Jan Komasa swoimi filmami idealnie wstrzela się w aktualne nastroje społeczne. W 2011 roku jego Sala samobójców była opowieścią o tym, jak łatwo zatracić się w wirtualnym świecie oraz jak dramatyczne konsekwencje może mieć utrata łączności z rzeczywistością, zwłaszcza mając naście lat. W 2019 roku, czyli w czasach, kiedy polski kościół zaczął bardziej kojarzyć się z pedofilią i straszeniem „tęczową zarazą” niż z nauką o miłości do bliźniego i umiejętności przebaczania, światło dzienne ujrzało Boże Ciało. Wówczas wszyscy zapragnęli księdza takiego, w jakiego wcielił się Bartosz Bielenia. Nawet, jeśli tak jak ten filmowy, miały być udawany. Ta historia poruszyła nie tylko polskich widzów, ale i Amerykańską Akademię Filmową, która przyznała produkcji Komasy nominację dla najlepszego filmu międzynarodowego. Choć polska ekipa nie wróciła do kraju ze statuetką, w Hollywood udowodniła, że rodzime kino ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. I to właśnie udowadnia najnowszy film Jana Komasy, ponownie mocno zaangażowany społecznie seuquel Sali samobójców, Hejter.
Hejter pokazuje jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się się nie tylko w sieci, ale i w rzeczywistości, kiedy kieruje nami nienawiść. Bo ta na dobre zadomowiła się w internecie, ale dziś nie boi się również wyjść na ulice. Dowodem na to są wydarzenia, z którymi w Polsce mamy do czynienia w święta narodowe, podczas legalnych marszów organizowanych przez mniejszości, a nawet w kościele. A efektem – wspomniana „tęczowa zaraza”, jawne grożenie śmiercią, aż w końcu tragedie, jak ta, do której doszło podczas 27. finału WOŚP w Gdańsku, kiedy zginął tamtejszy prezydent, Paweł Adamowicz.
Głównym bohaterem Hejtera jest Tomek Giemza, w którego wciela się Maciej Musiałowski. Poznajemy go w momencie, gdy za plagiat zostaje wyrzucony z wydziału prawa, choć nie dowiadujemy się, dlaczego zdecydował się na takie nadużycie. To wydarzenie ewidentnie wpływa na dalsze działania chłopaka, w sieci poruszającego się na tyle płynnie, że aż trudno uwierzyć, że nie był w stanie przeredagować wykorzystanych w swojej pracy zaliczeniowej słów. Tomek próbuje udowodnić sobie, że ten jeden błąd, który kosztował go tak dużo, nie może rzutować na całą jego przyszłość. Dowiadujemy się o nim też tego, że uwielbia udowadniać coś innym. Jest w nim ogromna potrzeba bycia docenianym, chwalonym i kochanym. Nie wiemy dokładnie skąd pochodzi, oprócz tego, że z wiochy zabitej dechami, kim jest jego rodzina oraz jaka jest jego przeszłość. Nie trudno się jednak domyślić, że dalekie od ideału, stąd w Tomku taka łatwość do koloryzowania, oszukiwania i manipulowania.
Jarosław Sosiński
Te zdolności chłopak wykorzystuje na wielu polach. I zawodowo i prywatnie. W nowej pracy, do której przyjmuje go Beata (Agata Kulesza), pod koniec filmu okazująca się być matką Dominika (Jakub Gierszał) z Sali samobójców, zlecająca Tomkowi zniszczenie wizerunku młodej influencerki granej przez Julię Wieniawę. Kiedy zdaje się, że gorzej idzie mu z jego bogatymi znajomymi, czyli Gabi Krasucką (Vanessa Aleksander), dziewczyną, w której zdecydowanie bez wzajemności się podkochuje, a także z jej rodzicami – Zofią (Danuta Stenka) i Robertem (Jacek Koman), bohater grany przez Musiałowskiego po mocnym lewym sierpowym szybko otrząsa się i podnosi z ringu, by pokazać, że to on w tym starciu dyktuje warunki. Kiedy na jego drodze pojawia się kandydujący na prezydenta Warszawy Paweł Rudnicki (Maciej Stuhr), staje się on wyjątkowo słabym w porównaniu z całą resztą ogniwem. I kolejną marionetką w rękach młodego człowieka pnącego się po szczeblach kariery w fabryce hejtu.
To, czego Jan Komasa na pewno nie robi w swoim filmie, to nie tłumaczy umiłowania do hejtu przez głównego bohatera tylko jego przeszłością. I chwała mu za to, bo po pierwsze – to jakieś, ale ostatecznie żadne usprawiedliwienie, a po drugie – hejt nie musi być wywołany żadnymi konkretnymi, nawet bardzo głęboko zakorzenionymi w nas czynnikami. Obowiązuje dziś bowiem powszechne zezwolenie na hejt. Pozwalają na to rządzący, nie wyciągający żadnych wniosków, kiedy na ich oczach ginie jeden z nich. Pozwalają na to social media, choć coraz bardziej (ale czy skuteczniej?) monitorujące swoich użytkowników. Pozwalamy na to my, kiedy jadąc tramwajem nie reagujemy, gdy współpasażer jest obrażany, zastraszany, a nawet bity.
Zobacz także:
Jarosław Sosiński
W filmie Sala samobójców. Hejter Komasa nie mówi o niczym, z czym nie mielibyśmy już do czynienia. I chyba to jest w tym filmie najbardziej przerażające. Kiedy podczas seansu są momenty, kiedy może i dałoby się zaśmiać, szybko łapiemy się na tym, że to, co właśnie zobaczyliśmy i usłyszeliśmy przecież wcale nie jest śmieszne. Reżyser ponownie wykorzystał w swoim obrazie animacje znane już z Sali samobójców, będące synonimem wirtualnego świata, w którym ciągle lubimy się chować oraz wykorzystywać słabości innych. Te animacje, podobnie jak i cały film, są jednak zdecydowanie bardziej dopracowane niż poprzedni film Komasy. Widać, że twórcy mieli do dyspozycji nie tylko znacznie większy budżet, ale również to, że Komasa nie próżnował przez te kilka lat i odrobił lekcję po różnie przyjętych przez krytyków i widownię Sali samobójców i Mieście 44. Między innymi zaprosił do współpracy Mateusza Pacewicza, który odpowiada za scenariusz zarówno Bożego Ciała, jak i Hejtera.
Świetnym krokiem ze strony Komasy było również zaangażowanie do głównej roli Macieja Musiałowskiego (w marcowym numerze GLAMOUR przeczytacie wywiad z aktorem). 26-latek, znany był do tej pory z niszowych filmów, więc szerszej publiczności raczej głównie z serialowych ról – zagrał m.in. w Drugiej szansie, a obecnie można go oglądać w Kodzie genetycznym u boku Adama Woronowicza i Karoliny Gruszki. Musiałowski w roli Tomka jest autentyczny, przekonujący i naturalny. To absolutnie kolejna po Bartoszu Bieleni perełka wyłowiona przez Jana Komasę. Powierzone przez reżysera zadanie Maciej Musiałowski wykonał perfekcyjnie. I nie ma tutaj mowy o żadnym plagiacie. Ocena jest natomiast do bólu szczera i brutalna. Hejterzy ciągle pozostają bezkarni, a my wobec nich bezsilni tak długo, jak sami sobie na to pozwolimy.
Sala samobójców. Hejter w reżyserii Jana Komasy w kinach od 6 marca.