Nie należę do grona osób, które uważają małżeństwo za cel czy największe życiowe osiągnięcie. Natomiast muszę przyznać, że śluby od zawsze mnie wzruszają. Nie tylko moment, w którym zakochani wypowiadają słowa przysięgi, ale każdy etap tego (w mojej opinii wyjątkowego) wydarzenia. Od przygotowań, przez samą ceremonię, aż po wesele. Dlatego gdy moja przyjaciółka poprosiła, żebym towarzyszyła jej podczas poszukiwań sukni ślubnej, z trudem powstrzymywałam łzy. Zalała mnie fala tak różnych, dziwnych, ale zarazem pięknych emocji. Czułam się absolutnie zaszczycona. No i, przede wszystkim, chciałam, by przyszła panna młoda jak najlepiej zapamiętała to doświadczenie. Cóż...

Poszukiwania idealnej sukni ślubnej powinny być wyjątkowe. Czy faktycznie są?

To był mój pierwszy raz w salonie sukien ślubnych. W związku z tym nie do końca wiedziałam, czego mam się spodziewać. Choć, oczywiście, miałam pewne wyobrażenia na ten temat. Niestety już chwilę po wejściu do środka okazało się, że w dużej mierze odbiegają one od rzeczywistości.

Salon zlokalizowany w zabytkowej kamienicy w Warszawy był przepięknie urządzony. Wyglądał naprawdę niesamowicie. Panowała w nim wyjątkowa atmosfera. Niestety czar prysł. A to ze względu na zachowanie pani, która tam pracowała. 

Gdy moja przyjaciółka założyła pierwszą z przygotowanych dla niej sukien ślubnych, zarówno ja, jak i jeszcze jedna przyjaciółka, która była z nami na miejscu, chciałyśmy zrobić kilka zdjęć. Niestety nie mogłyśmy. Wspomniana pani z salonu zabrała od nas telefon i poprosiła moją przyjaciółkę, by stanęła w konkretnym miejscu, po czym sama zajęła się fotografowaniem. Jak sama przyznała, w innym wypadku suknia mogłaby wyglądać niekorzystnie. To o tyle zastanawiające i, po prostu, dziwne, że przecież nie będzie jej z nami na ślubie i weselu. A zaproszeni goście oraz gościnie będą robić mnóstwo zdjęć podczas wydarzenia. Co więcej, nie sposób przewidzieć, jakie będzie światło w dniu ceremonii. Właśnie dlatego byłoby miło, gdyby suknia wyglądała korzystnie w każdej sytuacji. 

Kolejna suknia ślubna naprawdę źle się układała. Nie miałyśmy zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku. Zaczęłyśmy o tym dyskutować, co nie umknęło to wspomnianej pani z salonu. Choć rozmawiałyśmy o wszelkich mankamentach kreacji najdelikatniej jak się dało, brak uznania z naszej strony bardzo jej się nie spodobał. Zrobiło się niemiło. Poza tym nie obyło się bez komentarzy dotyczących wyglądu panny młodej. Pozwólcie jednak, że te zachowam dla siebie. Dodam tylko, że uważam to za całkowity brak profesjonalizmu i szacunku. 

Nie mam nic więcej do zaproponowania – usłyszałyśmy, gdy moja przyjaciółka była gotowa na zmierzenie trzeciej sukni. Generalnie: mega słabo. Nie pozostało jej więc nic innego, jak przebrać się w swoje ubrania i opuścić atelier. 

Wizyta w salonie sukien ślubnych – wyobrażenia kontra rzeczywistość

Przymiarki we wspomnianym salonie sukien ślubnych trwały (z zegarkiem w ręku) 16 minut. Zarezerwowałyśmy sobie o wiele więcej czasu. Ba! Myślałyśmy, że spędzimy super popołudnie w dziewczyńskim gronie. Jednak wyszłyśmy zażenowane, zmęczone i zrezygnowane. 

Zobacz także:

Te niby niepozorne sytuacje miały ogromny wpływ na całe poszukiwania. Wyobrażenia zderzyły się z rzeczywistością. Zaczęłam się zastanawiać, czy zawsze wygląda to w ten sposób? Czy przyszła panna młoda nie zasługuje na uwagę? Czas? Czy nie powinno się odpowiedzieć na jej pytania, rozwiać ewentualne wątpliwości? No i po co te komentarze?

Na szczęście to był dopiero początek misji pod kryptonimem „suknia ślubna”, a nie jej koniec. Od tamtego nieszczęsnego popołudnia minęło już kilka miesięcy. A ja mogę wam zdradzić, że moja przyjaciółka czeka na finalną wersję swojej idealnej kreacji zamówionej w salonie sukien ślubnych, w którym wszystko, ale to absolutnie wszystko się zgadzało. Pracujące tam panie stanęły na wysokości zadania. Zadbały o każdy detal, w tym o komfort mojej przyjaciółki. Mało tego. Po ślubie oferują przeróbkę sukni ślubnej w taki sposób, by służyła w przyszłości jako sukienka koktajlowa. Czy mogłoby być lepiej?