Toksyczna pozytywność to przekonanie, że niezależnie od tego, w jak trudnej sytuacji się znaleźliśmy, powinniśmy zachować pozytywne nastawienie. I nie ma to zbyt wiele wspólnego z psychologią pozytywną. Taka postawa prowadzi do całkowitego zamrożenia i unieważnienia trudnych emocji na rzecz przyklejonego do twarzy uśmiechu. Hasła, po których możemy rozpoznać toksyczną pozytywność, to m.in. „radość to wybór”, „positive vibes only”, „wszystko będzie dobrze” czy „głowa do góry”. Wymuszony optymizm prowadzi do tego, że demonizujemy trudne odczucia. Zamiast świadomie przeżywać emocje podstawowe, takie jak smutek czy złość, zaczynamy unikać ich jak ognia albo szukać natychmiastowych rozwiązań. A to z kolei rodzi poważne konsekwencje dla naszego zdrowia psychicznego.

Dlaczego używamy toksycznie pozytywnych komunikatów?

Jednym z powodów może być kultura, która zaszczepia w nas sztucznie pozytywne nastawienie. – Skoro wszyscy wokół nas twierdzą, że pozytywne myślenie pozwala rozwiązać wszystkie problemy, to nabieramy przekonania, że jest to rzeczywiście skuteczna metoda regulacji emocjonalnej. Dodatkowo media społecznościowe przyspieszają tempo rozwoju tego zjawiska. W efekcie, kiedy 1500 naszych wirtualnych znajomych stosuje takie komunikaty, trudno jest nam nie uwierzyć, że może mają rację – opowiada Joanna Gutral, psycholożka, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna i współtwórczyni portalu psychoedukacyjnego Zdrowa Głowa.

Nie bez znaczenia jest ludzka potrzeba znajdowania rozwiązań. Kiedy bliska osoba zwraca się do nas z problemem, automatycznie wyszukujemy odpowiedzi. Używamy czasem bezużytecznych powiedzeń takich jak: „Do wesela się zagoi”. – To wynika z poczucia bezradności. Jesteśmy w trybie działania i chcemy coś natychmiast zrobić. A przecież emocje trzeba czuć, a nie coś z nimi robić. Jeżeli czuję smutek lub przygnębienie, to adaptacyjnym zachowaniem będzie płacz, otulenie się kocem czy obejrzenie ulubionego serialu – dodaje ekspertka. Stłumiona i nieprzeżyta emocja nigdzie nie odejdzie. Wręcz przeciwnie, wróci do nas ze zdwojoną siłą przy okazji kryzysu.

Skutki toksycznej pozytywności

„Kiedy mówisz komuś, żeby myślał pozytywnie, tak naprawdę mówisz, że twój komfort jest ważniejszy niż jego rzeczywistość” – twierdzi Susan David, psycholożka z Harvard Medical School i autorka książki Sprawność emocjonalna. Używając pozytywnych komunikatów w odpowiedzi na trudne przeżycia, unieważniamy emocje drugiej osoby. – Jeżeli czuję, że zbiera mi się na łzy, a ktoś mówi mi, że nie ma co płakać, to zaprzecza tym samym emocjom, które odczuwam. W efekcie nie mogę ich walidować, czyli utwierdzać się w przekonaniu, że to, co czuję, jest prawidłowe – tłumaczy Joanna Gutral. W ten sposób uczymy się, że opinia innych ludzi jest ważniejsza niż nasze odczucia. A stąd krótka droga do samounieważnienia, czyli praktyki podważania własnych uczuć.

