Każda z nas spotkała się kiedyś ze slut-shamingiem. Niestety, mogła również uprawiać slut-shaming, nie do końca mając tego świadomość, że to robi. I może się o tym dowiedzieć, sięgając po książkę, która rozkłada to zjawisko na czynniki pierwsze. Czym właściwie jest slut-shaming, w jakich sytuacjach dotyka kobiet, od kiedy mamy z nim do czynienia oraz jak z nim walczyć, dowiecie się z lektury „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” autorstwa Pauliny Klepacz, czyli redaktorki prowadzącej Glamour.pl, Aleksandry Nowak i Kamili Raczyńskiej-Chomyn, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Czarna Owca

A poniżej znajdziecie recenzje „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” autorstwa trzech naszych czytelniczek i członkiń Klubu Książkowego Glamour. A jeśli wy również chcecie dzielić się z nami waszymi opiniami na temat nowości wydawniczych i tytułów, obok których nie można przejść obojętnie, dołączcie do naszej grupy na Facebooku Glamour Girls Club, gdzie na bieżąco dzielimy się z wami interesującymi tytułami.

„Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” autorstwa Pauliny Klepacz, Aleksandry Nowak i Kamili Raczyńskiej-Chomyn – recenzje czytelniczek Glamour.pl

RECENZJA KINGI

Koło tego tytułu nie da się przejść obojętnie. I to dosłownie: na czerwonej okładce, z pełnią swojej mocy, widnieją słowa: „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu”. Mocne,  bez dwóch zdań. Ten tytuł z miejsca mnie kupił, zaciekawił, ale jednocześnie trochę jakby uwierał, naruszał strefę mentalnego komfortu. Nie do końca wiedziałam, czemu tak się dzieje. Uważam się za osobę o dość postępowych poglądach, feministkę, która zauważa niski poziom edukacji seksualnej społeczeństwa, więc jest za tym, by o seksie mówić głośno i często. Moją ulubioną bohaterką „Seksu w wielkim mieście” była zawsze Samantha Jones. A jednak okazało się, że wizja tego, że ktoś zobaczy mnie w tramwaju z tą książką i pomyśli, że czytam ją nie z ciekawości, ale dlatego, że należę do grupy tytułowych kobiet, odstręczała mnie od lektury. Zanim przywołuję się do porządku, zdając sobie sprawę absurdalności takiego myślenia, jest już za późno. Już muszę przed samą sobą przyznać, że gdzieś tam we mnie zakiełkował podział na „święte i ladacznice”. A notoryczne bycie ofiarą bądź świadkiem slut-shamingu, pielęgnuje go i podsyca. Na szczęście książka, która skłoniła mnie do tych niewygodnych dla mnie przemyśleń, finalnie pomoże mi się z nimi uporać. I to śmiem z całym przekonaniem stwierdzić, że tak raz na zawsze.

Mimo że „Dziwki... (…)” pulsują śmiałymi tezami i pokazują rzeczywistości bez filtra, którego używania oczekuje patriarchalne społeczeństwo, to niechybnie pozwalają odnaleźć wewnętrzny spokój, który daje poczucie własnej wartości, sprawczości i możliwości decydowania o sobie. Autorki odżegnują się od bezsensownych dyskusji, których wynikiem miałaby być odpowiedź na pytanie o to, ilu partnerów seksualnych wolno nam mieć, czy jaka powinna być długość naszej spódniczki, żebyśmy miały pewność, że nikt nie nazwie nas szmatą, czy też nie zostanie nią sprowokowany do gwałtu. Pisarki nie sugerują politycznie poprawnych rozwiązań czy półśrodków w walce z wszechobecnym slut-shamingiem.  Pokazują złożoność i wszechobecność tego przemocowego zjawiska. A możliwość skutecznego przeciwstawienia się i odebrania mu niszczycielskiej siły widzą tam, gdzie wielu z nas nie przyszłoby do głowy go szukać.  Zawiera się ona w stwierdzeniu Agaty Loewe, które brzmi następująco: „bycie dziwką, szmatą, zdzirą czy puszczalską to nic złego.” Przewrotne? Teoretycznie tak, ale właśnie takiego przewrotu nam trzeba! 

