Oliwiera.