Jak zmieni się świat mody po pandemii koronawirusa?
O tym, że branża mody wymaga zmian mówiło się od dłuższego czasu. Czasu brakowało jednak, by wcielić je w życie. Wciąż goniliśmy. Z pokazu na pokaz, z eventu na event, z wywiadu na wywiad… Lista zadań do zrobienia wydawała się nie mieć końca. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, pojawił się on – koronawirus – i wywrócił nasze życie do góry nogami. Pandemia zatrzymała nas w domach, uniemożliwiła zakupy w galeriach handlowych, przenosząc nas do internetu (który, jak się okazało, dotychczas zapewniał markom jedynie 10% przychodów), w konsekwencji przyczyniła się też niestety do fali zwolnień na ogromną skalę... Odwołane zostały tygodnie mody. Branża, choć dotychczas jedynie mówiła o wiszącym w powietrzu kryzysie, stanęła przed nim szybciej niż się spodziewała. Nie ma wyjścia – teraz już musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej?
Co Polacy wiedzą o ekologii, co mają w szafach i jak kupują. Wyniki najnowszego raportu >>>
Czy po pandemii koronawirusa moda stanie się bardziej zrównoważona?
Już przed pandemią mówiło się, że branża mody musi zwolnić – dla dobra planety. Konsekwentnie zapracowała sobie bowiem na niechlubną, drugą pozycję wśród przemysłów, które najbardziej zanieczyszczają środowisko (zaraz po petrochemii). Dane są zatrważające. Do wyprodukowania jednego bawełnianego T-shirtu potrzeba 2700 litrów wody. Przy okazji do gleby trafia też masa chemikaliów – od nawozów sztucznych i środków ochrony roślin stosowanych na uprawach bawełny, po wybielacze i barwniki do tkanin. Poliester nie jest alternatywą – w końcu to pochodna ropy naftowej – plastik, który nie dość, że nie jest obojętny dla naszej skóry, to jeszcze po wyrzuceniu na śmietnik nie rozkłada się, niejednokrotnie lądując później w oceanach. Nadprodukcja i związana z nim ilość śmieci to zresztą kolejny problem. Do tego dochodzi kwestia praw człowieka – większość ubrań produkowanych jest teraz w krajach Globalnego Południa. Szwaczki pracują za głodowe stawki (dziennie zarabiają równowartość ok. 3 dolarów), na ogół w warunkach tak skandalicznych, że wolimy o tym nie wiedzieć. I tak to się kręci. Do momentu, kiedy nie stanie się tragedia. Taka jak zawalenie się fabryki Rana Plaza w Bangladeszu, do którego doszło dokładnie 7 lat temu – 24 kwietnia 2013 roku. Jednak choć śmierć poniosło wówczas 1138 osób, życie z czasem „wróciło do normy”. No, może z jednym wyjątkiem – w Wielkiej Brytanii narodził się wówczas ruch Fashion Revolution, który szybko stał się międzynarodowy. Jego celem jest zwrócenie uwagi na warunki pracy osób w przemyśle odzieżowym i wywieranie nacisku na marki, by stały się bardziej odpowiedzialne i postępowały etycznie. Właśnie kończy się Fashion Revolution Week, jedna z najgłośniejszych inicjatyw ruchu, która nakłania, by zadać sobie – i producentom ubrań – pytanie #Whomademyclothes, pokazując tym samym, że ma to dla nas znaczenie. Nas skłoniło to do rozważań nad przyszłością mody właśnie w tym kontekście. Czy po pandemii koronawirusa moda stanie się bardziej zrównoważona – respektująca prawa człowieka i prawa natury? Postanowiłam zapytać o to znane aktywistki i przedstawicielki branży: Annę Piętę, Olę Bąkowską, Harel i Sylwię Antoszkiewicz. Głos w tej sprawie zabrała także ostatnio papieżyca mody, Anna Wintour.
Czy po pandemii koronawirusa świat mody stanie się lepszy?
„Nie chcę powrotu do normalności, jeśli normalność ma oznaczać obozy pracy i minimalne płace, nierówności społeczne, rasizm, postkolonializm czy shaming wobec kobiet” – zdecydowanie mówi Anna Pięta, która organizację jednych z najpopularniejszych targów mody – HUSH Warsaw – porzuciła na rzecz ekoaktywizmu w branży fashion (i nie tylko). „Pora zadać sobie pytanie: Czym jest normalność, do której chcemy wrócić. I czy warto do niej wracać, skoro wiąże się z eksploatacją ludzi i przyrody?” – dodaje.
Robisz zakupy online? Zanim zwrócisz ubrania, zastanów się dwa razy! >>>
Takiej „normalności” nie chce też Sylwia Antoszkiewicz, do niedawna stylistka i projektantka, właścicielka odzieżowej marki LOUS, która zwolnić postanowiła jeszcze przed pandemią.
