Ania Rusowicz zapowiada nową płytę. I nie chce być już Anią, tylko Anną. Dojrzałą, mądrą, dbającą o siebie i stawiającą siebie samą na pierwszym miejscu. To będzie bardzo osobista płyta, pełna emocji, wyznań i… miłości. Możemy już słuchać dwóch singli – „Tobie” i „Ciebie kochać chcę” w duecie z Kubą Badachem.

Jaką Anię pożegnałaś?

Wolę mówić o tym, co przywitałam. Tak będzie łatwiej. Przywitałam stanowczość. Już wiem, o co mi chodzi. Wsadziłam się też w końcu w jakieś ramy. I wiem już, że jeśli mam się zmieniać, to tylko dla siebie. Zrozumiałam też, że to, co mnie trzyma w przeszłości, nie pozwala mi ruszyć z kopyta w przyszłość. Ta przemiana nie była ani łatwa, ani przyjemna. Najtrudniej było mi rozstać się z niezrealizowanymi marzeniami.

Jakimi?

Ponieważ w młodym wieku straciłam rodzinę, to jako młoda dziewczyna postawiłam sobie cel, by stworzyć własną rodzinę, która będzie na zawsze, która będzie czymś pewnym i stabilnym. Życie pokazało mi, że jednak będzie inaczej. Stworzyłam rodzinę, ale okazało się, że ona nie będzie na zawsze, była przez jakiś czas. Dorosłość polega na tym, że potrafisz zaakceptować rzeczywistość, a nie jak dziecko tupać nogą. Chcę już być Anną, dorosłą, a nie małą dziewczynką, którą trzeba się zająć. Nie chcę już cierpieć. Chcę o sobie myśleć, że mam moc.

Skąd czerpiesz swoją moc?

Myślę, że przychodzimy na świat z pewnym potencjałem mocy. I myślę, że mam to szczęście, że mam jej dużo z natury. Ale nowością dla mnie jest to, że chcę tę energię chronić, żeby nie stosować tzw. rozdawnictwa energetycznego. Nauczyłam się mówić: nie. I umiem już się dobrze traktować, tak jak traktuje się najlepszą przyjaciółkę.  

Zobacz także:

Zdarzyło Ci się w życiu potraktować siebie samą źle, bez czułości?

Wiele razy! Do tej pory stawiałam siebie raczej na ostatnim miejscu. I dlatego potrzebna mi była zmiana. Powiedziałam sobie, że już basta, już dość. Dlaczego mam siebie nie lubić? Dlaczego mam siebie traktować źle? Chcę dbać o swoje potrzeby i swój dobrostan. Wiele razy w życiu zrobiłam coś przeciwko sobie – na przykład mimo że źle się czułam, byłam zmęczona, przepracowana, to nie potrafiłam odmówić, gdy ktoś mnie o coś prosił. I robiłam – kosztem swojego zdrowia psychicznego i fizycznego. Nie chcę już tak! Nie szanowałam swoich granic. Teraz wiem, gdzie one powinny być dla mnie święte. Wzięłam odpowiedzialność za siebie. I to jest dla mnie dorosłość i dojrzałość.

Ten proces był długi?

Tak. Długi i bolesny. Bo dotychczasowa Ania była fajną, szaloną dziewczyną pełną marzeń. Ale żyła trochę bez fundamentów, bez bazy, targana emocjami, niepewna siebie, mega wrażliwa i zależna emocjonalnie od innych. I przez to nie mogłam pójść naprzód. Poczuć samej siebie. I teraz jestem krok dalej. Teraz chcę budować Annę na dojrzałości i samowystarczalności, pewności, że jestem ważna dla samej siebie.

Artystycznie, muzycznie Anna będzie też inna?

Akurat artystycznie zawsze byłam pewna swego. I odważna. Już przy pierwszej płycie dostałam nieźle w kość, zresztą przewidziałam to. Ludzie pukali się w głowę: kto tego będzie tego słuchał? Jakiegoś dziwnego big beatu? Okazało się, że ludzie jednak chcieli takiej muzyki. Konsekwencja i upór sprawiły, że wydaję właśnie piątą płytę, a właściwie siódmą. Muzycznie zawsze byłam ze sobą w zgodzie.

Nowa płyta będzie bardzo osobista?

Jest pewnego rodzaju klamrą. Nagrywaliśmy ją w dwóch częściach. Po pierwszej kolega, który pracuje ze mną, skomentował: smutne są te piosenki. No tak, nie działo się za wesoło w moim życiu – rozwiodłam się, zostałam sama z dzieckiem, musiałam wiele rzeczy przewartościować i ułożyć na nowo. Ale już przy drugiej części, stwierdził, że zrobiło się bardziej pozytywnie (śmiech). Tak, teraz wyszło słońce i jest nadzieja. I wierzę w to, że teraz będzie dobrze. Gdybym położyłam na szali to , co utraciłam: marzenia o rodzinie, moją rodzinę właśnie, i to, co zyskałam, to bilans nie jest oczywisty. Kiedy budowałam rodzinę, byłam zamknięta na świat zewnętrzny, maksymalnie skupiona na mężu i synu. A teraz jestem otwarta na to, co przynosi życie: przyjaciół, nowych ludzi, podróże. Utraciłam coś, ale w zamian przyszło coś nowego. I to jest też piękne. Dziś przychodzi do mnie mnóstwo dobra. Im bardziej się na to otwieram, tym więcej dostaję.

Nową płytą zrobiłaś sobie piękny prezent na 40. urodziny…

Na 40. urodziny szukam sobie nowego miejsca na ziemi, chcę otworzyć nowy rozdział. Dostałam od przyjaciół skok ze spadochronem, taki symboliczny skok w nowe życie. Przyjaciółka podarowała mi… gwiazdę na niebie. Tak, kupiła mi gwiazdę. Popłakałam się bardzo, to dla mnie magiczny prezent. Ta gwiazda nazywa się Dziewczyna Słońca. Moi rodzice nagrali taką piosenkę, tuż po tym jak się urodziłam. To mój amulet.