Polki i Polacy chętnie korzystają z aplikacji randkowych

Według badań przeprowadzonych przez Mediapanel na zlecenie Wirtualnych Mediów, aplikacje randkowe cieszą w naszym kraju sporą popularnością. Największą liczbą użytkowniczek i użytkowników może pochwalić się Badoo (3,59 mln), na drugim miejscu uplasował się Tinder z wynikiem 2,27 mln użytkowniczek i użytkowników, podium zamyka Sympatia (niespełna 2 mln odwiedzających). W czołowej dziesiątce znalazły się także erodate.pl (1,1 mln), zakazanamilosc.pl (359 tys.), flirt.com (330 tys.), loveaholics.com (327 tys.), casualdating.com (203 tys.) oraz dwie tęczowe aplikacje, czyli Grindr (723 tys.) i fellow.pl (301 tys.). Wraz z rozwojem tego typu platform pojawiają się również nowe trendy w randkowaniu. Nowe nie zawsze oznaczają dobre. Jednym z nich jest sneating, który podzielił niejedną singielkę i niejednego singla. O co w nim chodzi i dlaczego warto przestrzegać się przed osobami, które go praktykują? 

Co to jest sneating?

Status „wolna”/„wolny” na Facebooku, wbrew temu, co mówią niektórzy, ma swoje plusy. Bycie z kimś w związku narzuca pewne ograniczenia, będąc samemu swobodnie możemy dysponować czasem i co najważniejsze – poznawać nowych ludzi. Przyznajmy bowiem szczerze, która i który z nas nie ekscytował się pierwszym spotkaniem z osobą poznaną za pośrednictwem aplikacji randkowej typu Tinder czy Badoo? Niezależnie od oczekiwań, czy tego chcemy czy nie, pierwsza randka zawsze wzbudza ogromne emocje (Zobacz także: Pierwsza randka nie zawsze oznacza sukces, ale prawie każdy zna parę, która poznała się przez internet, a to obiecujące. Co może pójść nie tak, na co zwrócić uwagę, by przechylić szalę na swoją korzyść?).

Większość na pierwsze spotkanie wybiera neutralne miejsca. Wybór przeważnie pada na cukiernię, kawiarnię lub restaurację z dobrym jedzeniem, koktajlami i winem, bo jak mawiały nasze babcie – „przez żołądek do serca”. Niestety, tutaj zaczynają się schody. A dokładnie ścisłości nie mamy na myśli preferencji kulinarnych, bowiem większość restauracji w swoim menu oferuje zarówno dania mięsne, jak i wegetariańskie czy wegańskie. Nie mówimy także o wspólnym flow... Gdy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze. 

O tym, kto powinien zapłacić na pierwszej randce – kobieta czy mężczyzna – od dawna stanowi kwestię sporną. Przyjęło się, że rachunek podczas spotkania zapoznawczego reguluje osoba, która wyszła z taką inicjatywą. Dlatego też, aby uniknąć niekomfortowej sytuacji zawsze warto być przygotowanym finansowo na takie wyjście. Bez względu na to, czy to my zapraszamy potencjalnego partnera/partnerkę, czy sami zostaliśmy zaproszeni na spotkanie. Jak się jednak okazuje, niektórzy, niezależnie od płci, nie mają takiego problemu. Z premedytacją kosztami obiadu i/lub kolacji obarczają współtowarzysza/współtowarzyszkę. Mowa tu o nowym zjawisku w randkowaniu zwanym sneatingiem

Co w najprostszym tłumaczeniu oznacza sneating? To termin opisujący osobę, która randkę traktuje nie jako szansę na poznanie partnerki/partnera na przyszłość, ale tylko i wyłącznie jako okazję do darmowego jedzenia – w momencie, gdy rachunek zostaje opłacony, znika i zrywa kontakt z dnia na dzień. I choć trudno sobie to wyobrazić, liczba ofiar metody na „Zapomniałam/zapomniałem portfela. Następnym razem się odwdzięczę” stale rośnie. Szczególnie w obecnych czasach, gdy ceny i inflacja szaleją, a każdy stara się zaoszczędzić na czym tylko się da. Dla przykładu – za kawę w średnim rozmiarze i kawałek ciasta w osiedlowej kawiarni trzeba zapłacić ponad 30 złotych. Nie wspominając już o wizycie w restauracji, gdzie koszt większości dań wzrósł o 20%. 

Sneating – jak się uchronić? 

Jak przyznają eksperci od relacji, sneating to bez wątpienia trend w randkowaniu godny potępienia. Nigdy bowiem nie zbudujemy szczęścia na czyjeś krzywdzie, a takową wyrządzimy drugiej osobie, gdy wykorzystamy jej ufność i potraktujemy jako bankomat. Warto podkreślić, że ofiarami sneatingu padają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Aby uchronić się przed tym negatywnym zjawiskiem, chociaż w niewielkim stopniu, zalecamy na początku spotkania ustalić, że koszty wizyty w restauracji lub kawiarni będą podzielone na pół albo każdy ureguluje swój rachunek osobno (wystarczy proste „Pozwól, że zapłacę dziś za siebie”). Dobrym pomysłem będzie także wybór mniej ekskluzywnego miejsca na pierwsze spotkanie, aby nie wprowadzać w zakłopotanie zaproszonej przez nas osoby. Jeżeli to potencjalny partner/partnerka nalegają na randkę w bardzo drogim lokalu, w twojej głowie powinna zapalić się „lampka ostrzegawcza”. 

Pamiętajmy, że osoby poznane w sieci mogą, ale nie muszą chcieć nas oszukać. Jednak zawsze warto zachować ostrożność. Przestrogą dla każdego niech będzie historia Shimona Hayuta, (anty)bohatera głośnego dokumentu Netfliksa „Oszust z Tindera i prawdopodobnie największego naciągacza w historii serwisów i aplikacji randkowych. Pochodzący z Izraela „książę diamentów” wyłudził od kobiet łącznie ponad 10 mln dolarów. 

Zobacz także: