Maciej Poreda i Michał Jurek, którzy tworzą duet Lordofon, odwiedzili redakcję Glamour.pl kilka dni po premierze swojego drugiego albumu pt. „Passé”. Była piękna pogoda, więc usiedliśmy na tarasie, a nasze spotkanie – mam wrażenie – zamieniło się z klasycznego wywiadu na luźną rozmowę w gronie znajomych. To o tyle ciekawe, że nie znaliśmy się wcześniej. Pogadaliśmy m.in. o presji i emocjach towarzyszących pracy nad płytą czy następującej po niej premierze, o potrzebie definiowania siebie w muzyce, a właściwie jej braku, jak również o porównaniach do innych artystów. Chłopaki, którzy prywatnie są bliskimi przyjaciółmi, zdradzili mi także swoje zawodowe plany na przyszłość. 

Lordofon dla Glamour.pl 

Asia Twaróg: Jak czujecie się po premierze albumu? Jakie emocje wam towarzyszą w momencie, w którym „Passé” jest już dostępny?

Maciej Poreda: Ulga i spokój. Stres zniknął. A właściwie został zastąpiony przez stres innego rodzaju.

Jakiego rodzaju to jest stres?

Maciej Poreda: To już nie jest stres związany z tym, czy album spodoba się ludziom czy nie, tylko, co robić, żeby to jak najlepiej popchnąć dalej.

Michał Jurek: Premiera rozpoczyna kolejny etap, jakim jest wciskanie tego materiału komukolwiek się da. Trzeba zastanowić się, jak to robić, a do tego grzać social media, czego nadal się uczymy. Na razie odbiór jest wręcz przytłaczająco pozytywny, natomiast zobaczymy, w jakim kierunku się to rozwinie. 

MP: Rozglądamy się za jakimiś kruczkami, na zasadzie: gdzie jest ukryty podstęp w tym pozytywnym odzewie? No ale chyba nigdzie.  

Zobacz także:

MJ: No i sprawdzamy, gdzie jest underdog? Czy jest na płycie jakiś singiel, którego nie udało nam się wcześniej wytypować?

A jesteście artystami, którzy czytają komentarze w sieci?

MP: I to jak. 

MJ: To jest wręcz niezdrowe. 

MP: To uzależnia, strasznie. Nie wiem, po co to robimy i jaka jest wartość tego, że przeczyta się piętnaście razy to samo...

MJ: ...żeby to było tylko piętnaście razy. Może jak pojawią się negatywne komentarze, to przestaniemy czytać. 

MP: Negatywne komentarze też są. 

Czy w jakiś sposób te opinie oddziałują na was? Mają przełożenie na waszą twórczość? 

MP: Myślę, że warto przeanalizować komentarze na chłodno, sprawdzić, czy rzeczywiście jest tam coś, z czym się zgadzamy albo nie, czy można coś ewentualnie poprawić w przyszłości. Według mnie, tych negatywnych opinii nie należy bagatelizować. Nawet w tych, które brzmią jak hejt, znajduje się coś, co można przekuć w jakąś wartość. 

MJ: Natomiast te pozytywne zawierają w sobie element „poklepania po plecach” po dobrze wykonanej pracy. Co więcej, to w pewien sposób buduje nasze morale, co może mieć przełożenie na kolejny materiał i na sposób, w jaki do niego podejdziemy. 

Drugi album często określany jest mianem sprawdzianu dla artysty czy artystki. Jak to było w waszym przypadku? Odczuwaliście presję, pracując nad „Passé”?

MP: Oczywiście, bardzo dużą. Momentami trudno było sobie z nią poradzić, bo nasza poprzednia płyta, „Koło”, została niesamowicie dobrze przyjęta. Do tego stopnia, że wiele osób określało ją jako swoją ulubioną, jeśli chodzi o polską muzykę. To było absolutnie wyjątkowe uczucie, coś przepięknego, a zarazem niespodziewanego. Natomiast praca nad nowym materiałem ze świadomością tego, co wydarzyło się w przeszłości, była stresująca. Lekarstwem okazała się, po prostu, bardzo długa przerwa. Po trzech latach zapomnieliśmy, jakie to uczucie i mogliśmy działać dalej. 

MJ: „Koło” zebrało bardzo dobre recenzje, jednak nie otworzyło nam drzwi do mainstreamu, nie wprowadziło nas na taki level, że mogliśmy traktować muzykę jako swoje jedyne zajęcie na co dzień. Myślę, że gdyby osiągnęło poważniejszy sukces, pracując nad drugą płytą, moglibyśmy odczuwać jeszcze więcej stresu.

MP: Albo moglibyśmy poczuć pewność siebie, która byłaby nie do zniszczenia, nie do podważenia. 

To bywa zgubne...

MP: Trochę tak, ale może być również paliwem do pracy, którego wystarczy na kilka kolejnych płyt. 

MJ: Obawiam się, że jak jesteś bardzo pewny siebie, możesz stracić kontrolę i nieobiektywnie oceniać niektóre rzeczy. 

