W przeszłości zawsze potrafiłam wymienić ulubioną markę. Najczęściej była to sieciówka. Przeszłam przez etap bycia największą fanką Croppa w gimnazjum, Victoria’s Secret w liceum i Zary na studiach. Z czasem jednak przestałam być przywiązana do konkretnych metek, a do tego jeszcze mocno ograniczyłam ilość rzecz, które trafiają do mojej szafy. Dzięki temu dałam sobie przestrzeń do znalezienia naprawdę wyjątkowych elementów garderoby, które po zakupie już ze mną zostają i są w użytku, a nie zalegają na dnie szafy czekając na nowy dom i drugą szansę. W tym celu odcięłam się od trendów. Znam je doskonale, bo jako redaktorka mody po prostu nie mogę udawać, że na wybiegach nic się nie dzieje, ale nawet jeżeli coś mnie zachwyca, to zawsze analizuje moje odczucia w odniesieniu do dłuższej perspektywy czasu. Najczęściej doprowadza mnie to do rezygnacji z zakupu. Ulubione marki redaktorki mody, które znalazły się poniżej, nie zawodzą. Tam zawsze widzę coś, co chcę nosić nie tylko w tym sezonie, ale już zatrzymać. Z każdym sezonem lubię je coraz bardziej.

Ulubione marki redaktorki mody – Elementy

Mam słabość do polskich marek, które często nie ustępują tym robiącym furorę za granicą (pod względem zarówno designu, jak i jakości). Na szczęście jest ich sporo, więc z powodzeniem mogę wybrać również takie, których projekty wpisują się w mój styl. Pomimo że jestem posiadaczką sporego zbioru swetrów, które noszę stale od lat, to ostatnio pozwoliłam sobie na zakupowe szaleństwo. Podczas wspólnych zakupów z inną redaktorką mody, Magdą Matuszek, obie zdecydowałyśmy się na identyczne swetry Elementy. Beże i brązy to moja kolorystyka, więc najbardziej zwrócił moją uwagę właśnie swoim odcieniem. Kiedy go dotknęłam, to całkiem przepadłam. Był tak miękki, przyjemny i emanujący ciepłem, że kierunek mógł być tylko jeden – kasa. Podczas zakupów moją uwagę zwróciły też spodnie z mankietami, które są moimi imiennikami, bo to model Aga, a także wiele pięknych płaszczy. Elementy to zatem jedna z tych marek, do której warto wracać. Ja będę to robić z przyjemnością.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Undress Code

W pracy redaktorki mody często nie tylko oglądam kolekcje, ale również poznaję ich autorki lub autorów. Zdarza się, że dzięki temu zaczynam na nie patrzeć zupełnie inaczej, choć akurat Undress Code i bez tego zalazłaby się w zestawieniu tych najulubieńszych. Moja znajomość z marką zaczęła się od bielizny, ale na niej wcale nie koniec. Na szczycie mojej listy zakupów jest bowiem sukienka. Model Scandale odsłaniający plecy to w moich oczach idealna mała czarna, której poszukuję od lat. Po piętach depcze jej też sukienka Cheri. Świadczy to tylko o jednym, że Undress Code naprawdę umie w modele bez pleców. Ponadczasowy charakter wszystkich dostępnych modeli tylko dodatkowo podbija walory tej marki w moich oczach. Nie wyobrażam sobie, że kupiłabym coś z ich metką i po sezonie stwierdziła, że już mi to nie odpowiada. Kiedy do tego dodam jeszcze pasję, z jaką o marce opowiadają Iza i Kacper, to układa się równanie na brand doskonały.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Bimba y Lola

Mam słabość nie tylko do polskich marek. Jednym z najlepszych przykładów jest hiszpańska Bimba y Lola. Mam ogromną słabość do butów. Raczej rzadko kupuję torebki. Fakt, że z tej marki mam ich aż 3, potwierdza jej wyjątkowy charakter. Uważam, że jestem midimalistką. Nie jestem bowiem miłośniczką ani minimalizmu, ani maksymalizmu. Miksuję je ze sobą lub wybieram elementy garderoby, które są gotowcami w tym temacie. Bimba y Lola to idealna marka dla takich osób jak ja. Ciekawe detale czy zabawa forma sprawiają, że w każdej kolekcji jestem w stanie znaleźć jakiś interesujący projekt, który chcę dodać do własnej szafy. Choć największą słabość mam do torebek, to na nich wcale nie koniec. To właśnie z kolekcji Bimba y Lola są moje kolczyki w kształcie ryb, o które zawsze dostaję mnóstwo pytań. Koło wielu projektów tej marki po prostu nie da się przejść obojętnie.

