Trzykrotnie miał szansę na Oscara, czterokrotnie na Złoty Glob, a od 2017 roku ma na koncie Złotą Palmę w Cannes. Krytycy wróżą mu, że to przyszłoroczne rozdanie nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej będzie dla Joaquina Phoenixa szansą na kolejną nominację, a nawet statuetkę za rolę w najnowszym obrazie Todda Phillipsa, Joker. Obraz w całości poświęcony największemu przeciwnikowi Batmana pobił właśnie rekord wszech czasów - zarobił ponad 788 milionów dolarów, stając się najbardziej dochodowym filmem w kategorii wiekowej R, czyli dla widzów powyżej 17. roku życia. O 5 milionów prześcignął dotychczasowego rekordzistę, produkcję Deadpool. Umówmy się - słynne już schody z filmu, na których tańczy Arthur Fleck, są teraz jedną z największych atrakcji Nowego Jorku właśnie za sprawą Phoenixa i roli, o której po wyjściu z kina nie da się zapomnieć. Ale takich kreacji na koncie 45-letniego aktora jest zdecydowanie więcej.

Zobacz także: Na co do kina w październiku? 6 filmów, które trzeba zobaczyć

Spacer po linie, reż. James Mangold

W filmie Jamesa Mangolda Joaquin Phoenix wciela się w śpiewającą legendę, Johnny’ego Casha. Piosenkarza, buntownika, bohatera. Cash, dzięki swojej charyzmie oraz charakterystycznemu głosowi stał się ikoną muzyki country, ale również inspiracją dla muzyków reprezentujących skrajnie różne gatunki. Nie stronił od używek i na zabój zakochany był w June Carter, którą brawurowo zagrała Reese Witherspoon zgarniając za swój występ Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Nominowany był także Phoenix, który choć statuetki nie zdobył, w oczach wielu jego interpretacja Johnny’ego Casaha bez wątpienia na takie wyróżnienie zasługiwała.

Mistrz, reż. Paul Thomas Anderson

Ameryka, lata powojenne. Freddie Quell, weteran borykający się z uzależnieniem od alkoholu i seksu, poznaje osobę, która wywraca jego życie o 180 stopni. Pisarza, lekarza, filozofa i przywódcę religijnego kultu zwanego „Przyczyna”, Lancastera Dodda. Szybko staje się dla Quella, rewelacyjnie zagranego przez Phoenixa, wzorem do naśladowania, tytułowym mistrzem. Aktor ponownie otarł się o Oscara, podobnie jak partnerujący mu Philip Seymour Hoffman i Amy Adams

Ona, reż. Spike Jonze

Dla jednych Ona Spike’a Jonze’a to przerażający obraz tego, jak będzie wyglądała (a może nawet już poniekąd wygląda) nasza uzależniona od technologii przyszłość. Dla innych historia nietypowego, ale jednak szczerego uczucia, jakie nawiązuje się między samotnym pisarzem, a systemem operacyjnym komputer. Bez względu na to, po której stronie się opowiecie, i tak dojdziecie do wniosku, że takie duet, jaki stworzyli Joaquin Phoenix i Scarlett Johansson (choć tylko używając swojego głosu), zdarza się w kinie raz na kilka lat. 

Zobacz także:

Nigdy cię tu nie było, reż. Lynne Ramsay 

Nigdy cię tu nie było w reżyserii Lynne Ramsay to obraz z kategorii tych, które na pewno nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych. Ale śledząc karierę Phoenixa wyraźnie widać, że aktor zdecydowanie nie należy do grupy tych, którzy za takimi produkcjami przepadają. U Ramsay wcielił się w agenta do zadań specjalnych obarczonego mroczną przeszłością, któremu zlecone zostaje odnalezienie zaginionej nastolatki. Phoenix mówi w tym filmie niewiele, ale to tylko udowadnia, z jakiej ranki aktorem mamy do czynienia.

Joker, Todd Phillips

To jeden z najgłośniejszych filmów tego roku. Ale to rozgłoś w pełni zasłużony, bo to, co Joaquin Phoenix robi z widzem przez dwie godziny, jest po prostu nieprawdopodobne. Każda minuta obrazu Todda Phillipsa wgniata w fotel, a całość wywołuje zadyszkę. Reżyser i Phoenix tak grają na emocjach widza, że w jednej chwili współczujecie głównemu bohaterowi, cierpiącemu na zaburzenia psychiczne i pozbawionego pomocy ze strony państwa Arthurowi Peckowi, za chwilę zasłaniać oczy, kiedy jako z zimną krwią morduje kolejną ofiarę. Po obejrzeniu Jokera trudno wyobrazić sobie ten film bez Phoenixa.  

Zobacz także: 10 najlepszych ról Ryana Goslinga