Przed wami moda, która wpadła do cepelii, obwiesiła się firanami, a po drodze zajrzała jeszcze do krakowskiej szopki i sklepu z fajansem. Szyje ją Duet Rad, czyli Julek Rusin i Maciek Jóźwicki: dwóch chłopaków z zajawką na polski folklor. Ich przebojowa kolekcja Wiesia sprawiła, że bibeloty babci stały się spoko. A branża zdała sobie sprawę z tego, że moda może być czymś więcej niż kolejną linią codziennych, szarych bluz. Zapytaliśmy chłopaków o inspiracje, prace nad ich kampanią i nostalgię za polskim wzornictwem.
Arek Zagata: Nazwaliście się Rad – jak tłumaczycie na Instagramie – na cześć odkrycia Marii Skłodowskiej-Curie. Jak ta nazwa ma się do waszego podejścia do projektowania?
Duet Rad: Wpadła nam do głowy spontanicznie. Spodobało nam się, że odnosi się do jednego z ważniejszych odkryć w nauce, do mądrej kobiety, która poświęciła się swojej pracy, a jednocześnie po angielsku oznacza „coś świetnego, imponującego”. Takie są nasze aspiracje w projektowaniu – kreowanie czegoś ciekawego, świeżego i innowacyjnego. Bardzo ważny jest dla nas aspekt polskości. Poza tym, lubimy niejednoznaczność.
Chochoł, chłopomania, firanki – za takim zestawem inspiracji musi stać ciekawa historia. Jak wpadliście na pomysł na kolekcję Wiesia?
Na przedwiośniu ubiegłego roku odezwała się do nas Vasina z propozycją stworzenia projektów do sesji zdjęciowej dla Moniki Brodki z odzyskiwanych materiałów. Tak powstały kurtka z wzorzystych huculskich kilimów i asymetryczna koszula z zabawnymi motywami z firan w zestawie z ażurowym kapeluszem. Efekty przeszły nasze oczekiwania, skojarzyły nam się ze słowiańskością, z serialem „Noce i dnie”, a także ze wspomnieniami z dzieciństwa – cieniem babci za firanką, która obserwuje swoje wnuki bawiące się na podwórku. Wtedy zaczęliśmy pochłaniać klasykę polskiej literatury i kinematografii – Wyspiańskiego, Wajdę, Reymonta, Kieślowskiego, słuchaliśmy Kilara. Pojawił się pomysł, by w tym duchu zrobić całą kolekcję, wykorzystać motywy włocławskiego fajansu, krakowskiej szopki, plecenie z rogożyny, siano. W tym, co robimy, zawsze jest dużo zarówno powagi, jak i humoru.
Takie są nasze aspiracje w projektowaniu – kreowanie czegoś ciekawego, świeżego i innowacyjnego. Bardzo ważny jest dla nas aspekt polskości. Poza tym, lubimy niejednoznaczność.
Szyjecie kostiumy dla poznańskich drag queens. Kamp i przewrotna konwencja są wam nieobce, w kampanii Wiesi wielki gołąb atakuje kapelusz-krakowską szopkę, a modelka leży obłożona włocławskim fajansem. Ile jest w waszych projektach z performensu?
Szyjemy dla wszystkich, zarówno suknie ślubne na zamówienie, kostiumy sceniczne, tworzymy też projekty witryn sklepowych dla Jazz and Silk Merino. W pracy dla Drag Queens czy na scenę szczególnie lubimy brak ograniczeń, możliwość pozwolenia sobie na totalne szaleństwo, opowiedzenia historii – podobnie podchodzimy do naszych sesji zdjęciowych. Poza chęcią pokazania projektu jak najlepiej chcemy opowiedzieć jakąś historię – w przypadku kampanii „Wiesi” każde zdjęcie nawiązuje bezpośrednio do inspiracji czy powstawania przedstawianego projektu, do polskiej kultury czy mitologii słowiańskiej.
W „Wiesi” inspiracje polską sztuką zauważy każdy. Ale nie tą wysoką, z galerii, ale użytkową, powszechną. Jak się chcecie plasować na rynku mody?
Chcielibyśmy, żeby na nasze projekty mogło sobie pozwolić jak najwięcej osób i żeby były użytkowe. Niekoniecznie zależy nam, żeby ktoś się sugerował pełnymi stylizacjami z wybiegu, które mogą dla niektórych być kontrowersyjne – bo pokaz mody to dla nas pretekst do puszczenia wodzy fantazji, ekspresji artystycznej czy stworzenia narracji.