„Dwa lata temu poczułam, że nie chcę dokładać planecie. Dotarło do mnie, że rozdmuchany kapitalizm jest bardzo niebezpieczny – zarówno dla środowiska, jak i dla gospodarki – nie widać sufitu… Jako projektantka i osobista stylistka bezpośrednio przyczyniałam się do nadmiernej konsumpcji – nie tylko sama kupowałam zbyt dużo, ale też zbyt dużo ubrań kupowano ze względu na współpracę ze mną. Przestało mi się to podobać, wyhamowałam” – opowiada. „Od tego czasu wiele się w moim życiu zmieniło i znów mam poczucie, że to co robię ma sens. Moja marka – LOUS Warsaw – nie wypuszcza już nowych kolekcji – ostatnie sztuki z poprzednich kolekcji właśnie powoli wyprzedajemy. Przestawiłyśmy się na produkcję wyłącznie sprawdzonych, ponadczasowych modeli i robimy to w niewielkich ilościach. Bez sesji zdjęciowych, bez promocji. Zasada less is more jest zresztą częścią naszego DNA” – dodaje. Sylwia zmieniła także podejście do szaf swoich klientek. „Stałam się coachem stylu – kimś, kto uczy ludzi zarządzania zasobami własnej szafy i świadomego jej uzupełniania w zgodzie z osobowością. Doradzam, jak w oparciu o dobrze skonstruowaną garderobę budować pewność siebie i poczucie własnej wartości” – mówi. Sylwia wpadła także na pomysł, by dać drugie życie ubraniom, które zalegają nienoszone w szafach jej klientek – uruchomiła pop-up @goodbyehellostore – miejsce z rzeczami marek z półki premium – nowych lub założonych raz, często jeszcze z metkami. „Drugi, trzeci, a nawet czwarty obieg wydaje mi się w obecnych czasach nie tylko sensowny, ale i konieczny, myślę że stanie się on z czasem dominującą częścią naszych nawyków zakupowych” – przewiduje Antoszkiewicz. „Mam nadzieję również, że docenimy lokalnych producentów, co samo w sobie jest bardziej eko i nauczymy się oddzielać prawdziwe potrzeby od zachcianek” – podsumowuje.
„Nie mam wątpliwości co do tego, że będziemy kupować bardziej świadomie” – twierdzi Ola Bąkowska, projektantka, autorka bloga o zrównoważonej modzie i aktywistka. „Po pierwsze dlatego, że w sytuacji kryzysu ekonomicznego wywołanego przez COVID-19 konsumenci wydają pieniądze bardziej ostrożnie. Po drugie, w obecnej sytuacji, kiedy docierają do nas informacje, jak rządy, służba zdrowia, firmy czy organizacje pozarządowe starają się przetrwać, jesteśmy bardziej wyczuleni na odpowiedzialność społeczną każdego obywatela, a co za tym idzie także problem odpowiedzialności biznesu przestaje być czymś czysto teoretycznym i oderwanym od rzeczywistości – staje się namacalny” – tłumaczy. Bąkowska jest także przekonana, że wprowadzenie zmian to proces długofalowy. „Żeby sytuacja w modzie mogła się poprawić, firmy muszą najpierw zminimalizować swoje straty i przetrwać. W sektorze produkcji odzieży już zaostrzyła się konkurencja, co niestety odbija się na warunkach życia ludzi, którzy szyją nasze ubrania. Obawiam się, że bez wsparcia instytucji finansowych i rządów, wiele małych i średnich firm zbankrutuje albo zostanie kupiona przez międzynarodowe korporacje. Przejmą one jeszcze większą część rynku, a tym samym jeszcze bardziej będą mogły dyktować warunki w łańcuchach dostaw. Mam jednak nadzieję, że aby utrzymać zaufanie klientów z generacji millenialsów, generacji Z, generacji Greta, będą musiały być transparentne. I to właśnie transparentność stanie się w branży mody nową normalnością – przejrzystość i związana z nią odpowiedzialność” – mówi.
Wtóruje jej Harel, która choć nie wierzy, że znacząco zmienimy swoje nawyki zakupowe, radzi, by zanim coś kupimy, zadać sobie pytanie o pochodzenie danej rzeczy (zgodnie z tym, do czego nakłania Fashion Revolution). „Jeśli wybierać, to te marki, które nie mają problemu z udostępnianiem informacji o swoich praktykach, albo te, które z roku na rok poprawiają wyniki w kwestii społecznej odpowiedzialności biznesu. Branża mody rozrosła się do niewyobrażalnych rozmiarów (wystarczy porównać ilość pokazów, które odbywały się w Paryżu jeszcze w 2001 rok, z tym co dzieje się tam teraz) i teraz mocno odczuwa tego skutki” – mówi.
Anna Wintour: „Moda musi zwolnić”
Do podobnych wniosków doszła ostatnio także sama papieżyca mody, Anna Wintour, która przed kilkoma dniami udzieliła wywiadu Naomi Campbell w ramach programu „No Filter”, który można obejrzeć na You Tube. „Musimy ograniczyć ilość pokazów. Musimy kłaść większy nacisk na zrównoważony rozwój, musimy postawić na luksus i kreatywność. Musimy bardziej docenić artystyczny aspekt mody i samą sztukę projektowania. Musimy zwolnić, a nie nieustannie pytać: co nowego, co dalej” – powiedziała. Czy to oznacza, że musimy... cofnąć się do przeszłości?
Komentarze