Na liście hitów kosmetycznych 2021 roku, którą stworzyła nasza redakcja, wśród moich odkryć wymieniłam żel aloesowy Eveline. Poleciła mi go moja kosmetolog na konkretny problem – suchą skórę głowy. Szybko jednak przekonałam się, że ten kosmetyk jest dużo bardziej wszechstronny. Pielęgnację skóry głowy rozszerzyłam najpierw na suche włosy, a potem poszło już gładko i multifunkcyjny żel aloesowy zaczęłam używać niemal do całego ciała. Zastępowałam nim już krem nawilżający i balsam do ciała, a moja bardzo sucha skóra błyskawicznie spijała jego obecność.

W sytuacjach kryzysowych udało mi się też odkryć jego kolejne zastosowania. Po efektach mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to kosmetyk do zadań specjalnych. Jeżeli twoja skóra lub włosy potrzebują nawodnienia to ten kosmetyk jest idealną odpowiedzią na ich potrzeby. Ja znalazłam 6 zastosowań. Czy jest ich więcej? Z pewnością, ale to właśnie te przetestowałam na własnej skórze. Popularność żeli aloesowych nie wzięła się znikąd. Ich obecność w rytuałach pielęgnacyjnych to kolejna kwestia, którą zawdzięczamy koreańskim trendom urodowym. W dodatku żel aloesowy Eveline to kosmetyk cruelty free, co w moim przypadku także jest istotnym punktem.

Żel aloesowy do skóry głowy

Moja przygoda z żelem aloesowym rozpoczęła się od mojego problemu z bardzo suchą skórą głowy. Zaufana kosmetolożka poleciła mi właśnie produkt Eveline Cosmetics Aloe Vera. Wcześniej miałam już złe doświadczenia z innym żelem aloesowym, który tworzył na mojej głowie zaschniętą skorupę, kleił włosy i wcale nie zapewniał nawodnienia, na które tak bardzo liczyłam. Nie miałam jednak wątpliwości, że tej opinii mogę zaufać. Już po pierwszym użyciu byłam zaskoczona jego działaniem. Nałożyłam go na jeszcze wilgotną skórę po myciu włosów i zostawiłam na noc. Rano nie było po nim śladu, a pod palcami zamiast suchej i porowatej skóry, czułam gładką i wreszcie nawilżoną powierzchnię. Teraz jestem trzy tuby żelu aloesowego później i nie mam zamiaru eksperymentować z kolejnymi drogimi maskami, którym daleko do podobnego efektu.

Żel aloesowy zamiast odżywki do włosów

Moje suche włosy oberwały trochę rykoszetem i całe szczęście, że tak się właśnie stało. Ponieważ zobaczyłam pozytywny wpływ żelu aloesowego na włosy u nasady, które przy smarowaniu skóry głowy także zostawały pokryte kosmetykiem, to za którymś razem rozprowadziłam go po ich całej długości. Moje włosy to bardzo trudny temat i nie liczyłam na spektakularne efekty. Po nocy przespanej z aloesem na włosach okazało się, że efekty są całkiem niezłe. Od tamtej pory używam go po myciu jako odżywkę bez spłukiwania. Aplikuję go jak w trendzie moisture sandwiching, bo zawsze na mokre włosy, których ze względu na ich kondycję nigdy nie suszę.

Żel aloesowy zamiast kremu do twarzy

Z czasem zaczęłam szukać nowych zastosowań dla żelu aloesowego, który po wcześniejszych doświadczeniach wydawał mi się idealnym produktem do bardzo suchej skóry. Moja cera nie jest szczególnie problematyczna. Gdyby nie była taka sucha, to nie miałabym do niej zastrzeżeń. Żel aloesowy, który przede wszystkim ma być opatrunkiem nawilżającym wydał mi się zatem odpowiednim kosmetykiem do jej pielęgnacji. Pomimo że nie zastąpiłam nim kremu na stałe, to jednak używam ich zamiennie, zwłaszcza w okresie letnim.

Żel aloesowy zamiast balsamu

Podobnie jak w przypadku kremu, od balsamu również oczekuję głównie nawilżenia. Żel aloesowy sprawdza się zatem w tej roli idealnie. W kosmetyku Eveline Cosmetics Aloe Vera znajdują się między innymi witaminy A, C i E, oligoelementy i aminokwasy, które uelastyczniają i wzmacniają naskórek. Aloes dba o naturalna barierę ochronna skóry, dzięki czemu zwiększa się jej odporność na działanie niekorzystnych czynników zewnętrznych. Cenię go zwłaszcza latem, bo dodatkowo daje uczucie przyjemnego chłodu na skórze po nałożeniu.

Żel aloesowy po opalaniu

Nie jestem fanką opalonej skóry. Jeżeli już zażywam kąpieli słonecznych to tylko po uprzednim nałożeniu kremu z wysokim filtrem. Bywają jednak niespodziewane okazje do tego, żeby spędzić w letnim słońcu trochę więcej czasu. W moim przypadku wiąże się to zawsze z poparzoną i podrażnioną skórą na ramionach, a następnie z nieprzespaną nocą i schodzącym naskórkiem. Po takim niekontrolowanym opalaniu w ubiegłym roku nie miałam w domu żadnego kosmetyku po opalaniu, ani nawet kefiru, maślanki czy zsiadłego mleka, które mogłyby ukoić moje płonące ramiona. Nie miałam nic do stracenia, a sklepy były już zamknięte, więc wypróbowałam żel aloesowy. Już na początku uznałam, że to dobry wybór, bo poczułam kojący chłód. Największym zaskoczeniem był dla mnie jednak fakt przespanej nocy i brak schodzącego całymi płatami naskórka. Od tamtej pory polecam żel aloesowy jako najlepszy kosmetyk po opalaniu.

Zobacz także:

Żel aloesowy na podrażnioną skórę

Czasami chce się dobrze, a wychodzi zupełnie inaczej. Ostatnio zarezerwowałam wieczór na przyjemności, wyjęłam kilka sprawdzonych kosmetyków i postanowiłam urządzić sobie domowe spa. Nałożyłam na twarz peeling, który przed masażem skóry twarzy trzymałam zgodnie z zaleceniami przez kilka minut. Tym razem jednak wszystko było inaczej. Po kilku chwilach zaczęłam czuć pieczenie. Kiedy spojrzałam w lustro, to spod białej warstwy peelingu przebijały się czerwone plamy. Szybko zmyłam kosmetyk, ale skóra z każdą chwilą nabierała coraz bardziej intensywnych odcieni. Ta przygoda całe szczęście ma happy end. Znając łagodzące działanie żelu aloesowego, szybko nałożyłam grubą warstwę na twarz. Kiedy się wchłoną nałożyłam dodatkowo warstwę Sudocremu, który jest kolejnym kosmetykiem, który ma mnóstwo zastosowań i ratuje mnie w rozmaitych sytuacjach. Tylko tym sprawdzonym produktu mogłam zaufać w takiej sytuacji. Zabieg powtórzyłam kolejnego dnia rano i wieczorem. Po dwóch dniach nie było śladu po przykrym wypadku, który miałam z peelingiem.