Każda z nas ma coś, co sprawia, że momentami czujemy się mniej atrakcyjne. Dla jednej to będzie nieładna cera, dla innej zbyt grube nogi, zwłaszcza gdy stanie obok szczupłej koleżanki. Kompleksy to „drobne” (choć mogą być i potężne) wyobrażenia na temat własnych niedoskonałości. Rozwojowe, naturalne i... demokratyczne – bo dotyczą każdej z nas!

Dysmorfofobia – czym jest i skąd się bierze?

O dysmorfofobii (lęku przed brzydotą) mówimy wtedy, gdy mamy do czynienia z obsesyjnym myśleniem o własnych, w dodatku często urojonych niedoskonałościach. Gdy taka osoba nie może normalnie funkcjonować, bo jej myśli nieustannie krążą wokół domniemanego, często niewidocznego dla innych defektu – mówi prof. dr hab. n. med. Aleksandra Lesiak, specjalista dermatolog-wenerolog z Kliniki Dermatologii, Dermatologii Dziecięcej i Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi oraz łódzkiej Dermokliniki.Problem dotyczy ok. 3% populacji i zaliczamy go do schorzeń z grupy obsesyjno-kompulsywnych”.

Można zatem powiedzieć, że to taki kompleks plus. Taki, który rozrósł się jak komórka nowotworowa i wymknął spod kontroli. Z reguły zaczyna się w wieku nastoletnim. Dziewczyny (o wiele częściej niż młodzi mężczyźni), które cierpią na to schorzenie zaliczane do grupy zaburzeń psychicznych, „widzą” swój defekt w nadnaturalnych rozmiarach. Podobnie jak dla anorektyczki stojącej przed lustrem jej 40-kilogramowa sylwetka wydaje się monstrualnych rozmiarów, tak dla osoby cierpiącej na dysmorfofobię niezbyt wielkie znamię urasta w głowie do zmiany przesłaniającej połowę twarzy. Taka osoba nie dość, że sama jest na tym skupiona, nieustannie obserwuje się w lustrze lub w witrynach sklepów i całą swoją energię zużywa na to, by ukryć przed światem potencjalne źródło kpin (np. odwraca się do rozmówcy tylko jednym profilem albo przesłania twarz szalem), to jeszcze zadręcza partnera albo domowników nieustannymi pytaniami na temat swojego wyglądu.

Dysmorfofobia – jak wygląda w praktyce?

Zdarzają się pacjentki, które przychodzą do gabinetu z partnerem i zadają pytanie: „Widzi pani tę ogromną zmianę? Prawda, kochanie, że jest okropna?”, a partner przytakuje. Wysondowany przez lekarza na osobności, że przecież tam nic nie ma, wzrusza ramionami. Czasami lepiej jest przytakiwać i dzięki temu zyskać chwilę spokoju. Dymorficzne lęki dotyczą z reguły zmian na twarzy, ale czasami i rozmiarów konkretnej części ciała. Zbyt (teoretycznie): małych oczu, dużych uszu, wąskich ust, grubych kolan czy kostek. Są to rzeczy, na które osoba niemająca zaburzeń nie zwróciłaby uwagi (bo kogo w sumie aż tak obchodzi wygląd kostek).

Zafiksowanie się na problemie jest też dużym kłopotem dla lekarza. Gdy przychodzi pacjentka i chce powiększenia ust, a my widzimy, że nie powinniśmy tego robić, najlepiej jest merytorycznie i zdecydowanie odmówić. Zasugerowanie pacjentce, że może powinna skorzystać z konsultacji psychiatrycznej, nie jest łatwe, a może zostać odebrane jako obcesowe – twierdzi prof. Lesiak. – Takiego pacjenta łatwo rozpoznać – jest niezainteresowany dialogiem, skupiony obsesyjnie na swoim problemie, nie słucha i brak mu dystansu. A najgorsze jest to, że nawet jeśli od nas wyjdzie z niezrobionymi ustami, to pójdzie do innego gabinetu i być może osiągnie swój cel. Tyle że to nie jest działanie terapeutyczne, tylko dodatkowe pogłębianie problemu psychicznego takiej osoby”.

