Piszą, że w wieku 27 lat nic więcej ich nie czeka. Nie mają męża ani chłopaka, nierzadko mieszkają z rodzicami. Czują, że czas przecieka im przez palce, że przegrały życie. „Wydaje mi się, że już za późno na znalezienie kogoś i założenie rodziny”, „Nic nie osiągnęłam, do niczego się nie nadaję”, „Jestem za stara na wszystko” – czytam w sieci. Gdy ten artykuł trafi w twoje ręce, od kilku tygodni będę mieć 31 lat. Nie czuję, że to już koniec czy że wiek czyni moje osiągnięcia mniej wartościowymi, ale wiem, dlaczego ty możesz tak uważać.

Żyjemy w czasach niezdrowej obsesji na punkcie młodości. Utożsamiamy ją z ambicją, możliwościami i sukcesami. Sprawdzamy listy „30 under 30”, najzdolniejszych i najbardziej wpływowych według magazynów „Forbes” i „Time”. Oceniamy siebie wzajemnie za osiągnięcia przed trzydziestką – własny start-up, debiutancka powieść, pierwszy milion. Do tego media społecznościowe karmią nas szkodliwymi i zakrzywiającymi rzeczywistość obrazami, w których inni mają piękne życie, podróżują, urządzają własne mieszkania, biorą śluby i rodzą dzieci. Są szefami, ekspertkami, influencerkami. Młodzi i zdolni. Tylko że nie wszyscy zaczynamy z tego samego miejsca. Już na starcie nie mamy równych szans, bo każdy z nas ma inne zaplecze kulturowe, finansowe, część osób może liczyć na wsparcie bliskich. Dlaczego więc oczekujemy od siebie, że na metę dotrzemy w podobnym czasie co inni? Bo staramy się żyć według scenariusza sprzed 70 lat.

To w latach 50. socjolodzy wyodrębnili pięć kamieni milowych, których zdobycie miało świadczyć o osiągnięciu dorosłości. Na liście do odhaczenia było ukończenie  szkoły, opuszczenie domu rodzinnego, bycie niezależnym finansowo, wzięcie ślubu i posiadanie dzieci. Średnio wszystko to udawało się wówczas w wieku 34 lat. Dziś dla wielu jest to daleko poza zasięgiem. Choć część wciąż podąża ścieżką utartą przez poprzednie pokolenia (i to jest OK!), założenia te nijak mają się do obecnych czasów i w żaden sposób nie powinny być miarą udanego życia. Dziś młodzi mają gorszą i bardziej niestabilną sytuację finansową niż ich rodzice. Zdążyli odczuć skutki krachu gospodarczego z 2008 roku, pandemii i kryzysu klimatycznego. Ciąży nad nimi nieustająca groźba utraty pracy, nie mają stale rosnących pensji, za to dużo mniejsze oszczędności i zwiększające się zadłużenie. Wielu z nich nigdy nie będzie mogło pozwolić sobie na zakup własnego mieszkania. Do tego dochodzi zmiana kulturowa – spadająca liczba małżeństw i zawieranie ich coraz później, a także ewolucja modelu życia kobiet, które dziś są bardziej niezależne, robią kariery i niejednokrotnie decydują się na potomstwo (lub nie) po upływie ich najbardziej płodnych lat. Pomaga w tym postęp medycyny, a co za tym idzie – także to, że żyjemy dłużej. Wciąż jednak słyszmy komentarze, że czas się kończy, że będziemy starymi pannami czy kawalerami. Czujemy presję społeczną i biologiczną, że w pewnym wieku powinniśmy wszystko wiedzieć, mieć zaplanowane lub już dokonane.

Pod presją planowania i porównywania się

Tylko że życie nie toczy się wedle narzuconych z góry norm. Mogłaś być przez długi czas z nieodpowiednią osobą, a może zamiast medycyny, o której marzysz, wybrałaś socjologię albo po drodze wydarzyło się mnóstwo niespodziewanych sytuacji, które opóźniły twoją drogę do realizacji celów. A może zwyczajnie jeszcze ich nie masz. Psycholog Jeffrey Arnett, który ukuł termin „emerging adulthood” (oznaczający okres przed wejściem w dorosłość), podkreśla, że zmienianie zdania i poczucie, że nie wiadomo, czego się chce i dokąd się zmierza, są typowe dla 20-latków. To najlepszy czas na poszukiwania, naukę i eksperymenty, pracę, popełnianie błędów i poznawanie siebie. Zwłaszcza że ludzki mózg rozwija się do 25. roku życia. Jak więc wcześniej oczekiwać od siebie, że będziemy znać odpowiedzi na wszystkie pytania? 

