Gdy pierwszy raz pojawiła się publicznie bez makijażu, dziennikarze pytali ją, skąd czerpie odwagę, a agencja modelingowa, wezwała na dywanik, bo świat ma konkretny pomysł na to, jak kobieta powinna wyglądać. Martyna Kaczmarek, ciałopozytywna aktywistka i autorka książki „Ciałokochanie”, przekonuje, by akceptować i lubić siebie bez względu na to, jak wyglądamy, a w naszej sesji okładkowej dumnie pokazuje nieumalowaną twarz i radośnie odsłania naturalne ciało.

Martyna Kaczmarek dla GLAMOUR. Przeczytaj fragment wywiadu

Angelika Kucińska: Za co lubisz swoje ciało?

Martyna Kaczmarek: Za to, że nie zemściło się na mnie, choć przez wiele lat nie traktowałam go dobrze. Niestosowałam się do zasad: nie ćwiczyłam, nie odżywiałam się odpowiednio, nie nawadniałam. Mam za sobą okres, w którym mierzyłam się z zaburzoną relacją z jedzeniem i nienawidziłam mojego ciała za to, jak wygląda. To był spory kawałek mojego życia. A mimo to dziś mogę stanąć na planie sesji zdjęciowej do Glamour i zrobić szpagat albo gwiazdę.

Moje ciało działa i pozwala mi iść przez życie, mimo że byłam dla niego okropna. Nie odwzajemniło tej nienawiści, nie popsuło się. Wybaczyło mi. Ciało zrobi wszystko, żeby utrzymać cię przy życiu. 

Jest w tym coś absolutnie niesamowitego, a my tak rzadko to doceniamy.

O tym, że ciało zrobi wszystko, by utrzymać nas przy życiu, piszesz w swojej książce „Ciałokochanie”. Podajesz bardzo ekstremalne przykłady. Na szczęście większość z nas nigdy nie zostanie uwięziona w dżungli na dwa tygodnie, ale i tak każdego dnia musimy przetrwać. Nie trzeba ekstremalnych doświadczeń, by docenić moc ciała, prawda?

Nie trzeba, ale świadomość, że wydarzyły się tak skrajne sytuacje, wręcz cuda, pozwala spojrzeć na naszą codzienność z dystansu i pomyśleć, że jeśli czyjeś ciało wytrzymało tak ekstremalne doświadczenie, to moje ciało też da radę.

Co się musiało wydarzyć, żebyś Ty zaczęła doceniać swoje ciało?

Zobacz także:

To był proces. Jako 19-letnia dziewczyna zaczęłam interesować się feminizmem, w którym mocno wybrzmiewają wątki dotyczące ciała. Czytałam, jak kanon piękna wpływa na naszą codzienność. Coraz bardziej rozumiałam, że to nie ja jestem problemem, tylko system, w którym żyjemy.

Gdybym jednak miała wskazać przełomowy moment, wskazałabym psychoterapię, którą rozpoczęłam z powodu ataków paniki, a w gabinecie usłyszałam, że mam zaburzenia odżywiania.

Moje zachowanie wobec jedzenia nie wpisywało mi się w typową bulimię czy anoreksję. Czasami się głodziłam, czasami rzucałam się na lodówkę, a czasem brałam tabletkę na przeczyszczenie, ale nic nie wyglądało u mnie jak w filmie o anoreksji albo bulimii, więc nie nazywałam tego zaburzeniami odżywiania. Przejście przez terapię było bardzo pozytywnym zwrotem w mojej relacji z ciałem. 

Wyszłaś z gabinetu i zostałaś aktywistką?

Prowadziłam konto na Instagramie jeszcze w trakcie terapii i już wtedy wrzucałam posty w stylu „Każde ciało zasługuje na szorty”. Z jednej strony czułam, że jestem gotowa podzielić się moimi odczuciami, z drugiej – tworzyłam te posty, by dodać mocy sobie samej. Ja też zasługuję na szorty. A gdy skończyłam terapię, wpadłam na pomysł, by pójść do „Top Model”. Chciałam platformy, która pozwoli mi dotrzeć do bardzo wielu kobiet. Zależy mi, żeby wychodzić z feministycznym i ciałopozytywnym przekazem do masowego odbiorcy. Umiem to robić. Często słyszę, że mówię o oczywistościach. Nie, dla wielu osób w Polsce ciałopozytywność nie jest oczywista. 

Cały wywiad z Martyną Kaczmarek możecie przeczytać w czerwcowym wydaniu GLAMOUR (w sprzedaży od 23 maja 2023).