Byłam już na pięciu koncertach Dawida Podsiadły. Każdy inny, każdy wzruszający, każdy wspaniały. Pięć występów jednego artysty… Może wydawać się to dużo. Niektórych mogłoby to nużyć, męczyć, nie czuliby już ekscytacji. Dawid ma to do siebie, że można go słuchać i oglądać cały czas. Ten koncert był wyjątkowy, ponieważ był częścią najnowszej trasy wokalisty – Postprodukcja Tour. Zobaczcie, co działo się na warszawskim Torwarze podczas tych, przepełnionych muzyką, dwóch godzin.

Dawid Podsiadło - Postprodukcja Tour

Na najnowszą trasę koncertową piosenkarza składało się 8 miast. Warszawa była ostatnim z nich. Trzy koncerty, trzy wyprzedane "Torwary". Biletów jak zwykle nie starczyło dla wszystkich – standard. Na szczęście mi się udało je zdobyć. W dniu koncertu weszłam więc na wypełnioną po brzegi płytę hali i oczekiwałam na rozpoczęcie show.

Koncert rozpoczął się od utworu „Post” w trochę innej, nieco akustycznej wersji. Wtedy na scenę wszedł zespół muzyków. Po pierwszym refrenie nastała cisza. Po chwili wybrzmiała piosenka „To co masz Ty!” i na scenę energicznym krokiem wszedł Dawid. Od razu rozruszał publiczność swoim tanecznym singlem. Następnie wokalista zaskoczył nas tym, że jako drugą piosenkę wykonał jeden ze swoich największych hitów, czyli utwór „Małomiasteczkowy”. Konfetti na początku koncertu? Proszę bardzo! Już niespełna 10 minut po rozpoczęciu show poleciało pierwsze (i nieostatnie) zielone konfetti. Słuchaczki i słuchacze oszaleli.

Pomiędzy piosenkami Dawid nawiązywał kontakt z publicznością. Mówił do niej, żartował, na co odpowiadał mu śmiech całej hali. Nie zwlekał też z promocją swojej nowej trasy, o której poinformował nas ze sceny.

Dawid Podsiadło – Przed i Po Tour

Dosłownie parę dni temu Dawid ogłosił na swoim Instagramie nową trasę koncertową, która nazywa się Przed i Po Tour. Tak, kolejną! Bilety oczywiście wyprzedały się momentalnie. Również za sprawą tego, że tym razem koncerty będą odbywać się w mniejszych salach, takich jak Opera Leśna w Sopocie, Centrum Spotkania Kultur w Lublinie czy Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu. W rozpisce miast nie ma jednak Warszawy. Na koncercie Dawid powiedział kokieteryjnie, że nie może doczekać się już spotkań w mniejszym gronie. Jeśli pamiętacie jego trasę Leśna Muzyka, gdzie grał akustyczne, „leśne” wersje swoich utworów, to możecie spodziewać się czegoś w podobnym klimacie. Ale to dopiero wiosną 2023 roku.

Dawid Podsiadło – koncert na Torwarze

Kochani, będziemy mieli gości – powiedział w pewnym momencie Dawid. Wszyscy zaczęli krzyczeć i cieszyć się, że zobaczą swojego ulubionego artystę w duecie. Daria Zawiałow? Sanah? A może Kasia Nosowska? A sorry, ale nie takich o jakich myślicie – sprostował szybko muzyk i zaczął się śmiać. Światła zgasły, z głośników wybrzmiały pierwsze nuty hitu „Nie ma fal”, a z dwóch stron Torwaru zaczęły nadlatywać… delfiny! One z pewnością zrobiły największą furorę. Przez całą długość piosenki srebrne, metaliczne balony w kształcie delfinów unosiły się i krążyły nad nami. Nigdy nie widziałam czegoś takiego na żadnym koncercie. Z pewnością koncept latających delfinów był interesujący i jak się okazało skuteczny. Na początku wzbudzały większe zainteresowanie niż sam artysta na scenie!

