„Śmierć na Nilu”: rewelacyjne zdjęcia i bardzo sprawna reżyseria

Na start ustalmy fakty. To nie jest film, który zmieni wasze życie. Na pewno nie będzie też najlepszym, jaki obejrzycie. Nie zapisze się w historii światowej kinematografii. To jest film, na którym po prostu będziecie się dobrze bawić. A jeśli tak jak ja – kochacie piękne obrazki – będziecie też zachwycać się warstwą wizualną. Bo praca kamery jest tu absolutnie kapitalna: w scenach tańca jest tak blisko bohaterów, że można niemal poczuć temperaturę ich rozpalonych ciał. Gdy trzeba – wiruje, poddaje się nastrojowi, zanurza się w ekstazie (pocztówkowe pejzaże Delty Nilu przy wchodach i zachodach słońca to piękno z jednej strony tak niepodważalne, a z drugiej – oczywiste, że dla wielu wręcz kiczowate). W innych momentach oko kamery jest gwałtowne, zaskakuje, zastawia na swoich bohaterów pułapki. Ale gdy trzeba – potrafi by skupione, wnikliwe, nastawione na obserwację.

A wszystko to wzięte w nawias klasycznej opowieści, czyli takiej, jakich dziś się już nie opowiada. Kenneth Branagh pokazuje bowiem staroświecki świat i ulotny czar rzeczywistości, którą możemy wspominać tylko na starych fotografiach („Śmierć na Nilu” to kolejny po „Morderstwie w Orient Expressie”  film oparty na prozie Agaty Christie,  zrobiony przez reżysera z Irlandii).

„Śmierć na Nilu”: kryminalno-miłosna fabuła i gwiazdorska obsada

Fabuła nowej ekranizacji powieści Agaty Christie kręci się wokół postaci przyjaciółek Linnet Ridgeway (hipnotyzująca wręcz Gal Gadot) i Jacqueline de Bellefort (w tej roli rewelacyjna Emma Mackey, którą znacie z roli Maeve z „Sex Education”). Trzecim bokiem trójkąta jest Simon Doyle (Armie Hammer), który raz kocha jedną, a za chwilę – bierze ślub z drugą.

Herkules Poirot - genialny belgijski detektyw - nie bez powodu trafia na pokład luksusowego parowca wraz z młodym małżeństwem świętującym miesiąc miodowy. Beztroskę nowożeńców przerywa bowiem zbrodnia, której sprawcę nasz wąsaty bohater z oldschoolowym poczuciem humoru będzie musiał odkryć. Kto zamordował? Wszyscy mogli mieć powód... I czemu na jednej śmierci się nie kończy?

„Śmierć na Nilu”: miłość, zbrodnia, statek

Uwielbiam Agatę Christie za to, że intrygi kryminalne, które obmyśliła przed blisko 100 laty, nie tracą na aktualności. I że choć nasza pierwsza intuicja zwykle jest dobra, potem pisarka wodzi za nos, wyprowadza w pole i kombinuje tak, że w którymś momencie wszyscy wydają się nam podejrzani. A ten moment, gdy Herkules Poirot zbiera całą gromadę w jednym miejscu i czasie, by przedstawić oficjalne wyniki swego śledztwa i ujawnić zabójcę, może i trąci myszką, ale wciąż stanowi konceptualny majstersztyk. W filmie Kennetha Branagha wszystkie te elementy składające się na geniusz Christie, udało się pokazać na ekranie. Ba! Pewne kwestie zostały dodatkowo podkręcone i uatrakcyjnione dla współczesnych odbiorców i odbiorczyń (w prozie Brytyjki wątki romansowe nie wybrzmiewały tak bardzo, zaś w realizacji z 2022 roku wręcz walczą o pierwszy plan z zagadką kryminalną).

Myślę, że dla osób, które nie miały do czynienia z oryginalnym tekstem, zabawa podczas seansu najnowszej ekranizacji „Śmierci na Nilu” może być szczególnie udana. W kinie miałam okazję obserwować widzki i widzów zupełnie nieobeznanych z twórczością tej pisarki i ich reakcje dawały nie mniej radochy niż to, co działo się na ekranie (choć oczywiście nie brak tych, co się zżymają, że całe to mylenia tropów jest daremne i przewidywalne... Hmmm... sami lepiej wymyślcie, skoro jesteście tacy mądrzy).

„Śmierć na Nilu”: filmowa „zemsta faraona”

Na zakończenie wspomnę jeszcze, że „Śmierć na Nilu” jest filmem, który od początku nie miał zbyt wiele szczęścia. „Zemsta faraona” przybrała najpierw postać pandemii, która wymusiła przesunięcie premiery. Potem produkcja nie mogła trafić do kin, ponieważ  odtwórca jednej z głównych ról, Armie Hammer, został oskarżony o przemoc seksualną i kanibalizm. A ponieważ jego postać miała zbyt duże znaczenie, by dało się ją wyciąć w montażu, postanowiono trochę odczekać, by skandal przycichł. W rezultacie premiera gotowego od 2020 roku obrazu Kennetha Branagha była przesuwana od dwóch lat, tak że ostatecznie trafiła do kin prawie jednocześnie z  autobiograficznym „Belfastem” irlandzkiego twórcy (ta ostatnia produkcja została nominowana do Oscara w siedmiu kategoriach, w tym za najlepszy film i dla najlepszego reżysera).

Zobacz także:

Nawet jednak po premierze wokół „Śmierci na Nilu” nie jest do końca spokojnie. Przypomnijmy: film został zakazany w Kuwejcie i Libanie, a to z powodu grającej jedną z głównych ról Gal Gadot, która pochodzi z Izraela i służyła w izraelskiej armii. Ponieważ Liban i Kuwejt mają z tym krajem napięte relacje, zdecydowały się zakazać dystrybucji tego obrazu. Tym bardziej warto więc docenić, że w Polsce film trafił na kinowe ekrany. Jest trochę jak drogocenny klejnot (ten sam, który pełni ważną funkcję dla rozwoju fabuły): jego piękno jest trochę bezwstydne, ostentacyjne, odrobinę „too much”. A mimo to nie można od niego oderwać oczu.

„Śmierć na Nilu”: zobacz oficjalny zwiastun

Poczuj ten klimat i przekona się, czy chcesz zobaczyć „Śmierć na Nilu”!