Po pamiętnej, skandalicznej wypowiedzi posła Prawa i Sprawiedliwości, Przemysława Czarnka, który uważa, że przed trzydziestką kobiety powinny skupić się na rodzeniu dzieci, a nie na pracy, partia rządząca po raz kolejny próbuje przekonać polskie społeczeństwo, a szczególnie kobiety, że lepiej zrezygnować z kariery i poświęcić się na macierzyństwu. I jej zdaniem wcale nie musi to oznaczać, że po wejściu w wiek emerytalny nasze świadczenia będą śmiesznie niskie. Bo według rządzących, im więcej dzieci urodzimy, tym większą emeryturę dostaniemy. Jak to możliwe?

Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pojawił się właśnie taki pomysł, aby wysokość emerytury wiązać z liczną posiadanych dzieci. Takie rozwiązanie ma popierać Barbara Socha, wiceminister rodziny i pełnomocnik rządu ds. demografii. A z demografią, jak i z emeryturami nie od dziś jest w Polsce problem. Wskaźnik dzietności w Polsce to obecnie 1,43, czyli 380 tys. urodzeń rocznie. Według Pawła Borysa, szefa Polskiego Funduszu Rozwoju i najbliższego doradcy premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie reformy systemu emerytalnego, to dramatyczne dane i wieszczy katastrofę demograficzną. Jego zdaniem idealna sytuacja to taka, kiedy w Polsce rodziłoby się 600 tys. dzieci rocznie.

Posłanka PiS o kryzysie klimatycznym w Polsce: „Ustawodawca to nie rozhisteryzowana nastolatka”. Serio?

Wielodzietni dostaną większą emeryturę? To nowy pomysł PiS

A już w ogóle rajem na ziemi byłoby, gdyby to dzieci, najlepiej spora gromadka, mogła wesprzeć swoich rodziców finansowo i dokładać się do ich emerytury. Jedna z osób z obozu rządzącego wypowiadająca się dla „Gazety Wyborczej” mówi nawet o konkretnych zapisach, tzn. że określony zostanie wstępnie 1% z pensji dzieci i będzie on przekazywany na rzecz świadczeń emerytalnych dla rodziców. Procent ten byłby odliczany od podatku, a rodzic mógłby go sobie dopisać daną kwotę do dochodu lub kapitału emerytalnego. Czyli co to oznacza w praktyce? Logika jest dość prosta. Wielodzietni, czyli także te osoby, które nie pracowały i nie płaciły składek ZUS, mogłyby cieszyć się godnymi zasiłkami. Bezdzietni, ale i ci z jednym dzieckiem - głodowymi stawkami, czyli w zasadzie żadnymi emeryturami.

W tej chwili wysokość naszych przyszłych emerytur zależy od sumy wpłacanych w pracy składek emerytalnych. Czyli im dłużej pracujemy i im więcej odkładamy, to te stawki będą wyższe. Ale PiS ewidentnie nie jest zachwycony z efektów, jakie przyniósł program 500+, czyli nie zwiększył w Polsce dzietności tak, jak oczekiwano. A ponieważ pieniędzy na świadczenia ubywa, gdyż wypłacane są już na każde dziecko do 18. roku życia bez względu na dochód, trzeba szukać nowych rozwiązań. I pozbawiać pieniędzy tych, którzy w swoich życiowych planach nie uwzględnili więcej niż jednego potomka.

Jak wygląda sytuacja kobiet w Polsce po wyborach parlamentarnych? Oto, co musicie wiedzieć!