Od 21 maja kina w końcu są otwarte. I choć zgodnie z zasadami reżimu sanitarnego, czyli z salami zapełnionymi w 50 procentach, z zachowaniem 1,5 metra dystansu i z obowiązkiem zakrywania ust i nosa, to jednak sam fakt niezmiernie cieszy. Szczególnie, że ze względu na zawieszenie działalności kin wiele osób nie miało okazji obejrzeć tytułów nominowanych w tym roku do Oscara, a później nagrodzonych najważniejszą nagrodą w kinematografii. Co zatem w pierwszej kolejności trzeba obejrzeć i co znajdziemy w aktualnym repertuarze?

Na co warto iść do kina w maju 2021? 

„Nomadland”, reż. Chloé Zhao

To film wyjątkowy pod wieloma względami. Przede wszystkim składa on hołd współczesnym nomadom, czyli osobom, które zdecydowały się żyć na czterech kółkach – czasem z wyboru, a czasem niestety z przymusu. Film Chloé Zhao ukazuje wyjątkowość Stanów Zjednoczonych, gdyż razem z główną bohaterką, graną przez Frances McDormand, zwiedzamy ich przeróżne zakątki, zachwycając się zapierającymi dech w piersiach widokami, ale również obnaża nieudolność amerykańskiego systemu, spychanie wiele osób na społeczny margines i pozbawianie ich środków do życie. Ale Nomadland to również obraz zasługujący na uwagę, bo wyreżyserowany przez chińską reżyserkę, która jest drugą kobietą w historii Oscarów ze statuetką za reżyserię, a także najlepszy film. Obie w pełni zasłużone.



„Obiecująca. Młoda. Kobieta”, reż. Emerald Fennell 

Fabularny debiut Emerald Fennell to kolejna pozycja, której nie można przegapić wraz z ponownym otwarciem kin. Aktorka, scenarzystka, reżyserka i producentka, którą do tej pory mogliście kojarzyć głównie z roli Camilli Parker Bowles w serialu Netflixa The Crown, oddała głos kobietom, którym został od odebrany, i tym, które ten głos próbują odzyskać. Obiecująca. Młoda. Kobieta to historia 30-letniej Cassandry granej przez Carey Mulligan, która mści się na mężczyznach, próbujących ją wykorzystać, kiedy ta udaję pijaną. Wszystko z powodu straty jakiej doświadczyła i z traumą, którą u niej wywołała. Nic dziwnego, że Fennell nagrodzono Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny (choć nominowana była też za reżyserię), bo historia Cassie wciąga od pierwszej sekundy, bawi tam gdzie powinna (i przeważnie jest to czarny humor), a zaskakuje w najmniej oczekiwanych momentach. 



„Na rauszu”, reż. Thomas Vinterberg

Jeżeli lubicie kino europejskie, a do tego Madsa Mikkelsena, to koniecznie idźcie do kina na film Na rauszu, który reżyser Thomas Vinterberg nazywa pochwałą życia, a nie picia. Opowiada on bowiem historię grupy przyjaciół, nauczycieli szkoły średniej, którzy zainspirowani teorią, że skromna dawka procentów pozwala otworzyć się na świat i lepiej w nim funkcjonować, postanawiają przetestować ją na sobie. Nie przewidują jednak skutków, jaki mogą pociągnąć za sobą alkoholowe ekscesy w ciągu dnia, w tym również w pracy. Produkcję, nagrodzoną Oscarem w kategorii najlepszy film międzynarodowy, ogląda się jednym tchem. Ale uwaga, po seansie możecie mieć kaca. 


„Ojciec”, reż. Florian Zeller

Ojciec Floriana Zellera to przejmujący obraz o przemijaniu i miłości. Anna – w tej roli Olivia Colman – opiekuje się swoim 80-letnim ojcem Anthonym – granym również przez Anthony’ego, bo Hopkinsa – który wykazuje ewidentne oznaki postępującej demencji. Z czasem ich komunikacja staje się coraz bardziej utrudniona, gdyż zdezorientowany Anthony zaczyna wątpić we własny umysł, a twarz bliskich stają się dla niego zupełnie obce. Anna zdaje sobie sprawę, że choć jej ojciec ciągle żyje, z dnia na dzień coraz bardziej go traci. To nie będzie łatwy seans, ale na pewno wartościowy. I warto dodać, że Anthony Hopkins zdobył za tę rolę Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego. 


„Sound of Metal”, reż. Darius Marder

Kolejnym pewniakiem niezapomnianych momentów przed wielkim ekranem jest Sound of Metal, który od jakiegoś czasu można było także oglądać online. Ale nawet ci, którzy to zrobili, prawdopodobnie przejdą się na obraz Dariusa Mardera raz jeszcze. Ruben, grany przez Riza Ahmeda, z dnia na dzień traci słuch. Przytłacza go to z podwójną siłą, gdyż utrzymuje się z muzyki, a konkretnie  z gry na perkusji. Gdy wali się jego świat, trafia do ośrodka prowadzonego przez Joe (Paul Raci), który na co dzień pracuje z osobami niesłyszącymi, uświadamiając ich, że to nie tylko oni mają dostosowywać się do otaczającej ich rzeczywistości, ale i ona do nich. Darius Marder dołożył wszelkich starań, by podczas seansu choć trochę spróbować utożsamić się z głównym bohaterem. I być może wyjść z kina z nieco większą dozą zrozumienia dla osób, które na co dzień posługują się nie wypowiadanymi słowami, a gestami.  


„Co w duszy gra”, reż. Pete Docter, Kemp Powers

Jeżeli kochacie animacje, to nie możecie przegapić tej najnowszej od Disney/Pixar, czyli Co w duszy gra. Joe Gardner nauczyciel muzyki, którego największą pasją jest jazz, otrzymuje życiową szansę: będzie mógł grać w najlepszym klubie jazzowym w mieście. Dosłownie jedno małe potknięcie sprawia, że przenosi się z ulic Nowego Jorku do Przedświatów – fantastycznego miejsca, w którym nowe dusze, zanim udadzą się na Ziemię, zdobywają swoje osobowości. Zdeterminowany by powrócić do swojego ziemskiego życia, Joe łączy siły z duszą 22, której zupełnie obce są uroki ludzkiej egzystencji. Kiedy Joe usilnie próbuje pokazać 22, dlaczego ludzkie życie jest wspaniałe, sam ma szansę znaleźć odpowiedzi na niektóre spośród najważniejszych życiowych pytań.

Zobacz także:


„Ludzki głos”, reż. Pedro Almodóvar 

I last but not least – Ludzki głos, czyli nowość od Pedro Almodóvara nakręcona w czasie pandemii i insprowana sztuką Jeana Cocteau. A w roli głównej niesamowita Tilda Swinton. To jej pierwsza współpraca z hiszpańskim reżyserem. Czy owocna? Warto się przekonać!  Bohaterka grana przez Swinton – zakochana, poniżona, i zdesperowana kobieta – prowadzi swoją ostatnią telefoniczną rozmowę z mężczyzną, który od niej odszedł. W mieszkaniu w towarzystwie spakowanych walizek kochanka i jego osieroconego psa, miotając się od wściekłości do smutku, trawi miłosną katastrofę. Sięga po pigułki, chwyta za siekierę, rozlewa benzynę: chciałaby zabić siebie, chciałaby zniszczyć jego, chce zagrać rolę życia w dramacie zwanym rozstaniem. Zmienia kostiumy i maski, przymierza konwencje, błaga, krzyczy i szepcze: sprawdza, czy ta historia powinna skończyć się tragedią czy może jednak... happy endem?