2023 rok był dla mnie przełomowy pod wieloma urodowymi względami. Przez ostatnie 12 miesięcy w każdej kategorii zaszły zmiany. Dotyczy to pielęgnacji twarzy, ciała i włosów, a także makijażu. W przypadku tego ostatniego były największe, bo od lat właściwie był on u mnie nieobecny. Pomimo że wciąż jestem redaktorką urody, która stawia na make-up no make-up, to pozwalam sobie też na małe szaleństwa, dzięki którym nigdy nie jest nudno. Niezmiennie wyznaję zasadę, że makijaż to tylko jedna z opcji, a nie konieczność. Z tego powodu jeżeli już powstaje, to zawsze na moich zasadach. Zdarza się, że robię pełny make-up. Innym razem natomiast podkreślam tylko oczy, usta lub policzki. Mając dobre kosmetyki wystarcza mi nawet tylko jeden, który jest dodatkiem do tych pielęgnacyjnych. Wybrałam 9 najlepszych, dzięki którym w ogóle się maluję i robię to znacznie częściej niż w poprzednich latach. To po prostu najlepsze kosmetyki do makijażu, które trafiły do mojej kosmetyczki w 2023 roku.

Balsam koloryzujący do powiek i policzków Oio Lab Melting Blush

Wiele zmian w moim podejściu do zagadnień beauty wprowadzam metodą małych kroków. W ten sposób nie zniechęcam się i nie czuję jakbym była kimś innym, bo takie mam wrażenie, kiedy po wielu dniach bez make-upu nagle robię mocny makijaż. Z tego powodu balsam koloryzujący do powiek i policzków Oio Lab Melting Blush stał się moim ulubieńcem od pierwszego użycia. Pozwolił mi na bladej skórze namalować rumieniec w zaledwie 5 sekund. Jego kremowa konsystencja pod wpływem ciepła dłoni dosłownie rozpływa się na policzkach i pięknie stapia ze skórą. Dzięki temu efekt jest niezwykle naturalny, co bardzo lubię. To jedna z tych formuł, która sprawdza się u mnie nawet w dni, które z założenia miały być całkiem bez makijażu.

 

 

Fot. archwium prywatne

Rozświetlacz Charlotte Tilbury Glowgasm Beauty Light Wand

W 2023 roku napisałam, że znalazłam najpiękniejszy rozświetlacz pod słońcem i podtrzymuję tę opinię. Pocałunek słońca, rozświetlająca różdżka czy hollywoodzki blask w tubce – tak pisałam o kosmetyku Charlotte Tilbury Glowgasm Beauty Light Wand w mojej recenzji. Podkreśliłam wtedy też, że często dostaję pytania o ten rozświetlacz i nic się w tym temacie nie zmieniło. Efekt inspirowany hollywoodzkimi trikami z czerwonego dywanu i filtrami z mediów społecznościowych sprawia, że cera nabiera blasku jak w świetle reflektorów. Odcień Spotlight, a więc beżowy kosmetyk z lekkimi drobinkami złota, pięknie rozświetla moją bladą cerę. Cenię go też za łatwą aplikację, w której pomaga aplikator z gąbką.

 

Zobacz także:

 

Fot. archwium prywatne

Korektor Yves Saint Laurent Touche Eclat

Korektor to zupełna nowość w mojej kosmetyczce. To nie jest tak, że nigdy wcześniej nie nakładałam żadnego pod oczy, ale nie miałam go na stałe. Jestem raczej makijażową minimalistką i bardziej ograniczam ilość kosmetyków, niż dodaję kolejne formuły. Z uwagi na to, że nie jestem osobą, która często się wysypia, narzekam na sińce pod oczami. Wiadomo, że kosmetyk nie zastąpi dobrego snu, ale czasami może pomóc w udawaniu, że taki właśnie mam za sobą. Kiedy nałożyłam go pierwszy raz, to pomyślałam, że wyglądam jakbym się wyspała. Ta myśl towarzyszyła mi także przy kolejnych aplikacjach. Taką moc ma korektor Yves Saint Laurent Touche Eclat. Już w opisie kosmetyku można zaleźć informację, że aplikacja z jednego tylko kliknięcia sprawia, że skóra wygląda jak po 8 godzinach odżywczego snu. Mi pozostaje tylko potwierdzić, że to wszystko prawda.

 

 

Fot. archwium prywatne

Brokat do twarzy Ministerstwo Dobrego Mydła

Brokat do twarzy Ministerstwo Dobrego Mydła to jedno z największych zaskoczeń 2023 roku. Podeszłam do niego zupełnie bez przekonania. Do testów popchnął mnie w końcu zawodowy profesjonalizm, bo skoro słyszałam i czytałam o nim na każdym kroku, to chciałam sprawdzić, czy faktycznie podzielę te zachwyty. Już po pierwszym użyciu przepadłam i opowiadałam o nim wszystkim wokół. Okazało się, że wcale nie potrzebuję szczególnej okazji, żeby zrobić sobie brokatowe piegi. Zgodnie ze wskazówkami przyklejam je na balsam do ust Miód Ministerstwo Dobrego Mydła. Świetnie się trzymają. Po wielu godzinach brakuje może kilku srebrnych piegów (właśnie ten kolor wybrałam).

