Sara James to jedna z tych osób, których (prawdopodobnie) nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest młoda i bardzo utalentowana. Robi karierę nie tylko w Polsce, ale również poza jej granicami. Mierzy naprawdę wysoko. Artystka została jedną z gwiazd okładki kwietniowego numeru GLAMOUR. Przy okazji udzieliła szczerego wywiadu, w którym opowiedziała m.in. o życiu i tworzeniu na własnych zasadach, wrażliwości oraz hejcie. Poniżej prezentujemy fragment rozmowy.  

Sara James w wywiadzie dla GLAMOUR

Asia Twaróg: Trudno jest żyć na własnych zasadach w dzisiejszych czasach?

Sara James: Myślę, że każdy z nas musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Z mojej strony niełatwo jest być sobą w dzisiejszych czasach, chociażby ze względu na internet i to, jak na nas wpływa na co dzień.

Co w takim razie oznacza dla Ciebie „być sobą”?

Akceptację. Przez długi czas próbowałam wpasować się w różne grupy. Denerwowałam się na samą siebie, bo czułam, że nigdzie nie pasuję. Chciałam ubierać się i zachowywać jak inni. Ale w końcu to samo do mnie przyszło. Teraz wyglądam, jak chcę, nie podążam za trendami ani żadną konkretną estetyką.

Sara James: „Gdy dostajesz 200 pozytywnych wiadomości i nagle pojawiają się dwie hejterskie, to skupiasz się wyłącznie na nich” 

W mediach społecznościowych nie brakuje osób, które chętnie udzielają rad, a nawet uzurpują sobie prawo do oceny Ciebie i Twojego życia. Czytasz o sobie w internecie? Przejmujesz się opiniami innych?

Jestem bardzo wrażliwa, dlatego od początku kariery staram się nie czytać komentarzy na swój temat. Gdy dostajesz 200 pozytywnych wiadomości i nagle pojawiają się dwie hejterskie, to skupiasz się wyłącznie na nich. A niektóre są naprawdę obrzydliwe, wręcz obleśne. Hejt to poważny problem, z którym nie tylko ja się spotykam. Ludzie myślą, że mogą schować się za ekranem, że są anonimowi w sieci, a to nieprawda. Niektórzy bywają okrutni, ale trudno to zmienić.

Zobacz także:

Przerażające jest też to, że hejterskie komentarze są często kierowane do dzieci czy osób, które dorastają i kształtują swoją osobowość.

To obrzydliwe i straszne. Niestety to część tego biznesu i życia osób rozpoznawalnych. Szczerze mówiąc, już mnie to nie rusza. Przyjęłam taktykę Toma Hollanda, który kiedyś powiedział: „Jeśli nie masz mojego numeru telefonu i nie możesz do mnie napisać, to znaczy, że nie jesteśmy blisko”.

Sara James: „Wrażliwość to moja siła” 

Wspomniałaś, że jesteś wrażliwa. Na szczęście coraz częściej mówi się o tym, że nie jest to słabością, tylko prawdziwą siłą. Postrzegasz to w ten sposób?

Kiedyś uważałam, że płacz i emocje są zbędne, że łatwiej dusić je w sobie, skupiając się np. na pracy. Niestety to nie działa. W pewnym momencie pękasz, a wszystkie trudności wracają ze zdwojoną mocą. Teraz wiem, że wrażliwość to moja siła. Czuję bardziej otaczający mnie świat, a także emocje innych osób, to dla mnie bardzo ważne i potrzebne. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie byłabym artystką.

Wolisz skupiać się na tym, co tu i teraz, czy częściej myślisz o tym, co przed Tobą?

W zasadzie od zawsze myślę o tym, jak będzie wyglądać świat i czym będę się zajmować w przyszłości. Staram się skupiać na tym, co tu i teraz, bo tak jest łatwiej. Ale różnie z tym bywa (śmiech).

O czym marzysz?

Marzę o tym, żeby być zawsze na scenie. Chcę leczyć ludzi swoją twórczością. Zależy mi na tym, by słuchając moich piosenek, przeżywali różnorodne emocje. Kocham muzykę, bo każdy odbiera ją totalnie inaczej. Ostatnio byłam na koncercie i gdy usłyszałam naprawdę smutny utwór z repertuaru artystki, pomyślałam, że każda z dwóch tysięcy zgromadzonych na miejscu osób przeżywa w tej chwili coś zupełnie innego. Mamy różne historie, różne doświadczenia. To piękne.

--
Wywiad z Saną James ukazał się w kwietniowym numerze GLAMOUR (w sprzedaży od 21 marca 2024).