„Gry rodzinne” należały do grona najbardziej wyczekiwanych seriali tego roku. Nie ukrywam, że sama czekałam na premierę. Byłam pod wrażeniem obsady, zainteresował mnie również zwiastun... Jak się okazuje, nie byłam jedyna. Produkcja w reżyserii Łukasza Ostalskiego, szybko trafiła do zestawienia TOP 10 najchętniej oglądanych na platformie Netflix i nadal znajduje się w czołówce. Na czym polega jej fenomen?

„Gry rodzinne” – polski serial jest hitem na Netfliksie 

„Gry rodzinne” to ośmioodcinkowy serial, który od 31 sierpnia tego roku jest dostępny dla subskrybentów i subskrybentek popularnego serwisu streamingowego. Poza wspomnianym już reżyserem nad produkcją pracowała Agnieszka Pilaszewska. Tym razem nie pojawiła się na ekranie, ale zadbała o scenariusz. Zdjęciami zajął się Mikołaj Łebkowski, a nad muzyką czuwał Marcin Macuk. W rolach głównych wystąpili natomiast topowi artyści oraz artystki, ale więcej o nich przeczytacie w dalszej części artykułu. 

„Gry rodzinne”: recenzja. Czy warto obejrzeć nowy serial z Elizą Rycembel, Bartoszem Gelnerem i Izą Kuną w rolach głównych?

Do biblioteki Netfliksa coraz częściej trafiają polskie produkcje. Dużą popularnością cieszyły się seriale na podstawie powieści Harlana Cobena (mowa o „W głębi lasu” oraz „Zachowaj spokój”), absolutnymi hitami okazały się „Sexify”, a także „Królowa” z Andrzejem Sewerynem w roli drag queen. Teraz natomiast wszyscy mówią o „Grach rodzinnych”, czyli zawiłej historii młodej pary, która z różnych powodów wciąż odchodzi od ołtarza. Ona jest studentką medycyny, on bogatym chirurgiem plastycznym. Ich rodziny, choć różnią się od siebie, mają ze sobą wiele wspólnego. To samo dotyczy znajomych. 

Zasady tytułowych gier są dość skomplikowane. Na początku można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z polską wersją „Mody na sukces”, gdzie drama goni dramę, a bohaterki oraz bohaterowie mogliby trafić do Księgi Rekordów Guinnessa za największą liczbę romansów i zdrad, których się dopuścili. Jednak z czasem okazuje się, że chodzi o coś więcej. I robi się na tyle interesująco, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Zresztą, lepiej tego nie robić, bo fabuła, choć ciekawa, bywa zawiła, a tym samym wymagająca skupienia. 

Twórczynie i twórcy serialu „Gry rodzinne” wzięli na warsztat problemy, z którymi wiele osób zmaga się na co dzień, od których trudno uciec. To opowieść o miłości – o różnych jej odcieniach, o tym, że bywa trudna, bolesna i czasem niezrozumiała, a także o toksycznych relacjach rodzinnych. 

Jest zabawnie, jednak nie spodziewajcie się lekkiego, bezstresowego seansu. Momentami bywa bowiem bardzo poważnie i wzruszająco. A to dlatego, że w nowej produkcji, którą zrealizowano dla Netfliksa, mamy do czynienia z takimi tematami jak śmierć bliskich, poronienie, próba samobójcza, przemoc domowa czy przemoc seksualna. Trudno wsadzić ten serial w sztywne ramy gatunkowe, ale może właśnie w tym tkwi klucz do sukcesu?

Ogromną wartością „Gier rodzinnych” jest obsada. W rolach głównych występują Eliza Rycembel i Bartosz Gelner, którzy – mimo młodego wieku – wielokrotnie udowodnili, że mają talent. W ich rodziców wcielają się Iza Kuna, Edyta Olszówka, Paweł Deląg oraz Marek Kalita. Odtwórczyni roli matki panny młodej, czyli pierwsza z wymienionych aktorek, jest bezbłędna. Choć Małgorzata, bo właśnie tak ma na imię ta bohaterka, irytuje, to jednocześnie wzbudza sympatię i współczucie. Bo niby dlaczego kobieta po pięćdziesiątce miałaby nie zasługiwać na szczęście? Nie można zapominać o gwiazdach wcielających się w postaci drugoplanowe czy nawet epizodyczne. Adrian Zaremba, Agnieszka Suchora, Marcin Korcz, Dominika Kluźniak, Aleksandra Adamska – to właśnie stworzone przez nich kreację dopełniają całą opowieść. 

Zobacz także:

Nie sposób opowiedzieć tej historii bez spoilerów. Dlatego zdradzę tylko, że po „Grach rodzinnych” możecie spodziewać się wybuchów śmiechu, łez, nieoczekiwanych zwrotów akcji, jak również zakończenia, które naprawdę trudno przewidzieć (a następnie przeprocesować). Moja rada: nie oglądajcie tego serialu, gdy jesteście zmęczone lub zmęczeni. Nawet jeśli przymkniecie oko tylko na pięć minut, może was wiele ominąć.