Glamour: Dlaczego, wybierając studia, choć interesowałaś się modą, zamiast na projektowanie czy dziennikarstwo, poszłaś w kierunku technologii?

Ewa Polkowska: W Polsce zaczęłam studiować projektowanie ubioru, ale w 2011 roku przeprowadziłam się do Danii, do Kopenhagi, gdzie kontynuowałam tę przygodę, ale już z projektowaniem zrównoważonym. Skupiłam się głównie na technologiach, innowacjach, zwłaszcza tych związanych z materiałami. Interesowała mnie przyszłość branży mody i to, jak można w niej wykorzystać odpady. Zaczęłam zwracać uwagę, jak wiele jest surowców, którym możemy dać drugie życie, przetworzyć i wykorzystać ponownie, jak choćby skórki pomarańczy czy odpady z nadprodukcji mleka, które spożywamy prawie codziennie. Zafascynowały mnie też materiały zaawansowane technologicznie, takie które mają za zadanie regulować temperaturę naszego ciała albo działać leczniczo na skórę.

Ewa Polkowska / fot. archiwum prywatne

Dlaczego akurat materiały?

W modzie chyba wszystko już było. Wciąż powtarza się te same trendy. Zaczęłam dostrzegać jednak możliwości związane z materiałami. W Kopenhadze, gdzie studiowałam w 2012 roku, pojawił się wówczas kierunek Textile Design (projektowanie tkanin – przyp. red), wzbudził ogromne zainteresowanie. Dania już wtedy stawała się coraz bardziej zrównoważona, między innymi właśnie ze względu na wykorzystywane tkaniny. W latach 2013-14 większość marek zaczęła choćby podmieniać w produkcji poliester konwencjonalny na ten z recyklingu. Teraz z kolei mocno idą w kierunku ponownego przetwarzania i materiałów z odpadów. Ja również dostrzegłam w tym niesamowity potencjał. Znacznie większy niż w samym tylko projektowaniu. Niedawno, podczas targów w Paryżu, miałam możliwość dotknąć wiskozę z grzyba, materiału wykonanego ze skórki pomarańczy, z aloesu, a nawet z imbiru. Poznałam też ludzi, którzy stworzyli alternatywę dla wełny – materiał Seawool z plastikowych butelek połączonych ze sproszkowanymi muszlami ostryg. Byłoby cudownie zastąpić wełnę, która – jeśli nie ma odpowiednich certyfikatów i nie spełnia odpowiednich regulacji – jest kontrowersyjna (głównie z powodów etycznych – przyp. red.). Lubię takie rozwiązania i im kibicuję.

Seawool - etyczny zamiennik wełny / fot. archiwum prywatne

Podoba mi się, że poszukujemy bardziej ekologicznych zamienników istniejących już materiałów. Zamiast bawełny konwencjonalnej, wybieramy organiczną albo bawełnę z recyklingu. A może są jeszcze inne rozwiązania lepsze dla ludzi i planety? Materiały z CO2, soi, aloesu... W tej dziedzinie wciąż jeszcze jest wiele do odkrycia.

Zobacz także:

Ostatnim razem rozmawiałyśmy 3 lata temu, kiedy dom mody Hermès pierwszy raz w historii wyprodukował torebkę ze skóry z grzybni. Jestem ciekawa, ile zmieniło się od tego czasu w dziedzinie nowych technologii?

Akurat skóra z grzybni cieszy się coraz większą popularnością. W kolekcjach znanych projektantów pojawia się częściej. Nowością jest to, że idziemy w kierunku mody cyrkularnej, zamykania obiegu, dlatego właśnie tak ważne jest wykorzystywanie odpadów. Widać to nawet w zachowaniu popularnych marek odzieżowych, które do swoich sklepów wstawiają specjalne pudła, zachęcając klientów, by wrzucali do nich ubrania, których już nie używają. Taka marka bierze na siebie pełną odpowiedzialność za to, co stanie się z taką wyrzuconą odzieżą. Nie bez znaczenia są w tym przypadku składy. Najgorsze są mieszanki, np. połączenie bawełny z poliestrem. Technologie nie są jeszcze zaawansowane na tyle, by rozdzielić od siebie te włókna (choć rozwijają się w tę stronę). Taki produkt staje się odpadem. To zmusza do tego, by już na początku procesu projektowego myśleć o tkaninach w kontekście ponownego przetworzenia. Z samej bawełny możemy pozyskać przędzę, a potem uzyskać materiał. Podobnie jest dziś z materiałami syntetycznymi. Choć warto pamiętać, że i recykling ma pewne ograniczenia. Nie da się przetwarzać ubrań w nieskończoność, by nie traciły na jakości. I na przykład do takiego poliestru, który nie jest już pełnowartościowy, trzeba dodać inne włókno, np. bawełnę. Koło się zamyka.

W ostatnim czasie zauważyłam również rozwój technologii związanych z śledzeniem łańcucha dostaw. Jego kontrola jest kluczowa, transparentność w tej dziedzinie bardzo ważna, choćby ze względu na regulacje Komisji Europejskiej, które mają wejść w życie w 2026 roku. W Sustainable Fashion Institute, którego jestem współzałożycielką, mocno skupiamy się właśnie na tym – tworzymy narzędzie (SUPPTrial), które ma pomóc branży odzieżowej w dokładnym śledzeniu łańcucha dostaw, łączyć marki odzieżowe z dostawcami.

Jakie tkaniny uważasz za najbardziej innowacyjne, tkaniny przyszłości? Takie, które naprawdę mają szansę coś zmienić?

Biorąc pod uwagę, że do 2030 roku musimy zmniejszyć – i to aż o połowę – stopień emisji dwutlenku węgla przypadający na każdego Europejczyka, w tym każdego Polaka, ciekawym odkryciem są tkaniny właśnie z CO2. Na świecie istnieją trzy firmy biotechnologiczne, które się tym zajmują.

Równie interesujące są tkaniny z mięty i aloesu, grzybów, soi, mleka, a nawet cynamonu i imbiru, czyli surowców wykorzystywanych także w przemyśle spożywczym. W przypadku nadprodukcji, gdy coś nie nadaje się już do spożycia, warto to jednak wykorzystać inaczej. Rynek skupia się też na szukaniu alternatyw dla skór zwierzęcych. Firma Woodoo robi to na przykład… z drewna. Nie dość, że nie giną zwierzęta, to jeszcze produkt jest w pełni biodegradowalny, a więc przyszłościowy. „Skórę” można produkować też z liści, zajmuje się tym firma beLeaf. Z kolei Ponda pracuje nad zamiennikiem puchu zwierzęcego (BioPuff).

Alternatywa dla skóry naturalnej - BeLeaf / fot. archiwum prywatne

Od jakiegoś czasu zwracam też uwagę na włókna syntetyczne. Tu także sporo się dzieje. Firma Dupont, na przykład, stworzyła włókno poliestrowe, które biodegraduje dużo szybciej niż konwencjonalny poliester. Pojawił się także poliester, który jest kompostowalny, co jest absolutnym przełomem, bo włókna syntetyczne wykorzystuje się bardzo często. Dane Textile Exchange z 2022 roku wskazują, że włókna syntetyczne, takie jak poliester, stanowią aż 60% wszystkich włókien. Nie występują one przecież tylko w odzieży casualowej, ale przede wszystkim sportowej, roboczej, wszelkiego rodzaju uniformach. Tych rzeczy jest naprawdę dużo i nie jesteśmy w stanie wszystkich podać recyklingowi.

Jak nie dać się nabrać na greenwashing, na co należy zwracać uwagę na metkach?

Konsument powinien czytać metki: sprawdzać, gdzie ubrania zostały wykonane i jak je pielęgnować. Warto znać choćby symbole pralnicze, bo dzięki prawidłowej pielęgnacji odzieży, jej żywotność jest dłuższa, a więc dłużej zostają z nami.  Nie zawsze też napis „EKO” na metce oznacza, że produkt faktycznie taki jest. Bo może się zdarzyć, że w składzie produktu 30% to bawełna organiczna, a reszta to bawełna konwencjonalna, a sieciówki nazywają to produktem ekologicznym, mimo że tak nie jest. Przykładem tego jest policotton – połączenie poliestru i bawełny – w proporcjach 40 do 60 albo odwrotnie. Co z tego, jeśli bawełna jest organiczna, jeśli zmieszano ją z poliestrem konwencjonalnym? Z takim produktem nic już później nie zrobimy.