Fot. archiwum prywatne

Zobacz także:

Ulubione marki redaktorki mody – Maar

Z założycielką polskiej marki Maar łączy mnie tak wiele, że po prostu musiałam zostać jedną z największych fanek jej projektów. Jako miłośniczka koloru masła mam wiele rzeczy w tym odcieniu żółtego. Koło bluzy Holzweiler, maselnicy Anissy Kermiche i swetra wykończonego futrem House of Sunny mam też coś jeszcze. Mowa o masełkowym naszyjniku Maar. Zastanawiałam się nad jego zakupem, a potem stale był niedostępny. Na szczęście wpadłam na Agatę podczas jakiegoś wydarzenia i wypytałam ją o dostępność. Okazało się, że zostały ostatnie sztuki i jutro trafią na stronę. Dzięki tym informacjom wiedziałam, że już nie mam więcej czasu do namysłu. Kupuję teraz lub wcale i tak stałam się posiadaczką masełkowej biżuterii. Do tego Maar to także mnóstwo morskich motywów, które uwielbiam. Naszyjnik Wenus jeszcze będzie mój. Poza tym w każdej kolekcji widzę coś dla siebie. Nausznica Sasi, kolczyki Cherry i pierścionek Sky to najlepsze przykłady.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Mandel

Pisałam już, że jeżeli mam wskazać dodatki, które najczęściej trafiają do mojej szafy, to buty wygrywają z torebkami. Jednak od jakiegoś czasu ta prawidłowość funkcjonuje już nie w praktyce, a tylko w teorii. Trafiam bowiem na tak wyjątkowe torebki, że to właśnie z nimi chcę wracać z zakupów do domu. Idealnym przykładem jest polska marka Mandel. Ponadczasowe, ale jednocześnie nie takie znowu typowo minimalistyczne torebki to jest to. Zawsze z ciekawym akcentem, konstrukcją lub innym detalem, który sprawia, że nie da się ich pomylić z innymi. Moje serce skradł model Cannolo. Moja sympatia do marki ma związek jednak nie tylko z niezaprzeczalnie pięknymi projektami. Wpływ na to ma także założycielka marki, Monika Kalicińska. Jako projektantka myśli nie tylko o rozwiązaniach, które połączą piękno i funkcjonalność. Umożliwia też sprzedaż torebek Mandel z drugiej ręki, żeby jej projekty zawsze były w rękach, które ich najbardziej potrzebują. Cenię ją zatem nie tylko za sam talent, ale jeszcze odpowiedzialne podejście, które nawet w dzisiejszych czasach nie jest wcale tak powszechne.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Muuv.

Ubrania kupuje głównie przez internet, ale czasami zdarza mi się też odwiedzić jakieś stacjonarne sklepy. Z takich wypadów przynoszę zupełnie nowe wrażenia, których online nie jestem w stanie doświadczyć. Wizyta w butiku Muuv. to najlepszy dowód na to, że czasami warto zrezygnować z tej wygody dodawania rzeczy do koszyka z własnej kanapy. Kiedy bowiem dotykałam kolejnych projektów, to podobały mi się coraz bardziej. O namierzeniu już nawet nie wspomnę. Ze względu na moje wymiary zakup spodni wcale nie jest łatwy. Długość, która po zakupie musi być dopasowana do mojego wzrostu, to nie jest jedyny problem, z którym się borykam. Do tego dochodzi jeszcze szerokość. Lubię spodnie dopasowane w talii, ale niestety zdarza się, że nawet rozmiar XS jest zbyt szeroki. Kiedy zatem znajduję miejsce, gdzie są idealne na mnie modele, to wiadomo, że będę tam wracać. Ostatnio moimi ulubieńcem stał się model Reau w kolorze masła orzechowego. Na liście zakupów mam też model ZEN w odcieniu wodorostów. Do tego mogę jeszcze dodać, że na spodniach wcale ciekawe propozycje Muuv. się nie kończą.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Le Petit Trou