 

Media społecznościowe potęgują także poczucie wyobcowania i wstydu. Jeżeli wszyscy na Instagramie są piękni i szczęśliwi, to mój smutek staje się dla mnie niezrozumiały. Zaczynam kwestionować swoje emocje. – Przeglądając media społecznościowe, musimy zrozumieć, że porównujemy własne kulisy do cudzej sceny – dodaje psycholożka. W obliczu całego spektrum możliwych emocji nie możemy oczekiwać, że będziemy odczuwać jedynie szczęście. – Do podstawowych emocji zaliczamy złość, radość, lęk, wstręt i smutek. Tylko jedna z nich jest pozytywna. Moi pacjenci często przychodzą do mnie z intencją, żeby skasować wszystkie trudne emocje na rzecz tych pozytywnych. To nie jest możliwe. Nawet w dobrym życiu będą elementy, które nas zezłoszczą lub zasmucą – mówi ekspertka. W przypadku utraty bliskiej osoby czy rozpadu relacji prawidłową reakcją organizmu jest smutek. Tak samo jak odczuwanie złości, kiedy ktoś nadepnie nam na odcisk. Emocje informują nas o stracie czy przykrym zdarzeniu. Ich unieważnianie odbiera nam więc możliwość świadomego doświadczania życia.

Blokując trudne emocje i odczuwając jedynie te pozytywne, możemy doprowadzić do całkowitego zobojętnienia. – Jeżeli nic nas nie smuci, nie złości czy nie niepokoi, to nic nas też nie będzie cieszyć. Wtedy tracimy część ważnego doświadczenia, o którym pisze Steven C. Hayes w „Umyśle wyzwolonym”. Żeby żyć, musimy doświadczać wszystkich emocji. W ten sposób tworzymy kontrasty i dostajemy informację na temat tego, co nas w życiu cieszy, co smuci, a co jest dla nas ważne – opowiada Gutral. Skupiając się na informacyjnej roli emocji, możemy lepiej poznać siebie i własne potrzeby.

Zobacz także:

Jak mądrze wspierać i pocieszać?

Kiedy ktoś dzieli się z nami trudnymi przeżyciami, nie musimy od razu wynajdywać rozwiązań. – Wystarczy zadać proste pytanie: czy jest coś, co mogę dla Ciebie zrobić? Wtedy mamy szansę dowiedzieć się, czego druga osoba potrzebuje. Naszą rolą nie jest pomoc terapeutyczna, lecz zwykła, nieoceniająca obecność. Możemy wesprzeć za pomocą walidacji i przyzwolenia na to, żeby druga osoba czuła to, co rzeczywiście czuje. To da jej poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że ma na kogo liczyć – tłumaczy ekspertka. Równie wspierającym zachowaniem będzie odzwierciedlenie w komunikacji. Mówiąc: „Widzę, że przeżywasz coś trudnego” albo „Widzę, że Cię to smuci lub złości”, sprawiamy, że odczuwane emocje stają się prawomocne.

 

Należy zwrócić szczególną uwagę na to, aby nie umniejszać, jeżeli czyjaś reakcja lub emocja nie pokrywa się z naszym doświadczeniem. Ważne jest także sprzeciwianie się stereotypom. – Osoby wszelkiej płci czy identyfikacji mogą płakać. Powiedzenia typu „chłopaki nie płaczą” są szkodliwe. Musimy budować atmosferę akceptacji i pełnej otwartości – dodaje. Uważajmy także na to, co mówimy. Osoba, która przeżywa dużo emocji, nie jest od razu borderline. Gorszy dzień nie równa się depresji, a trudne wspomnienie nie oznacza PTSD. – Takie stwierdzenia są krzywdzące dla osób, które zmagają się z daną diagnozą – stwierdza.

W obliczu trudnej sytuacji mamy także prawo nie wiedzieć, jak pomóc. Nie jesteśmy psychoterapeutami dla naszych bliskich. Możemy jednak okazać wsparcie, pomagając znaleźć odpowiedniego specjalistę albo wyrażając troskę. Oferujmy wsparcie w takim zakresie, w jakim mamy możliwość. Pamiętajmy jednak, aby wystrzegać się pozytywnych frazesów. Zamiast tego praktykujmy obecność, uważność, empatię i uprawomocnienie naszych nierzadko trudnych emocji.

Jeżeli zainteresował was temat toksycznej pozytywności, to koniecznie posłuchajcie rozmowy Dr. Susan David z Brené Brown w podcaście „Dare to Lead”.