Zobacz także:
Niektórzy mogą nie wyłapać lekko żartobliwego tonu tych ubrań. Do kogo kierujecie Wasze kolekcje?
Reakcje na naszą kolekcję i kampanię nas zaskoczyły. Nie projektujemy szarych dzianinowych bluz, więc nie spodziewaliśmy się aż takiej fali pozytywnego odbioru. Paradoksalnie kolekcja, która w naszym rozumieniu nie była dla wszystkich, spodobała się wielu bardzo różnym ludziom z wielu przedziałów wiekowych, a im bardziej szalony pomysł, tym nawet lepszy odbiór. Dlatego zaufaliśmy naszym odbiorcom i nie chcemy określać, dla kogo mają być nasze projekty.
Zaczęliśmy pochłaniać klasykę polskiej literatury i kinematografii – Wyspiańskiego, Wajdę, Reymonta, Kieślowskiego, słuchaliśmy Kilara. Pojawił się pomysł, by w tym duchu zrobić całą kolekcję, wykorzystać motywy włocławskiego fajansu, krakowskiej szopki, plecenie z rogożyny, siano. W tym, co robimy, zawsze jest dużo zarówno powagi, jak i humoru.
Wasza kampania bardzo się wyróżnia. Opowiedzcie na czym polega jej koncepcja i jak przebiegała praca nad nią.
W kampanii chcieliśmy przenieść „wieś” do studia fotograficznego. Trochę w stylu swojskiego, folklorystycznego performance'u w galerii sztuki. Na każdym z ujęć opowiedziana jest historia powstania, źródło inspiracji danego projektu – czasem dość dosadnie, czasem subtelniej. Współpracowaliśmy jak zwykle z Weroniką Walijewską, która jest fantastyczną fotografką i naszą przyjaciółką – świetnie się dogadujemy. Kampania do Wiesi to było duże przedsięwzięcie, bo każdy kadr wypełnia inna scenografia. Nie udałoby się to bez wielkiego wsparcia naszych przyjaciół i rodziny. Ktoś załatwił po znajomości rekwizyty i rzutnik, zbieraliśmy po rodzinie sprzęty do pracy w ogrodzie, beczki, plastikowe bociany, snopki siana. Przywieźliśmy do studia setki litrów ziemi ogrodniczej, by usypać z niej grządki. Włocławski fajans to wielka kolekcja pochodząca z domu rodzinnego Macieja. Kostium chochoła został skończony przez Julka nad ranem w dzień sesji – wydawał nam się on na tyle ważnym elementem, że nie chcieliśmy go odpuścić.
Unikatowe dzieje naszego narodu spowodowały, że paradoksalnie często wstydzimy się własnego pochodzenia. Bardzo ważne było też dla nas pokazanie powszechnych polskich motywów ludowych w kategorii czystego, zrozumiałego piękna.
Dzięki nostalgii odkrywamy, że dawne polskie wzornictwo jest super. Czy współczesny design mu dorównuje?
W Polsce zawsze było wielu utalentowanych artystów i żadne czasy nie były lepsze czy gorsze. Na pewno realia i możliwości się zmieniają.
W Wiesi czerpaliśmy z, jak nam się wydawało, trochę zapomnianych, zakurzonych inspiracji sztuki użytkowej z przeszłości, elementów dla nas nostalgicznych. Tyle że okazuje się, że te inspiracje są aktualne i „żyją” w jakimś stopniu w każdym z nas. Unikatowe dzieje naszego narodu spowodowały, że paradoksalnie często wstydzimy się własnego pochodzenia. Bardzo ważne było też dla nas pokazanie powszechnych polskich motywów ludowych w kategorii czystego, zrozumiałego piękna.
Wiesia to bardzo charakterystyczna, elektryzująca kolekcja. Chcecie żeby słowiański folklor stał się Waszym znakiem rozpoznawczym? Co planujecie dalej?
Mamy wiele pomysłów na kilka kolejnych kolekcji, na razie zbieramy inspiracje, robimy próby i szkice. Jesienią wypuścimy kolejną po Wiesi dużą kolekcję wybiegową, a niedługo ruszamy z produkcją minikolekcji reinterpretującej elementy Wiesi w sposób bardziej przystępny do codziennego użytku. Niekoniecznie słowiański folklor zostanie w naszych kolekcjach na dłużej, ale na pewno zachowamy „polskość”, bo to część naszego projektowego DNA. Nie chcemy zdradzać za dużo zbyt szybko.
Tekst pierwotnie ukazał się w czerwcowym wydaniu Glamour, w sprzedaży od 14 maja.