Do lektury tej książki zasiadłam z markerem w ręku, żeby na koniec – w recenzji – podzielić się najciekawszymi czy też najbardziej wstrząsającymi kwestiami. Już po kilkunastu pierwszych stronach orientuję się jednak, że każda kolejna przewracana kartka zostaje nasycona neonowym seledynem mazaka. Każda krzyczy: „To ważne!”; „O tym zawsze pamiętaj!”; „Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej!”; „To zdanie pokaż przyjaciółce, którą ostatnia spotkała na ulicy niemiła sytuacja!”. Taki obrót spraw mnie jednak nie przytłacza, Wręcz przeciwnie – autorki książki nie starają się wywołać taniej sensacji, nie zostawiają czytelnika ze smutną prawdą samego, nie zamierzają poprzestać na wspólnym „ponarzekaniu sobie” na sytuację. Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak i Kamila Raczyńska-Chomyn prowadzą nas przez meandry slut-shamingu za rękę, pewnym krokiem i z podniesioną głową. I choć jest to raczej przejażdżka rollercoasterem niż krajoznawcza wycieczka z przewodnikiem, to na jej końcu czeka na nas coś, co nam odebrano: kontrola nad swoją seksualnością. 

Warto też podkreślić, że „Dziwki… (…)” to wartościowa lekcja z zakresu edukacji seksualnej. Przyznaję, że wcześniej nie znałam takich pojęć jak vanilla-shaming, nurt SWERF czy też nie wiedziałam, czym są imprezy chemosexowe. 

Zobacz także:

I chociaż przy tej lekturze nawściekałam się, nadenerwowałam, naklęłam na stan rzeczy, który w XXI wieku daje slut-shamingowi rację bytu, to mimo wszystko można powiedzieć, że jest to książka z happy endem. Tak bowiem odbieram jej ostatnią część, czyli Herstorie. To nieskrępowane wyznania kobiet, które ze swojej seksualności czerpią pełnymi garściami. Z ich opowieści bije taka pewność siebie, samoświadomość i spełnienie, że z miejsca chce się samemu osiągnąć taki stan. Dobra wiadomość jest taka, że da się to zrobić. Zła, że nadal może nas spotkać za to slut-shaming. Dzięki „Dziwkom... (..)” ta wizja mnie jednak nie przeraża. Dowiedziałam się bowiem o tym zjawisku tak dużo, że czuję, że szybko je wyłapię i nie dam mu się zawstydzić czy umniejszyć swojej wartości i seksualnych potrzeb.

Dziwki, zdziry, szmaty, posuńcie się trochę, bo przysiadam się do waszego stolika!

RECENZJA DOMINIKI

„Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” to 331 stron stworzonych przez Aleksandrę Nowak, Kamilę Raczyńską-Chomyn i Paulinę Klepacz. Podjęły one bardzo ważny, a zarazem ciężki temat. Bo slut-shaming to nic innego, jak poniżanie i zawstydzanie kobiety w kontekście seksualnym, obrażanie i ocenianie. 

W książce „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” autorki uświadamiają nam, że wiele sytuacji podchodzi pod przemoc, chociaż nikt tego oficjalnie tak nie nazywa, a dziewczynki i kobiety muszą się mierzyć z przypisywaniem do kobiety określenia cnotki, albo bardzo często dziwki. Społeczeństwo ma klapki na oczach i rzadko dostrzega, że wiele kobiet znajduje się pomiędzy tymi dwoma grupami. A przecież kobieta ma prawo ubrać się tak jak chce, mówić to, co chce, zaś mężczyzna nie powinien doszukiwać się w tym zachowaniu niczego wulgarnego. 

Autorki zwracają też uwagę na to, że pierwsze upokarzanie pojawia się już w szkole i nie jest to drobny problem, bo nastolatki gorzej radzą sobie z takimi sytuacjami. Dlatego po lekturze „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebna jest edukacja seksualna. Bardzo spodobało mi się też to, że na samym końcu mamy namiary na różne fundacje udzielające kobietom pomocy w różnych dziedzinach. 

Zdecydowanie polecam wam tę pozycję!

RECENZJA PATRYCJI

Żałuję, że będąc nastolatką, nie miałam możliwości przeczytania takiej książki. Każdego dnia my, kobiety, spotykamy się z slut-shamingiem i chociaż przez lata było to marginesowe – w końcu mówi się o tym głośno. Książka porusza wiele ważnych tematów i rozważań. Wielką zaletą są wypowiedzi specjalistek – psycholożek, dziennikarek, sexworkerek oraz seksuolożek. „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” to książka, w której wiele razy musiałam zrobić przerwę oraz uświadomić sobie: hej, mnie też to spotkało! Tak, zdecydowanie warto mieć tę książkę w swojej bibliotece albo puścić ją w viral wśród swoich przyjaciółek i znajomych.