 

 

Fot. archwium prywatne

Podkład Charlotte Tilbury Airbrush Flawless Foundation

Kryjący podkład i makijaż make-up no make-up nie muszą się wykluczać. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Wcześniej byłam w tym temacie bardzo ostrożna. Nie chciałam bowiem efektu maski. Lubię naturalne wykończenie i makijaż, który stapia się ze skórą, a nie ją przykrywa. Okazało się, że mogę mieć jedno i drugie bez żadnych kompromisów. Wystarczył podkład Charlotte Tilbury Airbrush Flawless Foundation. To właśnie on pozwala mi osiągnąć efekt drugiej skóry, na którym mi zależało. Z tego powodu znalazł się na liście moich kosmetycznych odkryć 2023. W moim przypadku, a więc posiadaczki bardzo jasnej karnacji, sprawdza się odcień 2 Cool, ale gama kolorów jest tak duża, że każdy znajdzie taki, który w jego przypadku zachowa się jak kameleon.

 

 

Fot. archwium prywatne

Puder Lancôme Long Time No Shine Setting Powder

Jednym z największych zaskoczeń 2023 roku był dla mnie sypki puder Lancôme Long Time No Shine Setting Powder. Moja skóra jest sucha, więc nie szukam matujących formuł. Poza tym po prostu lubię błysk, więc raczej idę w kierunku kosmetyków, które nadają blask cerze. Latem jednak doceniłam także puder, który aplikowałam tylko w strefie T. Nos i czoło to bowiem jedyne miejsca na mojej twarzy, którym może być potrzebne takie wsparcie. Pomimo że jestem posiadaczką bardzo jasnej karnacji, to jednak miałam wrażenie, że ten kosmetyk jest zbyt jasny. Okazało się jednak, że transparentna formuła pięknie stapia się z podkładem i moje obawy były bezzasadne. W 2023 roku polubiłam się zatem także z pudrem.

 

 

Fot. archwium prywatne

Rozświetlacz Benefit Cosmetics Tickle

W 2023 roku poznałam wiele kosmetyków marki Benefit Cosmetics. Moim numerem jeden spośród wszystkich przetestowanych formuł został różowo-złoty rozświetlacz, który daje glow w wersji mermaidcore. Mowa o kosmetyku Benefit Cosmetics Tickle. Uwielbiam błysk na policzkach, więc tego typu odkrycia cenię sobie najbardziej. W tym przypadku mocno napigmentowana formuła pozwala mi błyskawicznie wykonać makijaż. Plusem jest też to, że można budować efekt. Ja w tym przypadku lubię ten bardzo wyrazisty. W dodatku korzystam z niego nie tylko zgodnie z przeznaczeniem. Zdarzyło mi się użyć go także w roli cienia do powiek. W tej wersji także prezentuje się pięknie. Tego typu eksperymenty opłaciły mi się już kilka razy.

 

 

Fot. archwium prywatne

Niebieski tusz do rzęs Yves Saint Laurent Lash Clash Extreme Volume

Tusz do rzęs nie był nigdy moim ulubionym kosmetykiem do makijażu. Często całkowicie go pomijałam. Okazało się jednak, że wystarczyła drobna zmiana, żebym zmieniła swoje podejście. Po prostu nie jestem fanką czarnej maskary. Najpierw zrobił na mnie wrażenie brązowy tusz. Potem przyszła kolej na jeszcze większą rewolucję. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę malować rzęsy niebieską maskarą. Okazało się jednak, że Yves Saint Laurent Lash Clash Extreme Volume w tym kolorze to coś dla mnie. W tym przypadku zapominam o moim zamiłowaniu do make-up no make-up. Zdarza się, że maluję rzęsy nawet w dni bez makijażu. Wtedy niebieska maskara to jedyny dodatek do formuł pielęgnacyjnych.

 

 

Fot. archwium prywatne

Ołówek do brwi Lancôme Brow Define Pencil

Podobają mi się ładnie podkreślone brwi. Lubię ich naturalny kształt i w żaden sposób ich nie reguluję. Problemem było dla mnie tylko podkreślenie ich kredką. Okazało się jednak, że istnieje ołówek dla amatorek i jest nim Lancôme Brow Define Pencil. W wyborze zdałam się na doświadczenie profesjonalnej makijażystki i jestem jej bardzo wdzięczna za pomoc. Teraz bowiem bez większej wprawy jestem w stanie w kilka chwil pomalować brwi. Używam w tym celu koloru 12 – Dark Brown. Dobrym uzupełnieniem jest też dołączona szczoteczka, którą poprawiam ułożenie włosków. Dzięki temu mam dokładnie to, czego potrzebuję. Dodatkowo efekt zawsze mogę utrwalić żelem do brwi np. Benefit Cosmetics.

 

 

Fot. archwium prywatne