W polskim środowisku filmowy od kilku dni mowa jest o przemocy, z jaką spotykają się studentki i studenci w szkołach artystycznych. Wszystko zaczęło się od odważnego wyznania absolwentki aktorstwaPaństwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera w Łodzi. 

Przemoc w polskich szkołach artystycznych

Anna Paliga, bo o niej mowa, zamieściła w mediach społecznościowych list na temat nadużyć wobec studentów, który wcześniej przedstawiła Małej Radzie Programowej Łódzkiej Szkoły Filmowej. Opisywała przemoc psychiczną i fizyczną, której regularnie doświadczały i doświadczają osoby uczące się w murach Filmówki. Głos w sprawie zabrała rektorka łódzkiej szkoły, Milena Fiedler, która zapewniła, że dołoży starań, by wyjaśnić sprawę. Opowiedziała się też po stronie poszkodowanych i potępiła zachowania profesorek i profesorów. 

Paliga spotkała się z wyrazami wsparcia w sieci. Jej posty były szerowane i ośmieliły kolejne osoby do powiedzenia prawdy o studiach aktorskich. Maria Dębska wyznała, że skończyła szkołę skończyła na lekach uspokajających. Także Zofia Wichłacz czy Dawid Ogrodnik podzielili się swoimi wstrząsającymi historiami z czasów studiów. Okazuje się, że mobbing, molestowanie seksualne, przemoc psychiczna i fizyczna to niestety codzienność na uczelniach wyższych kształcących przyszłe gwiazdy teatru, kina i telewizji. Paliga pisała o tym, że dla niektórych wykładowców to sposób na przygotowanie, ich zdaniem, młodych ludzi do trudnego zawodu...

Z kolei Bartosz Bielenia przyznał się do stosowania przemocy podczas studiów. Odniósł się do tzw. fuksówek, popularnych w szkołach artystycznych, w których brał udział, dręcząc młodsze studentki i studentów. 

Weronika Rosati doświadczyła przemocy w łódzkiej Filmówce

Dziś na swoim koncie na Facebooku Weronika Rosati postanowiła podzielić się historią z czasów swoich studiów w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Na początku swojego wpisu gwiazda doceniła odwagę wszystkich osób, które postanowiły podzielić się ze światem swoimi trudnymi doświadczeniami, przerwać zmowę milczenia i tym samym spiralę przemocy. Rosati przyznała, że prawie 20 lat temu dostała się do Filmówki za pierwszym razem. Jak wiele osób myślała, że to spełnienie marzeń i że czeka ją wspaniały czas na uczelni. Okazało się, że jednak było zupełnie inaczej. 

„Mój czas na tej uczelni był pierwszym koszmarnym wydarzeniem w moim życiu” – przyznała aktorka. „Oprócz prawdziwych, profesjonalnych pedagogów, trafiłam również na takich, którzy mieli nikłe doświadczenie zawodowe, zastraszali swoimi poniżającymi metodami nauczania. Zamiast szacunku do nich czułam ogromny lęk. I co? Zgadliście. Podcięli mi skrzydła. To delikatnie powiedziane... Wyżywali się na mnie i na innych psychicznie, a nawet na niektórych fizycznie (pamiętam, jednemu z moich kolegów kazano stać na scenie bez ruchu przez wiele godzin)”. 

 

Szkoła filmowa w Łodzi. Brawo , naprawde wielkie brawo dla odważnych studentów , którzy postanowili powiedzieć o...

Opublikowany przez Weronikę Rosati Wtorek, 23 marca 2021

Problemem dla sporej części wykładowców i wykładowczyń było to, że Weronika Rosati miała już na swoim koncie role w filmach i serialach, a także to że w trakcie studiów młoda aktorka pracowała. „W każdą niedzielę (...) emitowany był serial Ryszarda Bugajskiego ze mną w jednej z głównych ról, u boku Bogusława Lindy i Krzysztofa Kolbergera. W każdy poniedziałek modliłam się, by wydarzył się cud, bym nie musiała iść na zajęcia i wysłuchiwać złośliwej krytyki mojego udziału w tym serialu i upokarzających komentarzy ze strony profesor Ewy Mirowskiej” –przyznała Rosati. Podkreśliła również, ze w szkole tępiono indywidualność, podcinano skrzydła, spadało wobec tego choćby poczucie własnej wartości. Gwiazda uznała, że to, co działo się w szkole, naruszało prawa człowieka.

Zobacz także:

Rosati odniosła się również do fuksówek. „Nawet nie umiem opisać w słowach, na czym miał polegać ten miesiąc katowania, obrażania, nękania i pastwienia się nad młodymi, niedoświadczonymi jeszcze ludźmi. Nie rozumiem, jak to jest możliwe, by już w czasach ruchu #MeToo nikt za to nie poniósł konsekwencji. (...) To było pełne przyzwolenie na przemoc wobec słabszych. Ja wyjątkowo byłam ulubienicą fuksujących, bo nazwisko, bo role, bo prasa itd. Pamiętam tych najpodlejszych do dziś, czasem migają mi w epizodach w reklamach. Mam ciarki do tej pory na plecach, gdy widzę ich twarze... Uciekłam. Dosłownie. Pod pretekstem urlopu dziekańskiego, by grać w serialach i filmach. Uciekłam na drugi koniec świata do szkoły Lee Strasberg Institute w Nowym Jorku. Niebo a ziemia!” – napisała aktorka i dodała na koniec, że dzieli się swoją historią na znak swojej solidarności z odważnymi osobami, które przerwały ciszę w temacie przemocy, co według niej jest trudne w naszym kraju, gdzie nie wierzy się ofiarom.