Presja na osiągnięcia i posiadanie ułożonego życia w wieku 20 lat bierze się z błędnego założenia, jakim mamią nas social media. Coraz częściej zauważa się wśród osób zajmujących się rozwojem osobistym skręcanie w niebezpieczną narrację: życie jest za krótkie, czerp garściami, możesz osiągnąć wszystko, tylko musisz bardzo tego chcieć i manifestować swoje marzenia. Takie hasła rodzą w ludziach nierealistyczne wyobrażenia, a przecież rzeczywistość różni się od tego, co widzimy w sieci. Życie to ciągłe wybory, to odpuszczanie, porażki i ciężka praca – tłumaczy mi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz (@psycholog_na_insta). – Często młode osoby mają też niską samoocenę, bo porównują się z ludźmi ze wszystkich stron świata, oglądają ich wspaniałe i kolorowe życie, co w zestawieniu z ich własnym wydaje się abstrakcją nie do zrealizowania. Każda taka informacja wywołuje dyskomfort i poczucie wadliwości, bycia nie dość dobrym. Dlatego zachęcam, by oczyszczać swoje social media z kont, które ciągną nas w dół, by nie karmić w sobie zazdrości, nie porównywać się z innymi, bo nie znamy czyjejś historii. To, że ktoś pokazuje w sieci idealne rodzicielstwo czy pracę, nie oznacza, że tak jest – dodaje.

Wiek to tylko liczba

Aktorka Judi Dench światową sławę zyskała, mając 60 lat, Steve Carell stał się rozpoznawalny dzięki „The Office” w wieku 43 lat. Na liście ludzi sukcesu przed trzydziestką nie znaleźliby się też van Gogh, który pierwszą wystawę miał w wieku 32 lat, laureatka literackiego Nobla Toni Morrison, która debiutancką powieść opublikowała, będąc samotną 40-letnią mamą, a także Harrison Ford, który przełomową rolę w „Gwiezdnych wojnach” zagrał w wieku 35 lat. Paul Cézanne swoje najdroższe dzieła stworzył tuż przed śmiercią. Coraz więcej osób przebranżawia się po czterdziestce, zmienia życie, mając dorosłe już dzieci. Nie ma bowiem jednego uniwersalnego harmonogramu czasowego dla wszystkich, a potencjał geniuszu nie słabnie wraz z wiekiem. Potwierdzili to badacze z National Bureau of Economic Research, którzy przeanalizowali życiorysy zdobywców Nagrody Nobla – wynalazców i naukowców – i dostrzegli, że większość z nich do przełomowych wniosków doszła między 36. a 41. rokiem życia. Wcześniejsze lata poświęcili edukacji, bo by dokonać odkryć, potrzebowali wiedzy i doświadczenia. Z kolei inne badania dowiodły, że największe kreatywne przełomy zwykle zdarzają się pod koniec trzeciej dekady życia. W 2016 roku pismo „Science” opublikowało natomiast analizę dotyczącą kariery w nauce. Wykazano, że to połączenie osobowości, wytrwałości, szczęścia i inteligencji pozwala na odnoszenie sukcesów.

Wiek nie ma tu większego znaczenia. Jedyna rzecz, jak mówił w wywiadzie dla „The New York Times” Frank Sulloway, psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, którą zdobywamy z biegiem lat, to status. Osiągając pewien życiowy poziom, zyskujemy wolność w podejmowaniu ryzyka. Im jesteśmy starsi, tym częściej potrafimy cieszyć się z małych rzeczy, nawet bardzo zwyczajnych i codziennych, jesteśmy też bardziej odporni na stres. Jednak satysfakcja w późniejszym życiu nie jest związana z osiągnięciami. Liczą się więzi, jakie mamy z innymi ludźmi. Nic więc dziwnego, że w badaniu OnePoll z 2021 roku ankietowani Amerykanie zapytani o najszczęśliwszy okres ich życia, do którego chcieliby wrócić, wcale nie podawali lat dziecięcych, nastoletnich czy nawet 20+. Ponad 2000 osób odpowiedziało, że najchętniej chciałoby mieć znowu 36 lat. To czas, w którym dzieje się wiele przełomowych rzeczy, jak ślub lub rozwód, kupno własnego mieszkania, zmiana kariery czy podjęcie decyzji o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci. Po latach starań to moment, w którym wiele osób czuje się wreszcie na swoim miejscu. Większość dorosłych biorących udział w badaniu przyznała, że była szczęśliwsza po 30. Niż po 20. roku życia. W wywiadzie dla amerykańskiego „Elle” niemająca dzieci i partnera Jennifer Aniston, tuż przed swoimi 50. urodzinami, powiedziała: „Żyjemy w społeczeństwie, które mówi kobietom: w tym wieku powinnaś wyjść za mąż, w tym powinnaś mieć dzieci. To bajka, schemat, który powoli próbujemy przełamać. Dlaczego więc chcemy szczęśliwego zakończenia? A co powiesz na po prostu szczęśliwą egzystencję? Szczęśliwy proces? Wszyscy jesteśmy w ciągłym procesie”. Nie ma więc takich rzeczy, które musimy zrobić przed dwudziestką, trzydziestką czy czterdziestką. Możemy jedynie spróbować nauczyć się celebrować najróżniejsze osiągnięcia w każdym wieku, bo tak długo, jak żyjemy, mamy milion możliwości – lepszych, gorszych, mniejszych lub większych. Możemy nieustannie coś zmieniać, wznosić się i upadać, iść do przodu, zrobić kilka kroków w tył albo pozostać w tym miejscu, w którym jesteśmy. Wszystko jest OK, dopóki to my o tym decydujemy.

Zobacz także:

--

Artykuł pierwotnie ukazał się w październikowym numerze magazynu GLAMOUR z Zuzą Kołodziejczyk na okładce.