W kinach od 11 marca możecie oglądać film „Najgorszy człowiek na świecie” w reżyserii Joachima Triera, który zdobył dwie nominacje do Oscara 2022: w kategorii najlepszy film międzynarodowy i scenariusz oryginalny. Czy ma szanse na nagrody? Przekonamy się już za kilka dni! Tymczasem przeczytajcie wywiad z odtwórczynią głównej roli!

Angelika Kucińska: Julie, którą grasz w „Najgorszym człowieku na świecie”, jest superbohaterką czy czarnym charakterem? I dlaczego to wspaniałe, że jest jednocześnie jednym i drugim?

Renate Reinsve: Julie jest najgorszym człowiekiem na świecie, gdy krzywdzi mężczyzn, z którymi jest, czy gdy sprawia przykrość rodzinie, nie spędzając z nią czasu. Jest egoistką, przynajmniej na początku. A potem, zresztą jak każdy z nas, odbiera lekcję, dojrzewa, nabiera empatii i staje się wsparciem dla bliskich. Jest dobrą osobą, jest zabawna, bystra, naprawdę fajna, po prostu musi dorosnąć. Widzimy ją w różnych momentach życia, poznajemy jej słabsze strony, ale dzięki temu Julie jest tak wiarygodna, tak prawdziwa. Rzadko spotykamy w kinie tak kompleksowe postacie. Dostajemy albo superbohaterów, albo łotrów. Jeden typ powtarzany w kółko. Dlatego byłam przeszczęśliwa, gdy przeczytałam scenariusz...

Ty mówisz, że Julie jest egoistką, ja widzę w jej postawie dużo siły. Nawet kiedy sama nie wie, czego chce, nie pozwala, by inni jej cokolwiek narzucali, decydowali za nią. I dlatego jest superbohaterką, mimo że jest czasem straszną łajzą.

Aksel, jej partner, jest silniejszą stroną w związku, bo potrafi precyzyjnie formułować myśli, nazywać rzeczy, które akurat przeżywa. Julie nie potrafi, dlatego  się gubi. Ale masz rację, jej bezbronność w chaosie, jej walka o siebie – to wszystko świadczy o jej sile. Egoizm wychodzi Julie na zdrowie.

To prawda, że rzuciłaś aktorstwo, a dzień po podjęciu decyzji o końcu kariery dostałaś rolę w „Najgorszym człowieku na świecie”?

Zobacz także:

Prawda! Rozmawiamy o tym, że Julie jest jednocześnie postacią pozytywną i negatywną i że na tym polega siła tej roli. Wcześniej dostawałam propozycje grania wyłącznie jednowymiarowych bohaterek, to było bardzo frustrujące. Producenci filmowi w Norwegii kręcą w kółko te same filmy, mało kogo obchodzi odkrywanie w kinie złożonej natury ludzkiej. Z kolei projekty z ambicjami rzadko zdobywają finansowanie. Długo nosiłam się z decyzją, ale wreszcie ją podjęłam. Kończę z aktorstwem. Następnego dnia zadzwonił do mnie Joachim Trier. Jedyny reżyser w Norwegii, który robi dobre, poszukujące kino i zdobywa na nie pieniądze. Jemu nie mogłam odmówić.

Joachim Trier pisał scenariusz z myślą o tobie, od początku widział cię w roli Julie. To chyba największy komplement dla aktorki?

Szaleństwo! Joachim znał kilka sztuk teatralnych, w których wystąpiłam. Zresztą grałam już kiedyś u niego. Miałam jedną linijkę! Ale Oslo nie jest dużym miastem. Często wpadaliśmy na siebie. Rozmowa zawsze schodziła na egzystencjalne tematy, dzieliliśmy się naszymi idealistycznymi wizjami kina i przemysłu filmowego. Mówiłam mu o swoich frustracjach. Joachim od zawsze chciał napisać postać, która będzie miała w sobie jednocześnie dużo lekkości, humoru, a do tego głębi i dramatyzmu, a ja grywałam w teatrze zarówno role komediowe, jak i dramatyczne.

Odbierając nagrodę dla najlepszej aktorki na Festiwalu Filmowym w Cannes, myślałaś: „Uff, dobrze, że nie rzuciłam aktorstwa”?

O niczym wtedy nie myślałam, mózg mi się zatrzymał! Nagroda w Cannes to dla mnie naprawdę duża sprawa. Największy prestiż, największy zaszczyt. Obok mnie siedzi Tilda Swinton, moja idolka. A do tego nagle czytają moje nazwisko. Wciąż wydaje mi się to nieprawdopodobne. Ale tak, cieszę się,
że nie rzuciłam aktorstwa.

Twoja historia to też niezły materiał na film. Odeszła z kina, dzień później dostała rolę życia.

Wiesz, myślę, że gdy bardzo nam na czymś zależy, nakładamy na siebie presję. Wysokie aspiracje są źródłem stresu. Przyjmując rolę Julie, nie miałam już
ambicji bycia wielką aktorką. Chciałam wziąć udział w realizacji świetnego scenariusza, pracować ze znakomitym reżyserem i świetną obsadą – tak po prostu, tu już nie chodziło o mnie. Teraz, gdy otwierają się przede mną możliwości pracy przy międzynarodowych projektach, jestem spokojniejsza, podchodzę do swojej pracy z większą wdzięcznością. Warto czasem odpuścić, zdecydowanie polecam!

A był jakiś plan B? Gdybyś jednak rzuciła aktorstwo, to co byś robiła?

Planowałam nauczyć się stolarstwa. Bo niby odnowiłam cały dom, ale wszystko jest jakieś krzywe, więc profesjonalny kurs na pewno by się przydał. Remont domu sprawił mi wiele radości. Chciałam też nauczyć się naprawiać przedmioty, bo uważam, że za dużo dziś wyrzucamy, a to niedobre dla środowiska.

Dbanie o środowisko jest dla ciebie ważne?

Tak, staram się żyć odpowiedzialnie. Właśnie trwa kampania promocyjna filmu przed nominacją do Oscara (gdy powstawał ten numer „Glamour”, lista wyróżnionych nie była jeszcze znana – przyp. red.). Mam okazję nosić przepiękne wieczorowe kreacje, ale pilnuję, żeby większość z nich była używana. Pewnie powinnam robić dla planety więcej, ale na razie robię tyle, ile mogę.

Artykuł ukazał się pierwotnie w marcowym wydaniu magazynu GLAMOUR (3/2022)

--

W Glamour.pl na co dzień informujemy was o trendach, stylu życia, rozrywce. Jednak w tym trudnym czasie część redakcji pracuje nad treściami skupionymi wokół sytuacji w Ukrainie. TUTAJ dowiecie się, jak pomagać, sprawdzicie, gdzie trwają zbiórki i przeczytacie, co zrobić, żeby zachować równowagę psychiczną w tych trudnych okolicznościach.