MP: Ale zastanawiam się, czy na koniec chodzi właśnie o twoją ocenę? Może ludzie chcą słuchać kawałków, z których wybrzmiewa pewność siebie, jakiś power? To czynnik – według mnie – bardzo ważny w rapie. Jak ktoś otwarcie mówi, że ma hajs albo gra koncerty dla milionów osób, to, jeśli to prawda, rzeczywiście może do kogoś trafić. 

Z drugiej strony: czy taka postawa nie jest sztucznie napompowana? I czy w ogóle żyjemy w czasach, w których warto albo wręcz czy wypada nawijać o pieniądzach, o tym ile i czego się ma? Biorąc pod uwagę to, co dzieje się wokół nas, wydaje mi się, że nie. 

MP: Moim zdaniem to bywa okropne. Jednak w wielu przypadkach można dostrzec w tym pewną głębię. Zauważ, że bity w trapie są raczej smutne. Do tego często z mrocznym samplem. Natomiast na wierzch wlatuje „przechwałka" o tym, jak wspaniale żyje się tej konkretnej osobie. Myślę, że to taki dysonans, a temu raperowi chyba nie do końca chodzi o to, o czym nawija. Choć, oczywiście, może to być pewnego rodzaju nadinterpretacja. 

MJ: To może być też kwestia tego, że tworzenie takich kawałków daje ludziom fun. I słuchanie ich również. Tak samo jak oglądanie „Hotelu Paradise” czy innych formatów tego typu. To nie jest w żaden sposób odkrywcze, nikt nie przykuwa specjalnej uwagi do treści, chodzi o rozrywkę. 

Guilty pleasure?

MJ: No właśnie. „Przechwałkowych”, opowiadających o bogactwie kawałków jest sporo. Do niedawna towarzyszyła temu narracja odpowiadająca na przekonanie, według którego wielu raperów wywodzi się z biedniejszej części społeczeństwa. Teraz został sam fun. 

Wasze teksty są bardzo mocne, często rozliczacie się w nich z przeszłością albo otaczającą was teraz rzeczywistością. W związku z tym jestem ciekawa, czy najpierw powstaje warstwa liryczna, a następnie muzyka? Czy odwrotnie?

MP: Najpierw muzyka. Zawsze. Tak się nauczyliśmy i tak robimy. Jednak nie wykluczamy eksperymentów w przyszłości, chcemy sprawdzić, jak wygląda proces tworzenia utworu od tej drugiej strony. Wiem, że dużo osób zaczyna od tekstu. Prawdopodobnie to bardzo wygodne.

MJ: W naszym wypadku Maciek odpowiada za teksty w stu procentach. Może znajdziemy w przyszłości jakiś nowy sposób na stworzenie kawałka, zobaczymy.

Jeśli natomiast chodzi o muzykę, zręcznie mieszacie różne gatunki, balansujecie na dźwiękowych płaszczyznach, przez co trudno was zdefiniować. Zastanawiam się, jak sami moglibyście określić swój styl i czy w ogóle odczuwacie taką potrzebę nazywania go?

MP: Nie czujemy za bardzo tej potrzeby. A może jednak warto byłoby nas zdefiniować, może kiedyś okazałoby się to przydatne. 

MJ: Szuflada upraszcza. Ludzie wiedzą wtedy, jak coś odebrać. Ale chyba jesteśmy zadowoleni z tego, że nasi słuchacze wciąż zastanawiają się, do której szuflady nas włożyć. Fakt, że nie da się do jednej – konkretnej, nadaje uniwersalności naszej muzyce. 

MP: Fajne jest to, że – zarówno przy poprzedniej płycie, jak i przy tej – praktycznie każdy kawałek znajduje swojego odbiorcę i to mniej więcej równo się rozkłada. Mamy w swoim repertuarze mocniejsze kawałki, które nawiązują do punk rocka, mamy też bardziej popowe, indie rockowe. Każdy może być dla kogoś tym najlepszym.  

Czy Wy macie swoje najlepsze? Ulubione? Szczególne?

MJ: To się zmienia.

MP: „chatGPT”, bo zrobiliśmy ten kawałek dla siebie.  

MJ: Gdy dostaliśmy kawałki z miksu, to „Obiecuję, że będzie gorzej” i „Robot” znalazły się blisko ucha.

MP: Jesteśmy trochę niewyżyci trapowo. Mamy wrażenie, że zaniedbaliśmy te nowoczesne brzmienia, dlatego też te dwa utwory są nam teraz bliskie. 

Maciej Poreda i Michał Jurek o porównaniach do innych artystów

Jak reagujecie na porównania do innych artystów?

MP: Przez to, że jesteśmy trudni do określenia, a słuchaczowi wygodniej jest coś nazwać, a dzięki temu łatwiej z tym obcować, te porównania pojawiają się dość często. Ciężko z nimi. Szczerze mówiąc, nie jestem ich fanem. No ale: co zrobić?

MJ: Natomiast nie są w żaden sposób krzywdzące. Rozumiemy, że one wynikają z naturalnej potrzeby ludzi do kojarzenia czegoś z tym. Jak słuchamy jakiegoś materiału po raz pierwszy, też zdarza nam się porównywać go do innej, starszej muzyki. Tak jest najłatwiej. 

MP: Czasem, jak spotykamy jakiegoś słuchacza, słyszymy, że w jakimś kawałku mój głos brzmi jak głos Taco Hemingwaya. Nie podoba mi się to, bo nie chciałbym brzmieć jak on. Czuję, że to trochę moje przekleństwo. Mówię więc wprost, że nie jestem zadowolony z tego porównania, nawet mimo tego, że słyszałem je miliony razy. A ta osoba odpowiada: „ale to super, bardzo lubię Taco”. Jeśli to pomaga tej konkretnej osobie, cóż, nie będę z tym polemizował. 

MJ: Rozumiem porównania do Taco na takim basicowym poziomie, w rapowych kawałkach. Ale były też takie sytuacje, gdy ktoś po Open’erze powiedział, że rockowy, śpiewany utwór brzmi jak on. I to mnie dziwi. 

Pogadajmy jeszcze o tytule albumu. Z jednej strony: śpiewacie o rzeczach, które są passé, być może zostały przez niektórych zapomniane albo są uważane za niemodne. Z drugiej: mam poczucie, że w dzisiejszych czasach wszystko może być hot, jeśli tylko dobrze się to ogra.

MP: Tak, trafiłaś w samo sedno. Dokładnie o to chodzi, że w dzisiejszych czasach coś, co jest passé staje się wartością. Jak złapiesz coś niemodnego i odpowiednio to nazwiesz, dostajesz plusik.

MJ: Tempo zmian na świecie jest tak duże, że wiele rzeczy bardzo szybko staje się passé. Natomiast używaliśmy tej nazwy jako pewnego rodzaju „dupochron” w kontekście tego, co ewentualnie można nam zarzucić. Jeśli ktoś uzna, że zrobiliśmy coś niemodnego, odpowiemy, że właśnie taka jest idea tej płyty. 

MP: Jesteśmy przed trzydziestą. Może okazać się, że w ogóle nie ogarniamy tego trapu i że dla jakiegoś trzynastolatka to jest coś, co powinno trafić do kosza na śmieci. No i właśnie wtedy możemy powiedzieć, że to specjalnie jest passé. 

Czujecie się boomerami?

MP: Jeszcze nie, ale może ten moment niedługo nadejdzie.

MJ: Nie, ale „przyprawa boomerowa” pojawia się w momencie, w którym pracujemy nad kawałkami w stylu „chatGPT”. Takie nirvanowe, rockowe brzmienia nie są niczym oczywistym dla młodego słuchacza. 

Maciej Poreda i Michał Jurek o sztucznej inteligencji

Teledysk do utworu „chatGPT” powstał przy użyciu sztucznej inteligencji, co z kolei jest totalnie znakiem naszych czasów. Możecie powiedzieć, jak wyglądała ta współpraca?

MP: Po prostu stwierdziliśmy, że pobawimy się narzędziami, są dostępne i coraz częściej wykorzystywane. Nie mieliśmy pojęcia, jak to się robi, chociaż Michał bardzo sprawnie porusza się w świecie komputerów oraz nowych technologii. Nauczenie się tego, jak działają te, póki co, bardzo skomplikowane programy, zajęło nam mało czasu. Dzięki temu mogliśmy szybko przejść do testów. Odpięliśmy wrotki i zaczęliśmy wpisywać jakieś głupoty. Następnie wybraliśmy najfajniejsze i zmontowaliśmy z tego klip. 

MJ: Co ciekawe, mieliśmy zlecić przygotowanie wizualizacji do tego kawałka na zewnątrz. Okazało się, że jest to dobry zarobek dla kogoś, ale jednocześnie przekracza nasz budżet. Stwierdziliśmy, że trzeba zrobić to samemu. 

MP: Ktoś za taki prosty klip stworzony przy pomocy AI zażyczył sobie sumę dwa razy większą niż za taki naprawdę porządny teledysk z aktorami, profesjonalnym planem, nawet z różnymi lokalizacjami. My wydaliśmy 90 zł.

To może zaoferujcie swoje usługi innym twórcom?

MJ: Problem polega na tym, że to, co dziś jest czymś, co może kosztować 30 albo 50 tysięcy złotych, za miesiąc może być warte 90 złotych. Wystarczy, że wykupi się subskrypcję w jakimś programie.

Cenniki staną się passé, po prostu.

MJ: Tak, dokładnie.

MP: Oby, bo to jest zdzierstwo w biały dzień (śmiech – przyp. red.). 

Jakie macie plany koncertowe? Będzie można Was zobaczyć i posłuchać na festiwalach muzycznych organizowanych tego lata? Planujecie trasę?

MP: Zagramy m.in. na Fest Festival, Męskim Graniu w Krakowie i Great September. Festiwali nie gramy dużo małych, ale gramy...

MJ: ...mało dużych. Później będzie trasa.

MP: Tak, jesienią. Jeszcze nie znamy jej pełnego kształtu, ale pracujemy nad tym. 

Na koniec: czego mogę wam życzyć z okazji premiery i nie tylko?

MP: Możesz życzyć nam dużo pieniędzy.

MJ: Szybkich samochodów.

MP: I sławy.