„Rząd” na Netfliksie, czyli polityka nie jest dla małych dzieci

Birgitte Nyborg (doskonała Sidse Babett Knudsen) wciąż zasiada „na Zamku” (w dosłownym tłumaczeniu duński tytuł „Borgen” jest potocznym określeniem Christiansborgu, zamku w Kopenhadze będącego siedzibą trzech kluczowych dla duńskiego systemu politycznego instytucji: parlamentu, kancelarii premiera oraz sądu najwyższego). Tym razem Nyborg nie jest już jednak głową rady ministrów, a „tylko” szefową resortu spraw zagranicznych Danii. Przechodzi menopauzę, mierzy się z uderzeniami gorąca, a jej życie prywatne leży i kwiczy niczym świnie ukradzione przez syna z transportu do rzeźni. W ogóle jednak nie przeszkadza to Birgitte w byciu wytrawną polityczką. Doskonale rozgrywa zakulisowe gierki, wprawia w osłupienie partyjnych kolegów, ustawia do kąta młodszą i niezbyt pewną siebie panią premier, zmienia strategię jak wiatr zawieje...

Jako szefowa duńskiego MSZ musi uporać się z odkryciem ropy naftowej w Grenlandii (nie postkolonialnie „na Grenlandii”, co świetnie wybrzmiewa w komentarzu byłej przyjaciółki Nyborg, dziennikarki politycznej Katrine Fønsmark, w którą wcieliła się Birgitte Hjort Sørensen). Pod znakiem zapytania stają relacje między Danią a Grenlandią, a jak się wkrótce okazuje –  to dopiero początek „zabawy”, bo do gry włączają się Chiny i USA. Dzieje się dużo, a akcja płynie wartko – królestwo i konia temu, kto pierwszy oderwie się od ekranu.

„Rząd”, czyli lekcja zgniłych kompromisów

Tak jak poprzednie sezony, i tę odsłonę „Borgen”,  zatytułowaną „Power & Glory” (w wersji polskiej: „Rząd: Królestwo, władza i chwała"), stworzył scenarzysta Adam Price i naprawdę trudno w kilku zdaniach uchwycić jego bezdyskusyjny talent.

Price z jednakim krytycyzmem i wyrozumiałością patrzy na polityków i politycznych dziennikarzy, czasem cynicznych, czasem broniących ideałów. Uważnie przygląda się ludziom żyjącym w wielkomiejskiej bańce, jak i wszystkim tym, którzy wiedzą, że do garnka nie włożą mądrości prawionych przez uprzywilejowanych. Doskonale portretuje rozpędzoną polityczną machinę i ludzi przypadkiem zaplątanych w wielką historię. Z taką samą ciekawością kreśli postaci „możnych tego świata”, którzy ustanawiają reguły gry, oraz maluczkich, którzy nie mają pojęcia, w co właściwie grają.

Ponadto Price niczym ludzki sejsmograf wyczuwa napięcia społeczne i jest w stanie precyzyjnie  określić czas i miejsce zbliżającego się trzęsienia ziemi. Widzi świat i wszystkie jego elementy jako wielowymiarowe, misternie utkane sieci przyczyn i zdarzeń. Każdy może upleść swój kawałek i zmienić dynamikę obrotu spraw, każdy może zrobić wyrwę, którą trudno wypełnić.  

Price nie bawi się w wielopiętrowe, kartonowe intrygi spod znaku Franka Underwooda. Na szczęście nie idzie w stronę wykoncypowanych spisków i mordowania politycznych oponentów. Jest znacznie bardziej autentyczny w przedstawianiu świata, jest blisko ludzi, świadomy aktualnej sytuacji. Pokazuje, że wszystko, ale to dosłownie wszystko jest polityką. I że w związku z tym nie ma rzeczy, których nie można zakwestionować, poddać w wątpliwość, przedstawić w zupełnie innym świetle.

Ku twórcy „Rządu” można by wznieść jeszcze wiele peanów, ale chyba nie ma sensu. Musicie wiedzieć jedno: jego najnowsze dzieło jest po prostu świetne. Naprawdę warto obejrzeć. 

Zobacz także: