Jakiś czas temu usłyszałam, że teraz modnie być feministką. Zaśmiałam się. Bo choć feminizm stał się bardziej medialny, to jednak zbyt wiele osób nie podchwyciło „mody” i nie uznało się za feministki i feministów. Ewentualnie padało i pada: jestem feministką, ALE... Wciąż mamy w głowach mnóstwo stereotypów na temat feminizmu i feministek. Feministki mają dla nas określony wygląd, zachowania. Tymczasem, jak wszędzie, tak i w feministycznej rzeczywistości różnimy się od siebie pod wieloma względami. To z jednej strony. Z drugiej zaś, w mojej bańce – wielkomiejskiej głównie, ale nie tylko, raczej takiej, gdzie są dziewczyny i chłopaki z różnych stron kraju i świata, wrażliwi ludzie, którzy dostrzegają niesprawiedliwość, którzy są otwarci na różnorodność, zarówno bardzo młodzi, jak i mocno dojrzali – są osoby, które bez wahania nazywają się feministkami i feministami. Może nie jest ich niesamowicie dużo, ale są. I bez wątpienia za ich feministycznymi poglądami stoją wartości, w które naprawdę wierzą. I to nie jest żadna moda, a życiowa, ugruntowana postawa.

Dlatego też osobiście, kiedy się przedstawiam, zaczynam od tego, że jestem feministką. Dopiero potem wymieniam, że jestem również dziennikarką, pisarką i tak dalej. Feminizm leży u podstaw moich poglądów, wyznacza mi kierunki, stanowi o istocie wyznawanych przeze mnie wartości. Oczywiście można rozumieć feminizm na różne sposoby, są jego odłamy, fale. Jednak wydaje mi się, że można ukuć taką uniwersalną definicję feminizmu.

Dla mnie feminizm to dążenie do ideału społecznej równości ponad podziałami, ponad płciami. W feminizmie ważny jest szacunek do drugiego człowieka i to, że powinniśmy mieć takie same prawa, że nie powinny się one różnić w zależności od naszej płci, orientacji, zamożności, kolory skóry, wyznania, sprawności... 

Czym jest feminizm? Czyli kiedy mogę powiedzieć „jestem feministką”

Wydaje mi się jednak, że można powiedzieć obecnie o czymś na kształt feministycznego przebudzenia. Coraz więcej dziewczyn zachowuje się feministycznie, nawet jeśli same by się feministkami nie nazwały. W sumie może nie ma o co kruszyć kopii – to przecież tylko kolejna etykietka w naszym świecie, który usilnie chcemy dzielić i szufladkować. Jednak ja od kilku lat nazywam siebie feministką z szacunku i wdzięczności dla tych wszystkich kobiet, które ogromnie dużo dobrego wywalczyły i dla nas, i dla mężczyzn, nieco naruszając patriarchalne struktury (bo te nikomu nie służą, one narzucają określone sztywne role i zachowania zarówno kobietom, jak i mężczyznom). Nasze przodkinie zapewniły nam prawo do pracy i nauki, do brania udziału w wyborach, prawa reprodukcyjne. Mimo wszystko wydaje się, że wciąż jest o co walczyć, wciąż żyjemy w patriarchalnym społeczeństwie, w którym dużo jest niesprawiedliwości, nierówności.

Wspomniany już Strajk Kobiet w naszym kraju i zaostrzenie antyaborcyjnego prawa pokazało, że żadne przywileje, żadne prawa nie są nam raz na zawsze dane. Że stare struktury, konserwatywne myślenie, opieranie się na rządzeniu kobietami, decydowaniu za nie, przekonaniu, że wie się, co dla nich teoretycznie lepsze, wciąż ma się dobrze w świecie, a zwłaszcza w naszym kraju. To wszystko pokazało, że tym bardziej potrzebujemy feminizmu. Potrzebujemy w dodatku feminizmu intersekcjonalnego – w największym skrócie takiego, który bierze pod uwagę rasę, klasę czy wiek, czyli różne dodatkowe czynniki, które mogą być podstawą wykluczenia, dyskryminacji. Bo feminizm ma być włączający a nie wykluczający. Feminizm ma łączyć a nie dzielić. Niestety niektóre "feministki" np. chcą wykluczać osoby transpłciowe (to transfobiczne terfki) czy pracujące seksualnie (to swerfki). Trudno je więc nazywać feministkami.


Przyznam też, że jako młoda dziewczyna naście lat temu mająca mgliste pojęcie o feminizmie – bo kto by uczył w szkole o jednym z najważniejszych ruchów społeczno-politycznych XX wieku? – czułam, że nie mogę nazywać się feministką. Feministkami były dla mnie panie pojawiające się w TVN24, np. akademiczki, które zajmowały się feministyczną teorią, czy działaczki, które organizowały Manify. Więc ja nie tyle bałam się stereotypów związanych z postacią feministki, tego, że ktoś mnie weźmie za „babę z brodą” (jakby w tym było coś złego poza tym), która nienawidzi mężczyzn, tylko czułam, że same poglądy to za mało. Tymczasem przecież od tego się zaczyna, to wskazuje kierunek naszych codziennych działań, feministycznej pracy u podstaw – szalenie ważnej. Bo możemy się nie etykietować jako feministki, ale kiedy np. reagujemy na seksistowskie dowcipy czy zaczepki kolegów z pracy, to działamy feministycznie, na rzecz kobiet, na rzecz równego traktowania, na przerwanie spirali przemocy, umacniania się kultury gwałtu.

Ostatecznie uważam, że każda i każdy z nas niech określa się jak chce, jednak mówiąc o sobie, że jestem feministką, mogę zaprzeczyć stereotypom, pokazać, że feministki są bardzo różnymi osobami, zarówno jeśli chodzi o wygląd, zachowanie, jak i poglądy. Współczesny feminizm jest wewnętrznie bardzo zróżnicowany i to jest OK, to właśnie popycha ten ruch do przodu, jak i pozwala znaleźć w tym wszystkim miejsce dla siebie. Ale wydaje mi się, choć czasami to umyka, że podstawą feminizmu w ogóle jest dążenie do równości i sprawiedliwości i to dla wszystkich, choć zaczęło się od walki o prawa kobiet. A na pewno feminizm nie jest o zabieraniu jednym i dawaniu drugim, a o próbie stworzenia świata, gdzie wszystkim żyłoby się dobrze. Feminizm można więc ogólnie uznać za dążenie do równości, walkę z dyskryminacją ze względu na płeć, narodowość, wyznanie, orientację, status ekonomiczny, jak również pomaganie tym, którzy nie mają warunków, aby upomnieć się o siebie. Feminizm jest też życiem na własnych zasadach, tak jak tylko chcemy, dopóki nie krzywdzimy naszym postępowaniem innych. Feminizm uwrażliwia na wszelkie nierówności i uczy szacunku do innych, nieoceniania cudzych wyborów.

Kobiety do polityki! Oto 10 posłanek Sejmu nowej kadencji, którym kibicujemy
 

Kim jest feministka? Kto to taki?

Gloria Steinem powiedziała kiedyś, że feministka wierzy w całkowitą społeczną, ekonomiczną i polityczną równość kobiet i mężczyzn. Myślę, że wiele z czytających te słowa też w to wierzy, wręcz wydaje im się to oczywiste. Jednak przez setki lat tak nie było, w patriarchalnym systemie kobiety były uznawane za gorsze, odmawiano im wielu praw, w tym decydowania o sobie. Mężczyźni byli panami i władcami. O nich też uczymy się głównie na historii, bo to oni mogli działać na większą skalę, jak i oni historię pisali. Jednak, jak dowiadujemy się z obecnie popularnej herstorii, kobiety też mają masę zasług, one też wpłynęły na kształt obecnego świata i jeśli im się tylko pozwoli, to okazuje się, że mogą wiele, podobnie jak mężczyźni. A co do słów Steinem, to autorki książki Feminizm jest sexy, Jennifer Keishin Armstrong i Heather Wood, dodają, że super jest nie tylko wierzyć we wspomnianą równość, lecz także działać na jej rzecz. Wydaje mi się, że wiele osób unikających etykietki „feministki” też to robi na co dzień lub przynajmniej od święta, a więc działa w feministycznym duchu. A jakie to mogą być konkretnie działania?

Feminizm i równościowe wychowanie

Chimamanda Ngozi Adichie w swoim słynnym eseju We Should All Be Feminists pisze o tym, jak bardzo nie zauważamy niesprawiedliwości, bo tak jesteśmy do niej przyzwyczajeni, wydaje nam się ona czymś naturalnym. Dziś jednak coraz więcej rodziców zdaje sobie sprawę, że nie ma co ograniczać dzieci stereotypami płciowymi, choć wiele szkolnych podręczników nadal na nich niestety bazuje. Jednak równościowe wychowanie jest szansą na wielką społeczną zmianę. O tym właśnie pisze Adichie, twierdząc, że podstawą jest wychowywanie dziewczynek i chłopców tak samo, pokazywanie, że dziewczynki nie są gorsze od chłopców, że nie ma czegoś, co nie wypada chłopcu czy dziewczynce. Chłopcy mogą okazywać emocje, a dziewczynki wspinać się na drzewa. Przykłady zresztą można mnożyć. W każdym razie tak wychowane dzieciaki będą widziały od razu, że coś jest nie tak, kiedy np. kobieta dostaje niższą pensję na tym samym stanowisku co mężczyzna. Więc jeśli wychowujesz dzieciaki w równościowym duchu, to postępujesz jak feministka lub feminista! Również jeśli unikasz dzielenia świata na to, co „kobiece”, i „męskie”.

Zobacz także:

Feminizm znaczy wybór

W feminizmie chodzi też o to, żeby postępować zgodnie ze swoimi indywidualnymi predyspozycjami, a nie ze społecznie uznanymi normami płciowymi. Weźmy za przykład gotowanie – to nie jest czynność kobieca lub męska, choć przez setki lat uznawano, że miejsce kobiety jest w kuchni. To czynność, którą wykonujemy, jeśli chcemy. Możesz być feministką zarówno nie gotując, jak i gotując. Jesteś feministką, kiedy zdajesz sobie sprawę, że wybór należy do ciebie. Kiedy walczysz w związku o sprawiedliwy podział domowych obowiązków, opiekę nad dziećmi itp. Feministki o to właśnie zabiegają – o wybór – podważając utarte krzywdzące schematy, które z góry coś narzucają. Wyborem jest także golenie lub nie nóg czy robienie makijażu. Feministyczna krytyka wskazuje, jak mit urody (koncepcja ukuta przez feministkę Naomi Wolf) wiąże się z przemysłem kosmetycznym oraz kanonami piękna, presją, by kobiety wyglądały według jednego wzorca. Co nie znaczy, że feministki się nie malują czy nie golą nóg. Część z nich to robi, ale nie bezrefleksyjnie, bo tak wypada kobiecie, ale dlatego, że tak im się podoba. Choć mają oczywiście świadomość mechanizmów kulturowych dotyczących wyglądu. Samodzielne wybory są feministyczne. Podobnie jak tworzenie takich warunków, gdzie nie ma przymusu, a można się wsłuchać w siebie i w swoje potrzeby, by żyć na własnych zasadach.

Feminizm to także nieocenianie

Postępujemy feministycznie także wtedy, kiedy unikamy oceniania cudzych zachowań. Choć jesteśmy wychowane i wychowani w duchu oceniania się wzajemnie, pilnowania i dyscyplinowania, to warto unikać tego, gryźć się w język, zanim z naszych ust wypłynie krytyczny komentarz. To, że my żyjemy tak a nie inaczej, nie oznacza, że wszyscy inni powinni postępować podobnie. Różnimy się od siebie i mamy odmienne potrzeby. W dodatku przecież wiemy, jak nieprzyjemne są cudze oceny, wtrącanie się w nasze sprawy przez innych. Tymczasem zwłaszcza kwestie takie jak macierzyństwo czy seksualność kobiet są tymi, które podlegają surowym ocenom w naszym społeczeństwie, co tylko pokazuje, że feminizm wciąż jest szalenie potrzebny, bo wiele jest jeszcze do przepracowania. Pamiętaj, że może ty nie zdecydowałabyś się na przerwanie ciąży, ale nie powinnaś odbierać prawa do tego innym kobietom ani oceniać ich wyborów i motywów, bo nie jesteś na ich miejscu. W feminizmie to jest właśnie ważne, że możemy mieć różne doświadczenia, odmienny stosunek do danych kwestii, ale nie uważamy, że nasze zdanie jest bardziej słuszne, że tylko my mamy rację. Zamiast tego dajemy siostrzeńskie wsparcie ponad różnicami, jesteśmy obok bez oceniania.

W tym miejscu trzeba też wspomnieć o slutshamingu, czyli w wielkim skrócie dzieleniu kobiet na święte i dziwki. Mężczyźni robią to od setek lat – nie róbmy tego sobie same!