Kompleksy pozwalają normalnie funkcjonować. Odzywają się czasem, pod wpływem jakiejś sytuacji lub gdy ktoś niechcący nas urazi. Generalnie jednak w codziennym życiu potrafimy postawić je na drugim, a nawet dziesiątym planie. Każda nastolatka na świecie miała kiedyś pryszcze albo biust nie tego rozmiaru, co trzeba. U osób szczególnie podatnych i uwrażliwionych na punkcie własnej fizyczności takie nadmierne poświęcenie się danemu problemowi może zaowocować fiksacją i w końcu doprowadzić do zaburzenia, którego podłoże zawsze jest dużo bardziej skomplikowane. Powiązane jest bowiem z akceptacją, poczuciem bezpieczeństwa, traumami z dzieciństwa itd.

Sama znam dziewczynę o perfekcyjnej sylwetce, która wiecznie męczyła wszystkich opowieściami o tym, że jest za gruba. Początkowo myślałam, że to kokieteria, dziewczyna wyglądała przecież lepiej niż niejedna z nas. Odchudzała się nawet w ciąży i aż do porodu intensywnie ćwiczyła na siłowni. Nadal myślałam, że to próżność. Aż kiedyś wyznała mi, że gdy była nastolatką, ojciec zwrócił jej uwagę, że nadmiernie przytyła i że za każdy „zgubiony” kilogram będzie jej płacił złotówkę. Swoją drogą niezła forma kieszonkowego... Wtedy już pomyślałam, że szczerze jej współczuję. Podobnie jak każdej dziewczynie, która nieustannie dopytuje o kremy na trądzik, choć jej skóra jest gładka jak atłas.

Zobacz także:

 

Dysmorfofobia a kompleksy – czym to się różni?

Gdzie przebiega granica między kompleksami a dysmorfofobią? To proste. Dopóki to ty panujesz nad nimi, a nie one nad tobą. Tylko jak to samej zauważyć? Ile czasu dziennie spędzasz na rozpatrywaniu jakiegoś problemu i ile energii wkładasz w zamaskowanie go? Odpowiedz sobie szczerze.

Z całą pewnością warto się zastanowić nad wizytą u specjalisty, jeśli widzisz u siebie lub kogoś ze swoich bliskich:

  • obsesyjne zainteresowanie własnym wyglądem (zwłaszcza partii twarzy – nosa, ust, uszu, włosów),
  • urojenia – takiej osobie wydaje się, że absolutnie wszyscy „gapią” się na te części, które ona uważa za problematyczne,
  • niechęć do kontaktów z innymi, do wychodzenia z domu i do spotkań towarzyskich właśnie z powodu tego, że nie chcemy, by inni nas oglądali (i oceniali).

Czy dysmorfofobię można wyleczyć? Tak, ale nie licz, że łykniesz pigułkę i będzie po sprawie. Sposobem na łagodzenie objawów dysmorfofobii jest psychoterapia. Najlepiej poznawczo-behawioralna. Czasami terapeuci wykorzystują metodę, która polega na celowej ekspozycji chorego na to, czego zazwyczaj unika. Np. organizuje się mu długotrwałe przebywanie w miejscach publicznych, ogranicza się czas na makijaż, nie daje się okazji do ciągłego sprawdzania swojego wyglądu. Pacjenta też trzeba uczciwie poinformować, co się z nim dzieje: na jakim etapie jest choroba, dlaczego tak postępuje i jak się czuje. Czasami pomocniczo przepisuje się leki przeciwdepresyjne SSRI (z grupy inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny). Główną trudnością w leczeniu jest uświadomienie pacjentowi, że jego problem nie tkwi w ciele, jak mu się wydaje, tylko w głowie.

Na koniec drobne, ale ważne spostrzeżenie. Według profesor Lesiak cała kultura Instagrama jest mocno dysmorfofobiczna. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Jeśli zmieniamy kształt swojej twarzy, brwi, ust albo pośladków tylko po to, by dopasować się do przypadkowych kanonów estetycznych rządzących tym medium, to czas się zastanowić. Nad Instagramem, nad sobą i nad światem.

Przeczytaj również: