W kinach w Polsce można już oglądać „Tylko nie ty”, czyli jedną z najbardziej wyczekiwanych komedii romantycznych 2024 roku. To najnowsza propozycja Willa Glucka – reżysera znanego właśnie z tego gatunku. Głównymi bohaterami filmu są Bea i Ben, którzy poznają się w kawiarni, a następnie spędzają ze sobą całe popołudnie, wieczór oraz noc. Niestety rozstają się w nienajlepszych stosunkach, co z kolei wynika z głupiego nieporozumienia. Pech (a może jednak szczęśliwy traf) chciał, by spotkali się ponownie. I jeszcze raz. I to tak, że nie mogli dalej się unikać. Gdy lecą do Australii na ślub bliskich sobie osób, postanawiają udawać, że zażegnali konflikt i są parą. Różnią się od siebie, a każde z nich ma inne powody, dla których decyduje się na ten układ. 

„Tylko nie ty” – Sydney Sweeney (znowu) zachwyca

W rolach głównych występują Sydney Sweeney i Glen Powell, którzy przy okazji promocji „Tylko nie ty” musieli zmierzyć się ze spekulacjami dotyczącymi (rzekomo) łączącego ich uczucia. Gwiazda po raz kolejny zachwyciła i udowodniła, że jest aktorskim kameleonem. Radzi sobie doskonale w mocnych, poruszających kreacjach (m.in. „Euforia i „Reality”), a także w sytuacjach komediowych, czego „Tylko nie ty” jest najlepszym potwierdzeniem. Co ciekawe, 26-latka nie tylko zagrała w filmie, ale również była zaangażowana w jego produkcję. Wspomnianej parze na ekranie towarzyszą m.in. Alexandra Shipp, Hadley Robinson, GaTa, Rachel Griffiths, Michelle Hurd oraz Dermot Mulroney

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w filmie „zagrała” też piosenka „Unwritten” autorstwa Natashą Bedingfield. Pojawia się w kilku (nawet tych kluczowych) momentach. To właśnie na niej opierają się fragmenty fabuły. Dzięki niej możemy poznać bohatera granego przez Glena Powella nieco lepiej. Warto bowiem zaznaczyć, że jego historia nie została tak bardzo rozbudowana jak w przypadku Beatrice. Pozostaje tajemnicą. 

„Tylko nie ty”: recenzja

Problem wielu komedii romantycznych polega na tym, że (o, ironio) w ogóle nie bawią. Dlatego podchodzę do nich z rezerwą. Tak było również w przypadku „Tylko nie ty”. Muszę przyznać, że film spełnił moje (podstawowe) oczekiwania. Bawił, momentami także wzruszał. Nie obyło się bez cringe’u. Oczywiście. Jednak dawka zażenowania nie przekraczała niepisanych norm.

Prosta, wręcz przewidywalna fabuła, piękne widoki i soundtrack z (przypomnianym po raz kolejny) „Unwritten” to główne składowe tego filmu. Jeśli więc poszukujecie czegoś niewymagającego większego zaangażowania ze strony widza bądź widzki (np. na luźny wieczór lub weekend), możecie wziąć tę produkcję pod uwagę. Warto się na to zdecydować chociażby na magnetyczny duet, jaki na ekranie tworzą Sydney Sweeney i Glen Powell