Jestem redaktorką urody, więc moja praca bezpośrednio wiąże się z nieustannym testowaniem kosmetyków. Ma to swoje blaski i cienie. Z jednej strony bowiem mam dostęp do wielu nowości, które na bieżąco poznaję i oceniam. Z drugiej niesie też pewne zagrożenia, bo jednak skóra reaguje różnie i zdarzyły mi się też reakcje alergiczne. Pisałam już zresztą o żelu aloesowym, po który wtedy z bezradności sięgnęłam, i który faktycznie przyniósł mi ukojenie. Plusy jednak znacznie przeważają nad minusami. Bez tej pracy nie poznałabym zapewne wielu kosmetyków, które teraz są moimi ulubionymi. Dziś przedstawiamy 9, które są moimi odkryciami. Uwierzcie, że trudno było wybrać tylko tyle, ale w innym wypadku ten artykuł ciągnąłby się w nieskończoność. Dla ograniczenia tej ilości i tak skupiłam się tylko na kosmetykach do pielęgnacji twarzy, ale i tak z chęcią dodałabym tu jeszcze balsam do ust Ministerstwo Dobrego Mydła czy maskę nawilżającą Drunk Elephant, którą odkryłam dzięki Hailey Bieber, a także kilka innych. Z pewnością będzie jednak jeszcze okazja, żeby napisać więcej na ich temat.

Emulsja do twarzy redaktorki urody

Dobrych kosmetyków wcale nie trzeba szukać daleko. Moją ulubioną polską marką beauty jest Oio Lab. Na mojej szafce stoi sporo kosmetyków z ich asortymentu. Pierwszym, który miałam okazję wypróbować, i który sprawił, że chciałam poznawać kolejne, była wyciszająca emulsja adaptogenna do twarzy Oio Lab The Forest Retreat. Połączenie dorobku nauki na temat wpływu hormonów stresu na skórę, wieloletnich badań, prośrodowiskowych praktyk, starożytnej mądrości ajurwedyjskiej i potęgi naturalnych ekstraktów w zaawansowanej, kremowej emulsji, która redukuje zaczerwienienia, działa odprężająco na skórę i całościowo poprawia jej kondycję – możemy przeczytać w podsumowaniu na temat tego kosmetyku, które jest dostępne na stronie marki. Dla mnie ten konkretny kosmetyk to ratunek za każdym razem, kiedy coś złego dzieje się z moją cerą (mogą tu w grę wchodzić nie tylko kwestie takie jak stres, czy błędy w odżywianiu, ale też eksperymenty w pielęgnacji). Żaden inny specyfik nie potrafi ukoić mojej skóry jak ta emulsja.

 

 

Krem na dzień redaktorki urody

Na dzień stawiam po prostu na krem z wysokim filtrem SPF 50. Ciężko było mi się ograniczyć do polecenia tylko jednego, bo mam ich kilka i każdy lubię. Używam ich naprzemiennie, więc są właściwie równorzędne. Za kryterium posłużył mi zatem konkretny czynnik – łagodna formuła. Mowa zatem o kremie Avene Sun Cream, którego w słoneczne dni używa nawet mój pies, a ten jest potwornym alergikiem. Mam konkretnie ten przeznaczony do skóry wrażliwej i suchej (pomarańczowy z białymi wstawkami na opakowaniu). Kosmetyk nie bieli, nie roluje się i jest idealny do noszenia do noszenia solo, bo skóra nabiera po nim blasku, ale nie można powiedzieć, że jest tłusta. Widziałam, że ten krem jest dostępny także w odsłonach do innych typów cery, ale na ich temat ciężko mi zająć stanowisko, bo moja skóra jest bardzo sucha.

 

 

Zobacz także:

Krem na noc redaktorki urody

Jakiś czas temu pisałam o kultowych kremach do twarzy. Na liście znalazło się sporo formuł, które już testowałam, więc bez żadnych oporów zgadzałam się z opiniami na ich temat i statusem, który osiągnęły przez lata. Wśród nich znalazł się też mój numer jeden – Drunk Elephant Lala Retro Whip Cream. Bardzo lubię kosmetyki tej amerykańskiej marki i używam też kremu Drunk Elephant Protini Polypeptide Cream. Dlaczego jednak właśnie ten konkretny stawiam na szczycie podium? Skóra po nim jest gładka i miękka jak aksamit. Jego formuła nie tylko daje nawilżenie, ale również regeneruje i odżywia. Bazuje przede wszystkim na sześciu afrykańskich olejkach oraz roślinnym kompleksie ceramidowym, które najwidoczniej są tym, czego w codziennej pielęgnacji potrzebuje moja skóra.

 

 

Żel do mycia twarzy redaktorki urody

Oczyszczanie twarzy to podstawa. Przez lata nie doceniałam tego elementu pielęgnacji, ale teraz już doskonale wiem, że jest najważniejszy. Z tego powodu chętnie odkrywam kolejne kosmetyki, które pozwalają mi dbać o jak najlepsze przygotowanie skóry do pozostałych etapów rutyny. Najlepiej sprawdza się dwuetapowe podejście. Istnieją nawet kosmetyki, które od razu umożliwiają wykonanie właśnie takiego oczyszczania. Moim ulubionym jest Pixi Double Cleanse. Olejek usuwa makijaż i/lub filtr przeciwsłoneczny, a krem myjący oczyszcza i usuwa zanieczyszczenia. Nie będę jednak oszukiwać, że każdego dnia jestem tak sumienna, mam na to czas i siły po całym dniu. Wtedy sięgam po żel do mycia twarzy Yope Wake Up Cheers. Oprócz tego, że musi dobrze oczyszczać, bo skóra się nie zapycha i nie obserwuję na niej niechcianych gości, to jeszcze używanie go sprawia mi zwyczajnie przyjemność ze względu na zapach.