Le Petit Trou to marka, którą znałam z pięknej bielizny. Spojrzałam na nią jednak zupełnie inaczej, kiedy wybrałam się na sample sale. Od tamtej pory to coś znacznie więcej. Cała społeczność skupiona wokół projektów Zuzy Kuczyńskiej. Jestem łowcą okazji. Bardzo rzadko zdarza mi się kupić coś w regularnej cenie. Sample sale Le Petit Trou wydało mi się zatem świetną okazją, żeby zasilić moją szafę w jeden z projektów, które podziwiałam na długo przed tym wydarzeniem. Nieśmiało planowałam, że wrócę ze spodniami, a jak los zechce znów podkreślić, że jestem farciarą, to jeszcze z bluzką/koszulą od kompletu. Można w to wierzyć lub nie, ale ostatecznie faktycznie wróciłam z zestawem w jabłka. Jednocześnie zaobserwowałam też, że marka Le Petit Trou ma prawdziwe grono fanek. Dziewczyny, które przyszły na zakupy miały bowiem na sobie te same projekty, które wisiały na wieszakach. Atmosfera była wspaniała. Liczę, że jeszcze kiedyś wezmę udział w takim wydarzeniu i może znów wrócę z kompletem, np. Celią i Avą w paski, fioletową Ellą i Sofią lub kremową Carmen i Fridą. Trzymajcie kciuki!

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Ganni

Wiele wskazuje na to, że mam słabość nie tylko do polskich marek, ale również do duńskich. Pierwszym dowodem na to jest Ganni. Pomimo że na razie mam tylko jedną sukienkę, którą udało mi się kupić z drugiej ręki, to jednak ich design bez chwili zastosowania zaliczam do ulubionych. Mam nadzieję, że moja pastelowa sukienka nie pozostanie jedyną. Wśród rzeczy Ganni, które z przyjemnością dodałabym do swoich stylizacji, są bez wątpienia kowbojki. Te niezmiennie robią na mnie ogromne wrażenie. Liczę, że są tak wygodne jak piękne. Ganni to także świetne dzianiny, a więc coś, czego w mojej szafie nigdy za wiele – dziergane kamizelki, pulowery, golfy i kardigany – dla nich zawsze znajdzie się miejsce. W każdej kolekcji jestem w stanie wypatrzeć coś dla siebie. Brakuje mi tylko czasu na polowanie, bo takich perełek z drugiej ręki jak moja sukienka z pewnością jest więcej.

Fot. archiwum prywatne

Ulubione marki redaktorki mody – Helmstedt

Duńska marka Helmstedt została założona przez Emilie Helmstedt w 2018 roku. Po raz pierwszy pojawiła się na wybiegu z kolekcją Oceania na wiosnę-lato 2019. Już to sprawia, że od samego początku miała dla mnie coś ciekawego. W końcu mam słabość do morskich motywów. W mojej szafie zdradza to nie tylko sweter w koniki morskie Samsoe Samsoe, naszyjnik z wielką muszlą H&M, ale także komplet w ryby z kolekcji Helmstedt na wiosnę-lato 2022. Brakuje mi kamizelki, żeby odtworzyć wybiegowy look (trochę żałuję). Koszulę i spodnie udało mi się kupić na wyprzedaży za grosze. Nawet w sieciówce za taki zestaw musiałabym zapłacić więcej. Marka często mocno obniża ceny we własnym sklepie, a do tego jest dostępna w wielu multibrandowych sklepach, które również potrafią mocno ciąć ceny, a oferują wysyłkę zakupów do Polski. Z tego powodu czekam na kolejną kolekcję, która mi się spodoba i będę polować na coś w okazyjnej cenie.

Fot. archiwum prywatne