Masz jakieś noworoczne postanowienia? U mnie aktualnie sporo się dzieje i nowy rok zaczynam od przeprowadzki, więc postanowiłam nie przysparzać sobie dodatkowych emocji w postaci innych wyzwań. Choć tak można spokojnie traktować jedną zmianę w mojej codziennej pielęgnacji, jaką wprowadziłam z początkiem stycznia. I w sumie jest ona dość spora, bo postanowiłam zrezygnować z mycia twarzy wodą.

Przecierasz oczy ze zdziwienia? Tak, wiem, jeszcze do niedawna sama nie wyobrażałam sobie, żeby nie używać jej do oczyszczania cery, ale zmuszona pewnymi okolicznościami, które zaraz przybliżę, stwierdziłam, że jak nie spróbuję, to nigdy się nie przekonam, czy stan mojej cery pogorszy się czy poprawi, jeżeli nie będzie ona miała styczności z wodą w takiej skali jak do tej pory.

Mycie twarzy bez wody – dlaczego się na to zdecydowałam?

Mam cerę mieszaną, skłonną do niedoskonałości – borykałam się z trądzikiem kilkanaście lat, a do tego ekstremalnie wrażliwą – alergiczną, podatną na zmiany temperatury i choćby takie czynniki zewnętrzne jak twarda woda. Krótko mówiąc – nie ma lekko. Dwa lata temu zaczęłam skrupulatnie studiować składy wszystkich produktów po jakie sięgam, zwłaszcza do twarzy, włączając do pielęgnacji głównie te naturalne. Oczywiście okazało się, że nie wszystkie tego typu kosmetyki są dla mnie – one również potrafią mnie podrażnić czy zapchać, więc doszłam do wniosku, że czasami warto zaufać również producentom dermokosmetyków. Niestety, wszystkie te dobre nawyki nie do końca zadowoliły moją kapryśną cerę. Cały czas dokuczały mi, szczególnie zimą, przesuszone i zaczerwienione policzki, a także zaskórniki. Poza tym mam wrażenie, że zaczynam mieć do czynienia z trądzikiem różowatym (to rodzinne). Mając więc świadomość tego, że tym, co może mieć na to wszystko negatywny wpływ, jest woda – twarda warszawska woda, postanowiłam wykluczyć ją z mojej codziennej pielęgnacji.

Moja przygoda z wodą micelarną, czyli czym są micele

Jak mi idzie? Od kilku dni zamiast wody używam wody micelarnej. I przy okazji dowiedziałam się, czym są micele. W dużym skrócie: micele to kuliste struktury cząsteczek detergentów powstające poprzez dodanie do wody sufrykantów. Cząsteczki tych sufrykantów posiadają dwa bieguny: hydrofilowy oraz hydrofobowy (lipofilowy). Te pierwszy to jakby główka, a ten drugi – ogon. Przy nakładaniu wody micelarnej na płatek kosmetyczny posiadający hydrofilową powierzchnię, micele ulegają rozpadowi, czyli główkami przyczepiają się główkami do płatka, a ogonami przyciągają i rozpuszczają zanieczyszczenia oraz tłuszcz. Aby usunąć je ze skóry przy pomocy wody, trzeba jeszcze użyć żelu albo pianki do mycia. W przypadku wody micelarnej te produkty nie są już konieczne.

Woda micelarna zamiast wody z kranu – czy to się u mnie sprawdza?

Co więcej, woda micelarna ma o wiele łagodniejszą formułę niż przytoczone wyżej produkty, zatem ryzyko podrażnienia czy wysuszenia skóry jest praktycznie zerowe. A ja niestety przekonałam się na własnej skórze, że nawet bezzapachowa i delikatna pianka oczyszczająca może spowodować nadmierne przesuszenie skóry i co z tym idzie – wysyp niedoskonałości. Kiedy myję twarz wacikiem nasączonym woda micelarną, cały czas mam uczucie nawilżenia – skóra nie piecze (a czasami potrafiła wręcz palić) oraz nie jest zaczerwieniona. Po umyciu buzi płynem micelarnym – kiedy nie mam na twarzy podkładu jeden wacik w zupełności wystarcza – spryskuję twarz hydrolatem albo oczyszczam tonikiem, by przywrócić skórze właściwe pH, a następnie nakładam krem, a czasami jeszcze serum pod krem. Pierwsze rezultaty tego typu pielęgnacji są bardzo zadowalające. Zauważyłam, że cera jest o wiele bardziej wyciszona i nawilżona, mniej zaczerwieniona (poza naturalnym rumieniem, ale taka już moja uroda) i przesuszona. Podoba mi się to!

Woda micelarna – czego używam?

Mam kilka ulubionych płynów micelarnych, które idealnie sprawdzają się w przypadku cery wrażliwej i mieszanej. Jeden z nich to woda micelarna NUXE BIO z ekstraktem z nasion Moringa, które dodatkowo pomagają usuwaniu zanieczyszczeń, drugi – kultowy płyn mineralny Bioderma Sensibio H2O, którego fanką jest także Rosie Huntington-Whiteley od lat zmagająca się z trądzikiem, a moim trzecim faworytem jest płyn micelarny Avène Eau Thermale, który błyskawicznie koi skórę i łagodzi podrażnienia.