To nie był jednak jedyny moment, kiedy nam one towarzyszyły. Delfiny powróciły jeszcze na koniec występu podczas bisu i utworu „Trójkąty i kwadraty”, który w swojej nowej tanecznej aranżacji zakończył całe show z przytupem. Wtedy też drugi raz spadło na nas konfetti, tym razem wielokolorowe. W połączeniu z delfinami i dymem, który buchał ze sceny mogliśmy oglądać naprawdę niezwykłe show na wysokim poziomie. Do tego moc, która biła od muzyków zamiast sprowadzać nas delikatnie na ziemię po tym, czego właśnie wszyscy doświadczyliśmy, dodawała tylko energii i sprawiała, że nie chciało się opuszczać Torwaru.

Zobacz także:

Ale wracając do koncertu. Jako że Dawid wydał album „Lata Dwudzieste” nieco ponad miesiąc temu, to premierowo usłyszeliśmy jego nowe piosenki. Nie zabrakło imprezowych „Wirusa”, „Nie lubię cię” czy „Tazosów”, którymi artysta poderwał wszystkich do tańca. Przyszedł też czas na spokojniejsze, bardziej refleksyjne i melancholijne piosenki, przy których Dawid grał na fortepianie i śpiewał jednocześnie. I w ten sposób, w absolutnej ciszy ze strony słuchaczek i słuchaczy, wybrzmiała przepiękna piosenka „mori”. Piosenkarz niejednokrotnie wspominał, jak ważny jest dla niego ten utwór, co publiczność uszanowała. Nie było krzyków i głośnego śpiewania. Był tylko Dawid, fortepian i smuga światła. Atmosfera jak z innego świata.

Po emocjonalnym „mori” Dawid został jeszcze przy fortepianie na kolejny utwór. Był to jeden z dwóch coverów, które nam zaprezentował. Artysta zaśpiewał piosenkę Celeste „Strange”. Fanki i fani wokalisty śpiewającego po angielsku z pewnością docenili, że wybrał on też repertuar w języku obcym, ponieważ właściwie prawie każda piosenka była po polsku. Drugim coverem było „Nic nie może wiecznie trwać” w zupełnie nowej aranżacji. Przy okazji tego utworu Dawid wspomniał również o filmie z Dawidem Ogrodnikiem, „Johnny”, którego jest koproducentem. Możemy usłyszeć w nim również wspomnianą już odmienioną wersję klasyku Anny Jantar.

Po „smutnych piosenkach”, jak sam nazwał je piosenkarz, znowu przyszedł czas na te radosne. W ostatniej części koncertu zdecydowanie mogliśmy najwięcej potańczyć! A tego tańca przez całe dwie godziny było dużo. Dawid zaśpiewał nam przebojowy „Post”, „Matyldę” (w trakcie której nad naszymi głowami latały srebrne motyle), wspomniany już utwór „Wirus”, no i oczywiście jeden z jego największych hitów - „W dobrą stronę”. Ostatnią piosenką, którą usłyszeliśmy przed bisem był wyczekiwany „Nieznajomy”. Wtedy na całym Torwarze stało się niebiesko. Publiczność trzymała niebieskie kartki papieru, które podświetlała latarkami telefonów. Po raz kolejny podczas tego koncertu poczułam, że przenoszę się w inny świat. Ciarki gwarantowane! Szczególnie dlatego, że gdy utwór się skończył, Dawid przez parę minut śpiewał jeszcze po angielsku zupełnie nowe słowa. Wtedy można było całkowicie oddać (czy może nawet poddać) się muzyce.

Warszawa jest miastem, w którym Dawid kończy już swoją trasę Postprodukcja Tour. Wyprzedał ją całą, co nie było dziwne. Niektóre miasta dorabiane miały nowe terminy. W samej stolicy artysta wystąpił trzy razy. Koncert Dawida Podsiadły to niewątpliwie muzyczny spektakl, przepełniony muzyką na żywo, efektami specjalnymi i cudowną atmosferą. I w tym wszystkim on. Jeden Dawid, który wyprzedaje stadiony, sprzedaje tysiące płyt i jest największą gwiazdą polskiej muzyki. On nadal potrafi nawiązać kontakt z publicznością. Czasem w uroczy sposób, czasem w zabawny, a czasem nawet lekko nieporadny. Ale w tym wszystkim jest zdecydowanie prawdziwy. I za to pokochały go miliony. Dawid, widzimy i słyszymy się na Narodowym!