 

 

Tonik redaktorki urody

Testując różne kosmetyki trafiam na składniki, do których podchodzę z rezerwą. Tak było na przykład z kwasami. Najpierw nie byłam przekonana, czy moja skóra w ogóle ich potrzebuje. W moje ręce trafił jednak tonik, który przekonywał mnie świetnymi opiniami i niskim stężeniem, które na początek wydawało mi się najlepszą i bezpieczną opcją. Piszę konkretnie o toniku Pixi Glow Tonic. Jego działanie jest faktycznie delikatne, ale przy tym efekty użycia widać gołym okiem. Nie mam wątpliwości, że to właśnie on lekko zmniejsza widoczność porów na mojej twarzy i przy okazji daje efekt subtelnego glow. Właśnie kończę opakowanie i nie mam wątpliwości, że na półkę trafi kolejne, bo jak zapomniałam zabrać go na jeden z wyjazdów, to widziałam różnicę na skórze.

 

 

Krem pod oczy redaktorki urody

Znalezienie dobrego kremu pod oczy zajęło mi trochę czasu. Nie było to zależne od tego, że nie mogłam znaleźć formuły, która dobrze działa. Ciężko mi w ogóle stwierdzić, czy trafiłam na nią gdzieś po drodze, bo moje wrażliwe i łzawiące oczy mi to uniemożliwiały. Często reakcja była już po pierwszym użyciu. Innym razem pojawiała się po jakimś czasie. Dopiero po użyciu kremu Kiehl’s Creamy Eye Treatment with Avocado, a właściwie używaniu go przez dłuższy czas, ogłosiłam zwycięstwo. Nawilżający kosmetyk jest idealny do mojej suchej skóry. Delikatna formuła natomiast w ogóle nie podrażania moich nawet nie tyle wrażliwych, co przesadnie przewrażliwionych oczu. Dzięki temu w tym jednym temacie mam kosmetyk, który zapewne już ze mną zostanie, bo komfort w tym przypadku jest na pierwszym miejscu.

 

 

Serum redaktorki urody

Jakiś czas temu byłam na badaniu skóry zorganizowanym przez markę Kiehl’s. Podczas analizy okazało się, że całkiem dobrze idzie mi walka z suchą skórą, bo nawilżenie było całkiem dobre. Problemem nie jest też gęstość skóry. Za to powinnam skupić się na zawczasu na przebarwieniach, bo badanie jasno ukazało obszary, w których już niedługo mogą stać się widoczne. Wcześniej używałam już serum z witaminą C (miałam je z asortymentu takich marek jak Rituals, Sesderma i Drunk Elephant), ale najwyraźniej brakowało mi systematyczności. Po tym spotkaniu wprowadziłam serum Kiehl’s Powrful-Strength Line-Reducing Concentrate na stałe. Dodatkowo jeszcze wspieram jego działanie kwasem azelainowym z Drunk Elephant Bouncy Brightfacial. Wierzę, że lepiej zapobiegać niż leczyć.

 

 

Olejek do twarzy redaktorki urody

Moja kosmetolożka powiedziała mi kiedyś, że pragniemy zupełnie przeciwnego wyglądu skóry do tego, który mamy. Nie mogę się z nią nie zgodzić. Mam suchą skórę i uwielbiam wszelkie oleiste formuły, po których świecę się jak lukrowany pączek. Zapewne gdybym była posiadaczką tłustej cery, to robiłabym wszystko, żeby moja skóra była maksymalnie matowa. Skoro jednak jestem tym pierwszym przypadkiem, to tak jak pisałam, nie stronię od olejków, które nakładam na koniec pielęgnacji. Pierwszym kosmetykiem, który pozwalał mi się natłuścić dokładnie tak, jak lubię, był Drunk Elephant Wonderwil  Miracle Butter. Potem odkryłam natomiast olejek Drunk Elephant Virgin Marula Luxury Facial Oil. Ten jest wprost idealny do nakładania na krem. Stosuję przed snem i po przebudzeniu cera jest bardzo miękka, gładka i aż emanuje zdrowym blaskiem.

 

 

Peeling enztymatyczny redaktorki urody

Mam dość wrażliwą cerę, więc klasyczny peeling to kosmetyk, który w moim przypadku nie wchodzi w grę. Do jego alternatywy podeszłam z dużą rezerwą, ale już po pierwszym użyciu wiedziałam, że zostanie w mojej kosmetyczce na stałe. Kosmetykiem, który rozwiał wszelkie moje wątpliwości odnośnie zasadności użycia peelingu enzymatycznego, był Pixi Peel & Polish. Jego głównym zadaniem jest usunięcie martwych komórek z powierzchni skóry. Do tego jeszcze zmniejsza widoczność porów. Za efekt odpowiada kwas mlekowy, ekstrakt z papai i ekstrakt z cukru trzcinowego. Skóra jest po nim gładka i świetnie przygotowana do nałożenia kolejnych kosmetyków.