Feminizm i sekspozytywność

Kwestia seksualności jest również istotna w feminizmie. Mamy prawo nie być ocenianymi za nasze seksualne wybory i cieszyć się naszą seksualnością na równi z mężczyznami. Nie jesteśmy seksualnymi obiektami a równymi partnerkami. Feministycznie jest więc, kiedy dbamy o własną przyjemność w sypialni, mówimy partnerowi czy partnerce, co lubimy, jak i pytamy o to, co on lub ona preferuje, dbamy, by seks był bezpieczniejszy i konsensualny, przebiegał w wyznaczonych granicach, jak i dostrzegamy wyzwalający potencjał kobiecej masturbacji.
 

Feminizm to reagowanie na niesprawiedliwość i krzywdę oraz wspieranie

Wiele osób wraz ze wzrostem feministycznej świadomości zauważa krzywdzące nierówności i na nie reaguje. Świetnym przykładem działania w feministycznym, siostrzeńskim duchu na wielką skalę był Czarny Protest w 2016 roku, kiedy to ponad podziałami kobiety skrzyknęły się, by się przeciwstawić się próbom zaostrzenia kompromisu aborcyjnego czy Strajk Kobiet z jesieni 2020. Ale nie trzeba tak wielkich i masowych czynów. Na co dzień można wspierać swoje koleżanki np. w pracy, kiedy padają ofiarą molestowania, gorszego traktowania, nie dopuszcza się ich dogłosu. Zauważanie w każdej sytuacji nierównego traktowania kobiet czy mniejszości, krzywdzącego postępowania i aktywny sprzeciw w miarę możliwości to feministyczne postępowanie. Podobnie jak wierzenie ofiarom przemocy i wspieranie ich czy pomagających im organizacji.

Feministka edukuje siebie i innych

Za feminizmem kryje się także uzupełnianie swojej wiedzy poprzez sięganie po publikacje dotyczące praw kobiet czy pomijanej dotąd herstorii. Ale nie tylko. To także pogłębianie wiedzy w ogóle o prawach człowieka, postawa, że nie wiemy wszystkiego najlepiej, że osoby z konkretnym doświadczeniem wiedzą najlepiej, czego im trzeba, jak im się żyje. I że nie jest ich obowiązkiem dzielenie się tą wiedzą. Feministycznym działaniem wydaje mi się przekazywanie wiedzy dalej, zwłaszcza tej o kobietach (jak i innych marginalizowanych grupach), podkreślanie, jak wiele osiągnęły kobiety w różnych dziedzinach. Również dopominanie się, by uwzględniano je w publikacjach czy zapraszano do dyskusji, to walka nie tylko o kobiecą perspektywę, lecz pełną perspektywę. W ogóle świetnie gdyby w naszych programach edukacji pojawiło się więcej kobiet, programy równościowe i antydyskryminacyjne. I oczywiście rzetelna, obiektywna wiedza o ludzkiej seksualności. 

5 książek o ciele, seksie i feminizmie, które warto przeczytać
 

Co to znaczy być feministką? Czy używanie feminatywów o tym świadczy?

Męski nie znaczy uniwersalny, choć może się tak wydawać, kiedy nasz język jest zdominowany przez ten rodzaj. Opisując męskoosobowym językiem świat, sprawiamy, że kobiety są niewidoczne. Walka o feminatywy, czyli żeńskie końcówki to działanie na rzecz równości językowej, jak i sprawiedliwy opis świata, który nie składa się przecież tylko z mężczyzn.

Feminizm można postrzegać jako prawo do wolności – do wyboru, jak się sama określam, jak definiuję swoją postawę. Decyzja o nienazywaniu się feministką też może być poniekąd feministyczna. Mam jednak nadzieję, że po lekturze tego tekstu będziecie mimo wszystko mniej bały się słów i ocenicie swoje czyny jako feministyczne. Liczę też, że docenicie dokonania feminizmu i będziecie z nich aktywnie czerpać, pamiętając, że w skali indywidualnej można zmieniać świat, walcząc o sprawiedliwe traktowanie siebie i ludzi w swoim otoczeniu. Feminizm to nie abstrakcja, to nie tylko akademicki dyskurs, a użyteczne narzędzie pomocne na co dzień, które daje siłę. Czas go wspólnie odczarować, obedrzeć ze stereotypów i odpowiedzieć sobie na pytanie „czy jestem feministką?”.